Szkoła życia
Nie znalazłam w systemie oceniania w szkole mojego dziecka niczego, co mówiłoby o pomaganiu innym, byciu koleżeńskim, podzieleniu się kartonem na plastyce czy drugim śniadaniem. Nie ma nic o wolontariacie, braniu udziału w działaniach na rzecz społeczności lokalnej.
W szkołach koniec semestru. Rodzice z drżeniem zaglądają do dzienników elektronicznych, sprawdzając noty swoich dzieci. Jako matka świadoma i niemająca złudzeń jaki stosunek do szkoły ma mój syn, również nieco niepewnie otworzyłam stronę z ocenami. Nic mnie szczególnie nie zdziwiło, zwłaszcza, że moje dziecko zwykło opowiadać z pikantnymi szczegółami każdy szkolny dzień. Jedno jednak przykuło moją uwagę. Oceny ze sprawowania. Zainteresowało mnie, za co też nasze dzieci są promowane, jakie ich cechy wzmacniane w toku edukacji, a jakie skutecznie eliminowane. No i rzuciły mi się w oczy dwie kwestie. Po pierwsze, dlaczego w ramach ocen z zachowania młody człowiek dostaje punkty za udział w konkursach przedmiotowych? I po drugie, dlaczego promujemy wojskowy dryl z XIX wieku, a nie pasję i ciekawość świata?
W kwestii pierwszej, sprawa wydaje się kompletnie nieuzasadniona, bo przecież mamy przedmioty, z których można podwyższać oceny do 6 za udział w olimpiadach i konkursach. Tu dodam, że jeżeli te konkursy odbywają się poza szkołą, czyli uczeń wybierze je sobie sam, to już oceny wyższej nie dostanie. Nawet z zachowania. Zatem promujemy to, co promuje szkołę, a nie to, co świadczy o tym, kim jest dziecko. Zdolny gbur z nawykami, które u dorosłego nazwalibyśmy chamskimi, jeśli będzie dobrze lawirował, ma szanse na wzorowe zachowanie. Oczywiście pod warunkiem, że nie będzie brzydko odnosił się do nauczyciela, bo do innych uczniów już spokojnie może. Bo który belfer przyczepi się do tego, że młody człowiek np. donosi na kolegów albo ośmiesza koleżankę czy zwala winę na sąsiada z ławki. To są zachowania ze wszech miar przez szkołę wspierane. Jeśli śmiejemy się z kolegi, który dostał gorszą ocenę, to przecież motywujemy go do nauki; jeśli skarżymy, to wspieramy nauczyciela w pracy dydaktycznej; jeśli to nie ja, tylko ten drugi, to nauczycielowi łatwiej – nie musi dociekać.
Najlżej w szkole mają sprytne szuje, które uprzejmie doniosą, uśmiechną się do pani dyrektor, zgłoszą się do wytarcia tablicy, nie podpowiedzą koledze. O, tacy sprawdzą się tu świetnie.
I tacy, którzy nie będą się przeciwstawiać, nudzić się (to może wyzwalać chęć zrobienia czegoś ponad patrzenie w oczy nauczyciela), rozmawiać, pić na lekcji (mówimy o wodzie), wstawać, wychodzić, biegać – znaczy żyć.
Nie znalazłam natomiast w systemie oceniania w szkole mojego dziecka niczego, co mówiłoby o pomaganiu innym, byciu koleżeńskim, podzieleniu się kartonem na plastyce czy drugim śniadaniem. Nie ma nic o wolontariacie, braniu udziału w działaniach na rzecz społeczności lokalnej. Nie – przepraszam – można wesprzeć organizację uroczystości szkolnej. No tylko później jak się w niej uczestniczy, to trzeba milczeć, bo za otworzenie paszczy minus 3 punkty.
Żeby nie wiem jak było nudno. Bo przecież uroczystości szkolne są od 100 lat identyczne i po co to zmieniać, niech będą żenujące dalej. I nikt nie zadaje dzieciom pracy: napisz recenzję apelu, jakie masz refleksje po uroczystości z okazji Święta Niepodległości. Wtedy można by wymagać milczenia, bo potem się wypowiesz. Nie, nikt dzieci o zdanie nie pyta. I nie wolno im również dać tej jedynej w ich zasięgu recenzji w postaci gadania. To im obniży ocenę ze sprawowania. Nie nauczycielowi i grupie, która przygotowała nudny program, tylko odbiorcy, który – żeby nie usnąć – omawia na bieżąco z kolegą czy koleżanką to, co się dzieje.
Uczymy dzieci milczenia i to nie w sytuacjach, kiedy należy milczeć. Uczymy też, że zwalenie winy na kogoś popłaca. Bo to kolega zostanie ukarany, a nie ja. Uczymy donosicielstwa. Nikt nie odejmuje punktów z zachowania za skarżenie i mówienie źle o innych, bo przecież to na rękę nauczycielom.
Jest ktoś w klasie, kto powie, czyją sprawką był żart, kto zapomniał pracy domowej, książki albo opowiadał sprośne dowcipy – pożyteczne i wygodne. Na podstawie zeznań przemiłej koleżanki, która chciała wesprzeć nauczyciela w wykonywaniu jakże trudnego zawodu, pisze się do rodziców liścik: Zachowanie syna/córki… Tworzymy społeczeństwo leniwe, nieempatyczne, nudne, które nie umie już wypowiedzieć się we własnej sprawie, bo zostało tego skutecznie oduczone. Nasze dzieci nie są nagradzane za tworzenie grupy, bycie przyjacielem, za dobrą zespołową zabawę, granie do jednej bramki. Hodujemy grzecznych, cichych, niewychylających się obywateli, którzy kiedy trzeba napiszą mały donosik. Mamy przecież zasady: nie wstawać, nie mówić, nie biegać, nie myśleć na niezadany temat. A! I nie rysować w zeszycie do matematyki! Bezwzględnie.
____
Tamara Rymska – od kilku lat ze zdziwieniem przygląda się systemowi edukacji, który wystawia ją jako rodzica na ciężkie próby. Dla Miasta Ł będzie opisywać swoje przygody w formie felietonów.
You must be logged in to post a comment.