Tulenie w cenie
„Tulimy i lulamy 20 dzieci, w wieku od 3 dni do roczku” – taka informacja ukazała się w sieci w październiku ubiegłego roku, gdy wszystko się zaczynało. Odzew był imponujący – zgłosiło się wiele pielęgniarek, pedagogów, terapeutów. W tej chwili jest ich w ośrodku trzydzieścioro, nie licząc wolontariuszy. Idea była taka, by na jedno dziecko przypadały trzy lub cztery osoby. Udało się. Stworzone zostały „rodziny” otaczające dzieci.
17 lutego 2017 – piątek
Kruszynka o niebiesko-szarych oczach. Patrzy na mnie z uwagą, poważnie. To nasze pierwsze spotkanie. Biorę go delikatnie na ręce, przytulam. Jego oczy robią się jeszcze większe. Emilek ma siedem miesięcy, ale rozwojowo jest na poziomie czteromiesięcznego dziecka. Porzucony, swoje dotychczasowe życie spędził w szpitalu. Nucę: la, la, la… Nieśmiały uśmiech. Tym uśmiechem wita także opiekunkę, która go przewija i opowiada o tym, co dzieje się wokół. I znów trafia w moje objęcia.
Tu się tuli i lula od października 2016 roku. Wtedy powstał w Łodzi ośrodek preadopcyjny. Wymyśliła go psycholog Jolanta Kałużna. Miała za sobą doświadczenia z pracy w domu małego dziecka, gdzie porzucone dzieci mogły liczyć na podstawową opiekę – nakarmienie, przewijanie i wykąpanie, ale praktycznie już na nic więcej. Kilkanaściorgiem maluszków zajmuje się tam jedna opiekunka – taki standard. Brakuje im dotyku, przytulenia, miziania, głosu skierowanego tylko do ich uszu, głaskania rączek i brzuszka. Bez tego rosną w świecie, którego nie mogą pojąć. Z obrazkami na ścianach, których im nikt nie pokaże. Z przekonaniem, że płacz nie zda się na nic, nie przywoła tego kogoś, kto utuli. Jak twierdzą specjaliści, to wszystko później wraca w rodzinach adopcyjnych i zastępczych, odciska się piętnem na dorosłym życiu.
28 lutego 2017 – wtorek
Znów nieśmiały uśmiech. I kolejny. Coraz lepiej się poznajemy. Emilek jest już po inhalacji i gimnastyce. Pora na przytulańce i głaskania. Wyskakują ze skarpetek małe stópki, takie do całowania. Lubi to. Uczymy się mówić: „gu, gu, la, la, ma, ma…” – na razie bez specjalnych postępów. Przychodzi opiekunka, pora na toaletę i karmienie. Sięgam po książeczki – kotek miauczy, piesek szczeka, owieczka beczy – w oczach Emilka widzę najpierw zdziwienie, a potem radość. Dużo przeżyć, kleją mu się oczy. „Więc śpij, kochanie…” – układam go w łóżeczku, przy którym już jest opiekunka.
Ośrodek Preadopcyjny Tuli Luli mieści się na pierwszym piętrze budynku, w którym jest hospicjum Fundacji Gajusz. To prezeska fundacji, Tisa Żawrocka, zaprosiła tulących do siebie. Projekt Jolanty Kałużnej, wsparty przez Gajusza, wygrał konkurs Urzędu Marszałkowskiego na stworzenie tego typu placówki. Część pieniędzy na urządzenie ośrodka przeznaczył Zarząd Województwa Łódzkiego, remont wykonano we własnym zakresie, kilkaset tysięcy złotych podarowali internauci. Posypały się dary od producentów mebli, zabawek, kosmetyków.
Pokoje lulanych wyglądają jak z bajki – grają w nich i lśnią kolorowymi światełkami zabawki, na półkach panoszą się misie i przytulanki, można poturlać się po rozłożonym materacyku lub pobujać w zawieszonej na pałąku wielkiej chuście. Jest kameralnie i intymnie. Na wszelki wypadek przy łóżeczkach dyżurują elektryczne nianie, ale i tak opiekunki praktycznie nie odstępują maleństw. Jak w domu.
7 marca 2017 – wtorek
Emilek właśnie się obudził i powitał mnie swoim zawadiackim uśmiechem. Miał inhalację, zjadł kilka łyżeczek mleka, a potem bawiliśmy się, śpiewaliśmy i tuliliśmy. Może tylko mi się wydaje, ale chyba składa rączki, jak do klaskania – kosi, kosi łapci… Trenujemy to od jakiegoś czasu. Interesuje się wszystkim, jest bardzo uważny. Pokazuję mu świat za oknem, opowiadam o drzewach, o niebie i chmurach. Mam nadzieję, że przyjdzie taki czas, kiedy będzie można wziąć go na spacer w wózeczku. Oczywiście musi być ładna pogoda, a dziś lał deszcz i padał grad!
„Tulimy i lulamy 20 dzieci, w wieku od 3 dni do roczku” – taka informacja ukazała się w sieci w październiku ubiegłego roku, gdy wszystko się zaczynało. Odzew był imponujący – zgłosiło się wiele pielęgniarek, pedagogów, terapeutów. W tej chwili jest ich w ośrodku trzydzieścioro, nie licząc wolontariuszy. Idea była taka, by na jedno dziecko przypadały trzy lub cztery osoby. Udało się. Stworzone zostały „rodziny” otaczające dzieci. Tak jest również w przypadku Emilka – w dzień i noc towarzyszą mu opiekunki i pielęgniarki, a także my, wolontariusze: Paulina – absolwentka psychologii, która mogłaby być jego mamą, ja – ciocia Asia i pani Maria, która mówi o sobie, że jest „Emilkową babcią”.
To, że Ośrodek Tuli Luli znajduje się w tym samym miejscu, co Fundacja Gajusz, ma duże znaczenie. Maluchy mają zapewnioną opiekę pracujących tu lekarzy specjalistów. Do dyspozycji jest USG i EEG, a także – zatrudnieni na umowę – neuropsycholog, terapeuta, rehabilitant i logopeda. Ułatwia to zdiagnozowanie dzieci i otoczenie ich fachową opieką. Utrzymywany jest też kontakt z biologicznymi rodzicami. Mogą zawsze liczyć na pomoc psychologa. Także ci adopcyjni, którzy lulanych zabierają ze sobą. Do tej pory 17 dzieci znalazło dom.
16 marca 2017 – czwartek
Przyszłam do Emilka w czerwonej bluzce, bo od jakiegoś czasu „przerabiamy” kolory. W jego pokoju jest dużo różnych książeczek: piszczących, grających, biało-czarnych i kolorowych. Rozpoznajemy już czerwonego raka i biedronkę. Zaczynamy też – zgodnie z zaleceniami – czytać wierszyki Jana Brzechwy. Wybraliśmy dwa: „Dzik jest dziki…” i „Proszę państwa, oto miś…”. Lubi słuchać, reaguje. Uwielbia też odbijać balonik. Na razie cały czas spędzamy w pokoju. Tylko przez okno obserwujemy przelatujące ptaki i przemykającego pod oknem czarnego kota – bardzo zaintrygował Emilka.
21 marca 2017 – wtorek
Niesamowite, jakie postępy robi Emilek! Jest coraz bardziej ruchliwy, przebiera nóżkami, jakby miał zaraz pobiec, coraz częściej „guguli” i wykrzykuje różne „słowa”. Bawiliśmy się piłeczką-kolczatką, którą już przedtem wkładałam mu w rączki i rzucałam. Dziś – po raz pierwszy! – sam ją wziął do rączki i… przełożył do drugiej.
Spędziliśmy razem 5 godzin z krótką przerwą na spanie – siedziałam w fotelu, a on się we mnie wtulił, ululany. Niesamowite chwile! Potem obudził się i od razu uśmiechnął – ach, Emilku, zawojowałeś mnie całkowicie.
4 kwietnia 2017 – wtorek
Jest! PIERWSZY ZĄB!!! Wymacałam go dziś na dole, to chyba „jedynka”.
8 kwietnia 2017 – sobota
Jest DRUGI ZĄB! Też na dole.
Po codziennej toalecie – myciu, przewijaniu, kropelkach do nosa, inhalacjach – czas na zabawę. Oglądamy książeczki na parapecie i spoglądamy przez okno, a za nim… znów kot! Tym razem biały w czarne łaty, więc szybciutko znajdujemy w książce kota, naciskamy na guziczek i kotek miauczy. Emil patrzy to na obrazek, to na prawdziwego kota, a ja przypominam sobie Tuwima: „Miauczy kotek – miau, coś ty kotku miał?”. Emil macha rączkami.
20 kwietnia 2017 – czwartek
Jednak poznaje mnie! Tak pięknie, tak radośnie się uśmiechnął, gdy weszłam do pokoju! Przeszło trzy godziny bawiliśmy się, uczyliśmy, tuliliśmy, ale nie zasnął, był bardzo aktywny.
W pokoju Emilka zainstalowano nową „zabawkę”, a właściwie przedmiot edukacyjny –chodzik. Można się w nim obracać, są różne przyciski, światełka, kręcący się krokodyl, wirujące słońce, wyskakujący – po naciśnięciu – tygrys i inne atrakcje. A najważniejsze jest to, że podczas zabawy Emilek może dotykać nóżkami do podłogi, próbować stania. Podoba mu się to.
2 maja 2017 – wtorek
W dalszym ciągu zimno, wieje i pada, więc siedzimy w pokoju, ale nie nudzimy się. Podziwiamy przysiadające na dachu sroki, widzieliśmy też psa, z którym przyszła jedna z wolontariuszek. Był duży, beżowy i miał jedno czarne ucho. Emil aż buzię otworzył ze zdumienia.
Dziś po raz pierwszy wujek Andrzej założył mu buciki, są w kratkę i mają zapięcia na rzepy. Jak fajnie się w nich tupało w chodziku.
Nasze ulubione chwile – Emil siedzi na moich kolanach, a właściwie leży na mnie, bawi się swoimi nóżkami, a ja masuję jego stópki i śpiewam mu piosenki, jak kiedyś mojemu synkowi. Pewnie nie będzie mnie pamiętał, ale mam nadzieję, że pozostanie w nim pamięć dotyku, przytulania, miłości, jaką jest otaczany. Będzie to jego siłą.
Na początku maja na stronie Fundacji Gajusz ukazuje się informacja, że Tuli Luli przeżywa kryzys: „coraz mniej niemowląt jest kierowanych do ośrodka, zamiast tego trafiają do placówki opiekuńczo-wychowawczej, która powinna być przeznaczona dla dzieci starszych”. Oczywiście chodzi o pieniądze – Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, który decyduje o tym, dokąd trafią dzieci, powołuje się na koszty utrzymania niemowlęcia. W domu małego dziecka jest to obecnie 6,5 tys. złotych miesięcznie, a w Tuli Luli, od kwietnia tego roku – 8,5 tys. „Nie powinno się jednak rozpatrywać kosztów miesięcznych, a rzeczywiste” – mówi Anna Rajska-Rutkowska, wiceprezes Fundacji Gajusz. „Jeśli zsumuje się koszty, rzecz wygląda inaczej. Dzieci w Tuli Luli przebywają bowiem znacznie krócej, niż w domu dziecka, średnio już po 3 miesiącach znajdują miejsce w rodzinach preadopcyjnych, co zawdzięczać należy wyjątkowo skutecznej pracy personelu”. Dodaje też, że koszty te byłyby niższe, gdyby tulonych było więcej. To, że wzrosły one o 35%, jest wynikiem polityki prowadzonej przez MOPS… Koło się zamyka.
18 maja 2017 – czwartek
Niesamowity dzień! Pogoda śliczna, więc pozwolono nam na spacer po ogrodzie, oczywiście w wózku. Przyjechała też Agnieszka i zrobiła kolejne zdjęcia do planowanego albumu urodzinowego Emilka. W sesji zdjęciowej wzięli udział m.in. ciocia Sylwia, Dagmara i Ania oraz wujek Andrzej. Były fotki na huśtawce, w zawadiackiej czapce z daszkiem, w wózku, z bosymi stópkami i w bucikach! A potem spacerowaliśmy sobie dokoła, oglądając drzewa, liście, chmury i niebo. Zdjęłam mu buciki i postawiłam bosymi stópkami w trawie. Dotykał liści i kwiatów. Bardzo uważnie przypatrywał się też chodzącym po trawie i siedzącym na gałęziach ptakom, słuchał gwizdania kosa.
W petycji skierowanej do prezydent Hanny Zdanowskiej czytamy między innymi: „Zwracamy się do Pani Prezydent o pilną interwencję dotyczącą systemu działania MOPS w zakresie zapewnienia opieki noworodkom pozostawianym w łódzkich szpitalach. Informujemy, że w tym roku niemal wszystkie małe dzieci kierowane były do placówki opiekuńczo-wychowawczej zamiast do rodzin zastępczych czy ośrodka Tuli Luli, co stanowi naruszenie art. 95 ust. 1. Ustawy z 9 czerwca 2011 roku o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej”.
20 maja 2017 – sobota
Dziś znów w ogrodzie, bo pogoda rewelacyjna. Trochę jeździliśmy wózkiem, a potem siedzieliśmy na foteliku, na trawie, wśród innych dzieci z Tuli Luli, które były tam ze swoimi opiekunkami i wolontariuszkami. Wyglądało to przepięknie – wokół kipiąca zieleń, drzewa, krzewy, kwiaty, wśród nich kocyki, wózki, butelki, zabawki, pampersy i maluszki w śpioszkach, kaftanikach, pajacykach. Jedne śpią, inne piją mleko z butelek, któreś gaworzy, wymachuje rączkami, śmieje się. „Porzucone dzieci”? Nie tu, nie w Tuli-Luli.
Do tej pory 39.488 osób podpisało petycję skierowaną do prezydent Hanny Zdanowskiej. Można to robić w dalszym ciągu. Na 24 maja zaplanowana jest sesja Rady Miejskiej, na której ma zapaść decyzja dotycząca sytuacji w Tuli Luli.
23 maja 2017 – wtorek
Siedzimy sobie z Emilkiem i podziwiamy wielkie bańki mydlane, jakie wyczarowuje ciocia Dorota. Mały wyciąga rączki, chce złapać jedną z nich, śmieje się radośnie. Na kocu obok nas rodzice adopcyjni tulą malutkiego Adasia. A może to on ich tuli? Czy Emila spotka kiedyś takie szczęście? Pod drzewem, w cieniu, przyszła mama lula swoją przyszłą córeczkę. Przecieram oczy, wydaje mi się to takie nierzeczywiste. Dochodzący zza ogrodzenia szum samochodów i dźwięk tramwajowych dzwonków potwierdza jednak, że to dzieje się naprawdę. Tuli Luli istnieje.
Sesja Rady Miejskiej odbywa się, nie zapadają jednak żadne decyzje w sprawie ośrodka preadopcyjnego dla porzuconych maleństw.
25 maja 2017 – czwartek
Misie i przytulanki czekają. Kolorowe pokoiki gotowe są na przyjęcie nowych mieszkańców. Wózki stoją karnie w szeregu, marząc o spacerze. Na ogrodzeniu oddzielającym ogród od ulicy Dąbrowskiego wisi duży plakat przedstawiający maleństwo. Obok napis: „Co 10 godzin w Polsce zostaje porzucone dziecko”.
Więcej: www.gajusz.org.pl
***
Petycja, którą podpisaliście w obronie najmniejszych mieszańców Łodzi, trafiła 1 czerwca br. – w Dzień Dziecka – do rąk Hanny Zdanowskiej.
W samo południe zostało podpisane porozumienie między Miastem Łódź, Województwem Łódzkim i Fundacją Gajusz, regulujące współpracę w zakresie kierowania porzucanych w Łodzi noworodków i niemowląt do Tuli Luli. Mamy nadzieję, że dzisiejsze deklaracje zostaną zrealizowane.
***
Joanna Sikorzanka – dziennikarka od 35 lat związana z Radiem Łódź. Absolwentka polonistyki (UŁ) i dziennikarstwa (UW); autorka audycji literackich i reportaży; laureatka wielu konkursów na reportaż, nominowana do Prix Europa za „Limankę na koniec wieku” (2001) i zdobywczyni Grand PiK za artystyczną formę radiową „Ta nasza młodość” (2009); publikuje felietony z cyklu „Piszę, więc jestem” na portalu RŁ; drukowała w Polityce, Midraszu i Arteriach.
You must be logged in to post a comment.