Wiele
RADEK WILCZEK
W końcu, wszystko co nas otacza, promieniuje. Kosmos, głazy, drzewa, ściany domów, a najwięcej w naszym otoczeniu promieniujemy my sami. W naszym ciele jest przynajmniej 180 gramów promieniotwórczego, jakby nie było, potasu.
Ponoć indiańscy autochtoni Ameryki w czasach jej podboju potrafili policzyć jedynie do trzech. Ponad tą liczbą istniało jedynie pojęcie „wiele”.
Niestety, dziś średnio wykształcony łodzianin posługuję się podobnymi pojęciami.
Jeżeli ktoś powie, że boi się prądu elektrycznego, to ja zapytam: o jakim napięciu? Nie boimy się prądu z baterii czy akumulatora, ale ta sama bateria włożona do paralizatora potrafi „podnieść na duchu”, czyż nie?
A w kablach wiszących na wysokich słupach, to o jakim napięciu prąd płynie? Ile razy to napięcie jest większe niż w gniazdku. Jeden, dwa, trzy, czy wiele?
Jeśli mowa o liniach energetycznych, słyszę o protestach mieszkańców przeciwko promieniowaniu przewodów. A tak mniej więcej o jakie promieniowanie i o jakim natężeniu chodzi?
Na plecy powaliła mnie prośba o interwencję w sprawie nadajników telefonii komórkowej, które miały być zainstalowane na dachu jednego z łódzkich wieżowców. Kiedy zapytałem, z jaką mocą nadajnika mieszkańcy chcą walczyć, powiedzieli, że nie wiedzą, ale to jest promieniowanie i już. Pewnie że jest, ale jest go tylko trochę za indiańską skalą, bo cztery… Nie pomyliłem się, 4 waty! Taka sama moc, jak zwykłego telefonu komórkowego.
W końcu, wszystko co nas otacza, promieniuje. Kosmos, głazy, drzewa, ściany domów, a najwięcej w naszym otoczeniu promieniujemy my sami. W naszym ciele jest przynajmniej 180 gramów promieniotwórczego, jakby nie było, potasu. Jeżeli braknie choćby paru mikrogramów tej naturalnie promieniującej substancji, pędzimy do apteki, by uzupełnić niedobory „mikroelementów”. Tak więc sami sobie promieniujemy dając kilkadziesiąt milisivertów rocznie.
Zawsze twierdziłem, że nasze ukochane rodzinne miasto leży w jednym z najlepszych miejsc na świecie. To twierdzenie dotyczy także naturalnej promieniotwórczości otoczenia. W Łodzi mamy jeden z najniższych wskaźników na planecie. Otrzymujemy od naszej okolicy poniżej 0,17 msv rocznie. Mieszkając w Sudetach dostalibyśmy ponad 0,80. Gdybyśmy wyprowadzili się do Finlandii, zainkasowalibyśmy 7 msv. Jedna z brazylijskich, rajskich plaż funduje 785 milisivertów. Grubo ponad cztery i pół tysiąca razy więcej niż Limanka albo Górniak.
Nawet tak zwani specjaliści od spraw „ekologii” nie potrafią poradzić sobie z indiańskim pojęciem wiele, bo wyprowadzili 114 tysięcy osób z okolic Czernobyla, gdzie po awarii ludzie przyjęli „aż” 31 msv. Byłoby to szokujące, gdyby nie wiadomość, że palenie papierosów przez rok daje miłośnikowi dymka 13 msv. Zatem palacze mają co trzy lata Czernobyl w płucach i to za własne ciężko zarobione pieniądze.
Wracając do promieniowania tła i promieniowania z naszego własnego potasu, każda czujka dymowa promieniuje około siedmiu razy mocniej, a można ją kupić za kilka złotych, właściwie bez żadnych ograniczeń.
Niestety, przykładów naszego liczenia do zaledwie trzech znam dużo więcej.
Nanotechnologia, to dziedzina nauki zajmująca się światem o zupełnie niezrozumiałych dla nas zachowaniach, ale także o niepojętych wymiarach.
Tworzone w Politechnice Łódzkiej i w naszym Uniwersytecie powierzchnie grafenowe mają grubość jednej dziesiątej nanometra. Dla nas to przeważnie trochę mniej niż jedna dziesiąta milimetra, ale czy pojmujemy tę skalę?
Pozwolę sobie na wprowadzenie niewielkiej ściągawki.
Najmniejszy znany wirus ma średnicę stu nanometrów. Bakterie mają od tysiąca do dziesięciu tysięcy nanometrów. Najmniejszy dostrzegalny owad, czyli mszyca, ma od dwóch do pięciu milionów nanometrów.
A teraz uwaga, w naszym Bionanoparku przy ulicy Dubois łódzcy naukowcy potrafią w miarę tanio wydrukować na przykład całą elektronikę telewizora na miękkiej powierzchni. Grubość takiego wydruku wynosi około milimetra, czyli miliona nanometrów.
Po drugiej stronie miasta, na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Łódzkiego, kilku młodych, zdolnych uczonych pracuje nad grafenowym monitorem, który będzie można złączyć z opisanym wyżej drukowanym telewizorem z południowej części miasta.
Jeżeli to się uda, zwinięte telewizory będziemy nosili w kieszeniach albo będą one wklejane do gazet, jak w filmie o Harrym Potterze.
Przyszłość nas nie zaskoczy, jeżeli tylko nauczmy się odróżniać rzeczy małe od maleńkich, a wielkie od gigantycznych.
Jeszcze będzie ciekawie, i to nie raz, nie dwa, nie trzy. Pewnie wiele…
***
Radosław Wilczek – zajmuje się motoryzacją, techniką i nauką. W Radiu Łódź prowadzi magazyny naukowe i techniczne: „Szkiełko i Oko” oraz „Historię Wynalazku”.
You must be logged in to post a comment.