Widziałem na ulicy atom
– Chciałbyś napisać dla nas felieton?
− Mogę. O czym?
− O Łodzi. Koniecznie.
Postanowiłem się postarać, bo to w końcu debiut. Wybrałem ładny dzień i poszedłem „w miasto”. No bo skoro ma być o Łodzi, to przecież tutaj należy szukać pomysłu, tematu trzeba poszukiwać na ulicach, chodnikach, w lokalach, wszędzie. Czy znalazłem pomysł? Niekoniecznie. Znalazłem za to masę energii, chęci do działania, znalazłem niemalże reaktor atomowy w samym centrum swojego miasta. Już tłumaczę.
Trudno jest przejść po Łodzi tak, by nie natrafić na żaden przystanek komunikacji miejskiej. Ponieważ chmurzyło się lekko, a ja dojść chciałem daleko, postanowiłem zamiast dochodzenia wykonać dojazd. Szanowni Państwo, gdyby skumulowanym poirytowaniem czekających na autobus ludzi zasilić tablice informujące o tym, że „awaria” i że „opóźnienie”, to by te tablice można było, jak mur chiński, z kosmosu oglądać i podziwiać. Tak fenomenalnie byłyby jasne. Pod tymi wiatami o szybach szarych u góry (bo brudnych), bądź falistych z blachy, o estetyce co najmniej nadszarpniętej, aż się gotuje – sto procent energii! Najpierw wzrok na rozkład, potem na zegarek. Potem znów na rozkład? Nie, bo ktoś zasłonił. I rośnie grupa, autobusu nie ma, ktoś zasłania tablicę, nic nie widać, tłum się robi. Trzeba go będzie w jedną z par drzwi wpasować. Puścić wąskim przejściem, wzmóc jeszcze bardziej ilość produkowanej energii. Jak? Przez pocieranie!
To jeszcze nie jest reaktor z prawdziwego zdarzenia – reaktory znane są z tego, że zajść w nich musi reakcja o klasycznym wyglądzie łańcucha. Przyjeżdża autobus z równie energetycznym kierowcą, wsiada do niego zestaw pasażerów… kumulacja! Następnie skumulowana energia trafia w przewód, który przewiezie ją gdzieś indziej. Prędzej… Bądź później. Ze wskazaniem na to drugie. I stoi autobus, bo stoi przed nim samochód. A przed samochodem kolejny. I kolejny. I ciasno jest strasznie i nic a nic się nie rusza i z tego autobusu irytacja emanuje w stronę kierowców poszczególnych pojazdów. Ci są wściekli, bo autobus, kierowca autobusu jest wściekły, bo za nim sześćdziesięciu pasażerów narzeka. Kto ma najgorzej? Taka mucha, co czasem wlatuje między dwie cewki – rowerzysta. Bo ten akurat jedzie i omijać może. A gdy on jedzie, a inni stoją, to inni aż kipią ochotą, by temu dwukołowemu wyjechać. Dosłownie, w przenośni, bez znaczenia. Na to wszystko jeszcze pojawia się pieszy – mamy łańcuch. Stojącego kierowcę szlag trafia, bo rowerzysta jedzie. Rowerzysta wściekły wjeżdża na chodnik, bo mu kierowca zajechał drogę, na chodniku pieszy dostaje szału, bo rower go prawie potrąca. Ścieżki rowerowe? Buspasy? Oczywiście, działają – jako zawór bezpieczeństwa jednak jedynie. Przy takiej ilości energii nie ma specjalnie gdzie wysłać nadwyżki.
Bojąc się nieco o bilans energetyczny przystanku, postanowiłem iść pieszo… Oczywiście zaczęło padać. Idąc też poczułem się energetycznie uniesiony. Bo idę, moknę idąc i to nie tylko od góry, ale i od dołu. Bo remont. Bo remonty! Wszędzie remonty! I jak przejechać przez centrum, gdy remont? Jak przejść skoro remont? Wszystko stoi, ale nie biernie zupełnie – stoi i pracuje i szuka ujścia ta energia cała, którą łodzianie, łodzianki produkują jakoś ostatnio w nadwyżce. Wodą chłodzić się nie da – deszcz irytuje, bo „jeszcze na to wszystko pada”. Zmokłem, zmęczyłem się, usiadłem, pomyślałem. Rozkopane ulice, barykady, burzone budynki i jednoczący się w swoim energetycznym rdzeniu miasta ludzie.
Szanowni Państwo, wychodzi mi na to, że krok nas dzieli od czegoś na kształt rewolucji francuskiej. A wszystko przez remonty. Nie, nie, nie…! Teraz się nie remontuje. Teraz się re-wi-ta-li-zu-je. I chodnik i asfalt. To taka nasza rewitalizacja oddolna na sposób łódzki – miasto zamienia się w reaktor, który produkuje w próżnię całą masę energii. Co nas może uratować? Czy wybuchniemy? Historia pokazuje, że wybuchy się owszem zdarzają… Czy i nam się zdarzy? Czy osiągniemy Masę Krytyczną, i wysadzimy się sami, niby terroryści? Cóż, zasadnicza różnica polega na tym, że wybuchy zdarzają się wtedy, gdy nie zmienia się i nie modernizuje się reaktora przez czas długi. A tu się zmienia! Zmienia się wszystko i to na lepsze! I jak już się jednoczymy, i źli jesteśmy strasznie i zasilać moglibyśmy nasze własne telefony naszymi własnymi zirytowanymi głosami, to może to jest właśnie ten moment, kiedy należałoby chwilę się wstrzymać? Uspokoić się nieco? Bo to wszystko po to, by było lepiej, by jeździć się dało, by chodzić też było można! Nie widzę nic złego w rewitalizacji po łódzku – przekształcamy postindustrialne centrum w reaktor… Dajmy sobie chwilę – niech reaktor stanie nowy, energia niech zostanie w nas tak duża jak teraz. I niechże będzie pozytywna!
You must be logged in to post a comment.