Z Dworca Fabrycznego (w budowie) na Mazury za unijne pieniądze (słuchowisko miejskie)
Piesze wędrówki po mieście to nie tylko okazja do oglądania łódzkich cudów i brudów, ale także niekończące się słuchowisko. Pośród dźwiękowych doznań najciekawsze są rozmowy przechodniów. W zależności od pory dnia i części miasta natkniemy się na tematykę bogato zróżnicowaną: od szczegółów partnerskiego seksu, poprzez opowieści o naciskach dyrektora na zmianę ocen na świadectwie szkolnym, aż po ciekawostki z zakresu „zaradność, czy złodziejstwo”.
Na przykład z osobistego nasłuchu wiem, że na wielkich łódzkich budowach – Dworca Fabrycznego i Trasy W-Z – pracują cudzoziemcy zza wschodniej granicy. Mam nadzieję, że nie są traktowani jak tania siła robocza i że przebywają i pracują w naszym mieście zgodnie z prawem.
Niechcący, choć z ogromną przyjemnością podsłuchałem niedawno fragment rozmowy młodej kobiety, która prawie poprawną polszczyzną przez telefon mówiła, że w Łodzi czuje się dobrze i że dopiero teraz wie, że żyje. Wygląda na to, że nasze miasto staje się przystanią lub domem dla przybyszów „nowej generacji” i chciałbym, żeby oni czuli się u nas dobrze.
Z miejskiego słuchowiska dowiedziałem się również, że w ramach funduszy europejskich realizowane są także prywatne inwestycje, o czym pewno Unia Europejska nie wie. Właśnie z przypadkowo zasłyszanej na ulicy Kilińskiego rozmowy, przechodzących tamtędy pracowników budowy podziemnego Dworca Fabrycznego, dowiedziałem się, że od tygodnia nie ma w pracy Iksińskiego.
Okazało się, że kierownik wysłał pana Marka na budowę swojej prywatnej działki na Mazurach. Na papierze, czyli oficjalnie, pan Marek jest codziennie w pracy w Łodzi, choć ciałem i duchem przebywa w Krainie Tysiąca Jezior i wykonuje roboty budowlane na prywatnej działce swojego przełożonego.
Co mu za różnica, gdzie pracuje, skoro i tak pensja z unijnych pieniędzy na konto wpływa, a robota spokojniejsza i przyjemniejsze otoczenie. A że kierownik ma robociznę za darmo i że jest to złodziejstwo, nikogo z tego powodu kręgosłup moralny nie zaboli. Każdy chce pracować, więc wszyscy siedzą cicho.
Podobnie było za komuny. Z archiwalnych miejskich słuchowisk wiadomo, że przy okazji budowy szpitala Centrum Zdrowia Matki Polki koegzystowało kilka prywatnych budów, na które skręcała co druga betoniarka. Szpitalny kompleks w bólach i z poślizgiem powstał, choć współcześnie sypie się jak zamek z piasku. Ten sam los spotkał budynek Dworca Kaliskiego. Czyżby skrywał on podobne tajemnice?
Ponieważ nie jestem profesjonalnym dziennikarzem śledczym, dlatego nie będę w gumowcach przemierzał wielkich łódzkich budów w poszukiwaniu szczegółów tego typu przestępstw. Od tego są specjalne urzędy i służby, i im to zadanie niniejszym powierzam. Oczekuję jednak, że kontrola będzie rzetelna i nie będzie polegała li tylko na wertowaniu dokumentów. W papierach z pewnością wszystko się zgadza.
Jako obywatel Łodzi chcę bezpiecznie, bez zagrożenia katastrofą budowlaną, móc odjechać pociągiem z podziemnego Dworca Łódź Fabryczna. Nie tylko na Mazury.
You must be logged in to post a comment.