W lewo, w prawo i Jacksonem
Hop na słupek i białe kozaczki czyste. Błyskawiczny, acz zgrabny unik – futerko jak nowe. Gdzie nie spojrzeć wszędzie taniec: hyc za drzewo, myk za węgieł, teraz Michaelem Jacksonem i voila – ubranko nietknięte, idziemy dalej.
Zanim przejdę do zgredzenia, muszę coś wyznać. To i tak wyjdzie, więc nie ma co ukrywać.
Urodziłem się w połowie ubiegłego stulecia. Zanim sczezła komuna, byłem już dorosłym i świadomym obywatelem. W tym czasie uczyłem się, chłonąc zmanipulowaną wiedzę, pracowałem, przedłużając agonię PRL-u, płaciłem podatki (niechętnie), wzmacniając reżim. Co i komu po drodze podpisałem? – diabli wiedzą (to nie jest aluzja do IPN). Nie emigrowałem. Jak się dziś okazuje – słusznie, bo wokół sami wrogowie. Poza tym, tu mi się podoba i nikt mnie stąd nie wygoni. Nawet Prezes. Najgorszy jednak był mój postępek w czasie, gdy wszyscy bojownicy o wolność i demokrację mogli już wychynąć z kanałów i okazało się, że jest ich więcej niż ludności w Polsce. Właśnie wtedy pojechałem do ówczesnego Związku Radzieckiego. Wiem, jak to wygląda – kraj podniósł się z kolana (jednego, z drugiego podnosi się teraz), a ja wybieram się do zaborcy, ani chybi szczuć i spiskować. Tłumaczenie, że byłem w pracy, pewnie żadnego inkwizytora nie przekona. Taka już moja lewacka dola (lewak – człowiek, który ma niewłaściwe poglądy).
Byłem w Tiumeniu (Tiumeni?). To niewielkie miasteczko za Uralem liczące jakieś 620 tysięcy mieszkańców. Jako świeżo upieczony Europejczyk przybyły z demokratycznego (prawie) i zachodniego (niemal) kraju, chodziłem dumny jak paw, nie mogąc się nadziwić paradoksom, jakich nawet w naszym „najweselszym baraku w obozie” nie widziałem. Pamiętałem co prawda, że niedawno jeszcze w naszych sklepach był tylko ocet, ale tam? Obuwniczy – wódka i czasem buty, kiosk – wódka i czasem gazety. Chcesz kupić szklankę Stolicznej? Proszę bardzo. Musisz tylko mieć szklankę. I kilka kopiejek. To w Tiumeniu (Tiumeni?) widziałem budkę telefoniczną prostopadłą do bardzo pochyłej ulicy. Grawitacja nijak nie chciała się do tej prostopadłości dostosować. Od samego patrzenia błędnik wariował, a każda próba stanięcia w tej budce kończyła się porażką.
Któregoś dnia spadł deszcz. Ulice natychmiast wypełniły się wodą. Powiedzieć ulice, to nic nie powiedzieć. Podobnie jak u Wujka Sama w byłym ZSRR (Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich) wszystko musiało być największe na świecie. To były potwory nie ulice. Przy nich nasze autostrady, to deptaki. Deszcz był niewielki – dlaczego woda nie spływa? Tajemnicę wyjaśnili mi zaprzyjaźnieni tubylcy (nawiązanie przyjaźni znacznie ułatwiła ogólnie dostępna Stoliczna). Po prostu w mieście nie wybudowano kanałów deszczowych. Rozbawiony, obserwowałem przedziwny spektakl. Mieszkańcy tak pięknie, finezyjnie unikali strug błota miotanych spod kół pędzących samochodów, że zupełnie ignorowałem te, które trafiały mnie. Hop na słupek i białe kozaczki czyste. Błyskawiczny, acz zgrabny unik – futerko jak nowe. Gdzie nie spojrzeć wszędzie taniec: hyc za drzewo, myk za węgieł, teraz Michaelem Jacksonem i voila – ubranko nietknięte, idziemy dalej.
Czemuż to nagle przypomniało mi się to dalekie azjatyckie miasto? Z powodu deszczu. Lato mignęło, zniknęło, przyszła długa, deszczowa jesień. Jeśli największe szajbusy na tym świecie pozwolą, nadejdzie też zima. Jeszcze dłuższa i zapewne również deszczowa. Choćbyś nie wiem jak długo spacerował po trasie W-Z lub Dworcu Fabrycznym, w końcu i tak musisz pójść tam, gdzie dziury, albo tam, gdzie wielkie dziury. Nie potańczysz tak, jak mieszkańcy Tiumenia (Tiumeni?). Nie ma miejsca. Chodniki wąskie, w nich dziury lub wielkie dziury. W każdej dziurze akwen o zerowym znaczeniu strategicznym, czyli w języku cywilów – kałuża. Tuż obok mury kamienic. Nie uciekniesz. Jeśli jakiś kierowca zlituje się i zwolni, następny będzie bezwzględny. Breja, która na Ciebie spadnie, to skarb każdego chemika. Plamy z ubrania usuniesz nożyczkami. Na pocieszenie powiem, że to bardzo równościowa sytuacja. Kierowca, który Cię obryzgał, wysiądzie za chwilę z autka i poczęstuje wiązanką parlamentarną innego kierowcę. Za obryzganie.
Wniosek: jeśli społeczeństwu nie przeszkadzać, samo zadba o równość i sprawiedliwość.