W imię Ojca
„Śmierć trzylatka na Grabowej. Zarzuty dla konkubenta matki chłopca”. „Zarzut zabójstwa dla ojca dziewczynki”. „Trzymiesięczna dziewczynka była maltretowana. Przerażająca przemoc”. To nagłówki tylko z jednego dnia.
Chłopczyk miał na imię Wiktor. Dziewczynka miała na imię Nadia. Żadne z nich nie zasłużyło na to, co ich spotkało. Oboje byli tylko dziećmi – osobami całkowicie uzależnionymi od swoich rodziców, całkowicie im ufającymi i całkowicie ich kochającymi. Rodzice byli wszystkim, co mieli.
Nie dowiemy się, jak nazywali się ojcowie Wiktora i Nadii. Przemoc domowa w męskim wykonaniu jest zbyt banalna, nie ma potencjału. Nie będzie nowej, męskiej mamy Madzi, którą zainteresują się tabloidy w całym kraju. Nie będzie rozkładówek ze zdjęciami. Nie poznamy ich imion, nie usłyszymy o każdorazowej zmianie ich fryzur i nikt im nie zrobi sesji fotograficznej na koniu. Nie staną się medialnymi gwiazdami. To akurat dobrze. Ale nie będzie też ogólnonarodowej debaty o przemocy wobec dzieci, nie pójdą za tym jasne i czytelne komunikaty, czym ona jest i jak bardzo jest rozpowszechniona. A to już bardzo źle, bo przemoc wobec najmłodszych istnieje wokół nas i ma się dobrze. Trudno się temu dziwić, skoro według badań blisko połowa z nas nie wyobraża sobie wychowywania dziecka bez bicia, w pełni akceptując stwierdzenie, że „rodzicielskie lanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło”. Co istotne, przemoc wobec dzieci znacząco rzadziej uważają za powszechną mężczyźni. A to oni biją najczęściej. Ojcowie, dziadkowie, „wujkowie”, czasem starsi bracia. Biją i często nie zdają sobie sprawy, że robią źle. Sami byli bici w dzieciństwie i „wyszli na ludzi”. Uważają, że to normalne, bo tak robili ich rodzice, czyli osoby, które ich wychowywały, którym ufali i których kochali. Sami biją, przecież chcą dobrze, a że czasem przesadzą? Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, komu nigdy nie puściły nerwy.
Przemoc wobec dzieci jest przezroczysta. Nie zauważamy rodzica dającego rozbrykanemu dziecku klapsa. Nie zauważamy babci krzyczącej na wnuczka za to, że za głośno się zachowuje. Nie interesuje nas, czemu dziecko za ścianą tak często płacze. Mogłoby w końcu przestać, bo przeszkadza.
Jutro zapomnimy o chłopcu i dziewczynce, wczorajsze „niusy” znikną z naszych oczu. Przejmujące głosy ofiar przemocy jak zwykle trafią do tych, którzy już są na nie wrażliwi, ale nie do tych, którzy faktycznie biją i są bici. Temat przemocy rzadko pojawia się w szkołach, a jeszcze rzadziej wychodzi poza ich mury, do domów zwykłych ludzi. Przemoc jest tym, co zdarza się innym, przemoc jest gdzieś daleko, w biednych dzielnicach. Lekcja ze śmierci małej Madzi nie została odrobiona, a społeczeństwo znacznie bardziej interesowało się złą matką brylującą na pierwszych stronach gazet niż tym, dlaczego zabiła swoje dziecko i jaką rolę odegrało w tym jej najbliższe otoczenie. Instynktownie odsuwamy od siebie tę świadomość, bo jeszcze by się okazało, że sami też jesteśmy w jakimś stopniu za to odpowiedzialni.
Nie chcę wiedzieć, jak mieli na imię ojcowie Wiktora i Nadii. Nie muszę wiedzieć, czemu bili, choć dość łatwo się tego domyślić. Chciałbym za to dowiedzieć się, że wyciągniemy wreszcie ze śmierci tych dzieci wnioski i zrobimy coś, żeby takie tragedie przestały być codziennością. Na początek wystarczy, że sprawdzimy, czemu płacze to małe dziecko za ścianą, przez które tak często nie możemy spać.
„Prawa człowieka zaczynają się od praw dziecka” – uważa Marek Michalak, Rzecznik Praw Dziecka
W Polsce stale istnieje silne przekonanie, że dziecko jest własnością rodziców lub opiekunów prawnych. Zatem to prywatna i osobista sprawa, jak jest ono przez nich wychowywane. Taka postawa prowadzi z jednej strony do przedmiotowego traktowania dziecka, z drugiej do niereagowania w sytuacjach, kiedy widzimy, że jest ono ofiarą przemocy. Ludzie nie chcą wtrącać się w sytuacje rodzinne, bo nie chcą być „donosicielami”. Niestety sprzyja to obojętności na krzywdę i cierpienie dzieci. Warty podkreślenia jest fakt, że wczesna interwencja w wielu wypadkach mogłaby zapobiec tragedii. Pamiętajmy, że mamy prawny obowiązek reagować i informować o przestępstwie. Wiele mogą zrobić takie instytucje jak MOPS czy placówki służby zdrowia, ale nie zastąpią one obywatelskiej czujności. Dlatego powinniśmy reagować.
18 października Urząd Miasta Łodzi stworzył darmową, całodobową infolinię, na którą można zgłaszać przypadki przemocy wobec dzieci. Będą w niej dyżurowali specjaliści (psychologowie i pedagodzy), którzy udzielą wszelkich wskazówek, jak postępować w przypadku podejrzenia występowania przemocy wobec dziecka. Niepokojące sygnały mają być przekazywane policji oraz interdyscyplinarnemu zespołowi specjalistów, którego działanie związane jest z procedurą tzw. niebieskiej karty. Zgłoszenia można dokonać anonimowo.
Przedstawiciele magistratu oczekują, że na infolinię zgłaszane będą nie tylko przypadki agresji wobec dzieci, ale też przypadki, gdy ktoś zauważy, że dziecko jest głodne, pozostawione bez opieki, nie chodzi do szkoły czy do późnych godzin wieczornych snuje się po ulicy. To wszystko może świadczyć o niewłaściwie sprawowanej opiece.
W listopadzie rozpocznie się kampania informująca o infolinii. Plakaty pojawią się w szkołach, placówkach służby zdrowia, miejskich instytucjach, w tramwajach, autobusach i na przystankach.
Ważnym elementem akcji jest współpraca z miejskimi przychodniami i szpitalami, których szefowie zobowiązali się do przeprowadzenia szkoleń wśród personelu nt. sposobu reagowania w przypadkach podejrzenia stosowania przemocy wobec dzieci.
Pamiętajmy jednak, że ani pracownik MOPS, ani lekarz nie jest tak blisko problemów jak sąsiad czy sąsiadka. Nie zwlekajmy zatem z informowaniem, kiedy coś niepokojącego dzieje się za ścianą. Nie bądźmy głusi na płacz, nie bądźmy ślepi na smutek na twarzach dzieci.
Aleksandra Dulas