Zielone Smaki Łodzi, czyli festiwal bez mięsa

Finaliści i organizatorzy Festiwalu podczas rozdania nagród w kawiarni Niebostan.
Anellini to pasta w kształcie obrączek. Legenda głosi, że kształt ten zawdzięcza żonom, które tę potrawę przygotowywały swoim mężom, gdy ci wyruszali na dłuższe wyprawy. Te obrączki miały im przypominać, że są w stałym związku.
Restauracje i potrawy wegetariańskie i wegańskie opisywałem wielokrotnie w tej rubryce. Jedliśmy razem pyszny gulasz z sejtana w Korzeniach, rewelacyjne wege burgery w Papuvege, a ostatnio zaskakujący w smaku chłodnik buraczano-arbuzowy w Zjadliwościach przy Piotrkowskiej 102a. Restauracji, w których nie zjemy mięsa, przybywa. Bardzo je lubię i często odwiedzam, dlatego ucieszyła mnie wiadomość, że zostałem powołany do składu jury Festiwalu Zielone Smaki Łodzi. Festiwal jest organizowany po raz czwarty, a wszystkie edycje (poza pierwszą) miały jakiś temat przewodni. W tym roku była to Kulinarna Awangarda. Każda z dwudziestu restauracji biorących udział w wydarzeniu miała za zadanie przygotować wegańskie danie główne i deser. Co ciekawe, w festiwalu wzięły udział restauracje, w których na co dzień nie podaje się potraw wegańskich.
Festiwal trwał cały weekend między 13 a 15 października. Jurorzy oceniali przede wszystkim walory smakowe i zapachowe, ale zwracali także uwagę na zgodność potrawy z tematem przewodnim oraz na jakość obsługi w restauracji.
Ograniczona wielkość mojej rubryki nie pozwala napisać o wszystkich dwudziestu restauracjach, które wzięły udział w konkursie, dlatego skupię się na laureatkach i wyróżnionych. Dodam, że opisane potrawy pozostały na stałe w menu niektórych lokali, więc będzie można się nimi delektować.
Zacznijmy od zwycięzców tegorocznej edycji Zielonych Smaków. Jednogłośnym werdyktem jury zwyciężyły Zjadliwości, a w kategorii deser – TuBajka.
Zjadliwości to całkiem nowa wegańska restauracja – pisałem o niej we wrześniowym numerze z tego roku. Kucharze przygotowali Tajską Dekonstrukcję, czyli Pad Thai – słynne danie kuchni tajskiej rozłożone na czynniki pierwsze. Składało się z kruchych warzyw, musu ze słodkich ziemniaków oraz smażonego makaronu. Wszystko tworzyło smakowe warstwy, które można było odkrywać osobno lub razem. Danie w Zjadliwościach było naprawdę zaskakujące. Mnie smakowały najbardziej pure ze słodkich ziemniaków i kruche warzywa.
Na deser kucharze popisali się niezwykłym Shiva Kobro (czytaj: śiwa kobro). W deserze królowały mus gruszkowy z gałką lodów bananowo-kardamonowych oraz słodkie Idli, które kontrastowało ze słonym smakiem prażonych ziaren kaszy jaglanej i amarantusa. Przyznam, że w tym deserze najbardziej zaskoczyło mnie wspomniane Idli, które jest białą, małą, wręcz niepozorną bułeczką. Smak tej kluski jest tak niezwykły, że pamiętam go do dziś. Dodam, że Idli jest raczej składnikiem dań głównych i rzadko kiedy podawana jest do deserów. Tak więc w Zjadliwościach mieliśmy pełną zgodność z tematem przewodnim.
Kolejną (równorzędną) nagrodę w kategorii deser jury przyznało kawiarni TuBajka, która zaskoczyła wszystkich deserem Dobro Kobro autorstwa Lidii Jabłońskiej. Każdy, kto chociaż raz zetknął się z dziełami Katarzyny Kobro, domyślił się, dlaczego ten smakołyk nosi taką nazwę. Nie dość, że był nad wyraz smaczny, czekoladowo-karmelowy, to na dodatek wyglądał jak jedna z rzeźb słynnej artystki. Moim zdaniem powinien być „flagowym” łódzkim przysmakiem serwowanym podczas oficjalnych kolacji i uroczystości.
Jury wyróżniło jeszcze cztery restauracje, które naszym zdaniem zaprezentowały równie wysoki poziom co zwycięzcy: Porcję z ul. Roosevelta, Restaurację u Kretschmera, Włoszczyznę z Piotrkowskiej i Boto Sushi z końca świata, czyli ul. Teresy 100.
Do Boto było najdalej, ale na miejscu czekała nas rekompensata – pyszna „rolka” z okrą (piżmianem jadalnym) w cieście tempura, z zielonym jarmużem oraz dynią Hokkaido. Całość zawinięta była tradycyjnie w glony nori z ryżem i sezamem. Wszystko w ostrym sosie wegańskim mayomiso.
We Włoszczyźnie zjadłem pyszne anellini alla pecorara. Danie bardzo smaczne i na dodatek z interesującą historią. Otóż anellini to pasta w kształcie obrączek. Legenda głosi, że kształt ten zawdzięcza żonom, które tę potrawę przygotowywały swoim mężom, gdy ci wyruszali na dłuższe wyprawy. Te obrączki miały im przypominać, że są w stałym związku.
Porcja zaskoczyła nas nad wyraz smacznymi i kolorowymi sakiewkami z papieru ryżowego w trzech wariantach, a Restauracja u Kretschmera – zdaniem jury – podjęła wege wyzwanie na poziomie najlepszych szefów kuchni.
Z pewnością zauważyliście, że zwyciężyła restauracja typowo wegańska. To nie oznacza, że pozostałe nie stanęły na wysokości zadania, ale plebiscyt to plebiscyt i ktoś musiał wygrać. Gratulujemy wszystkim restauracjom biorącym udział w tegorocznym festiwalu, a na kolejny zapraszamy za rok.
****
Michał Kwiatkowski – łódzki dziennikarz, DJ i freelancer, w gazecie odpowiada za Kamerę Miasta Ł.