„Smaki PRL-u”, czyli schabowy a la dyrektor
Dzisiaj zabiorę Was na schabowego sprzed lat – pysznego, jedzonego „od święta” i wystanego w kolejkach. Schabowego z czasów, gdy Edward Gierek wołał: Pomożecie…!?, a ulice pustoszały w czwartkowe wieczory, ponieważ w telewizji „leciała Kobra”.
PRL, czyli Polska Rzeczpospolita Ludowa. Skrót ten rozwinąłem głównie ze względu na młodszych czytelników naszej gazety, którzy nie mogą pamiętać czasów epoki „słusznie minionej”. Komuna upadła w Polsce 27 lat temu, czyli wtedy, gdy nie było ich jeszcze na świecie.
Socjalizm skończył się na dobre, ale charakterystyczne dla tej epoki potrawy są lubiane do dziś. Słynny schabowy z kapustą, zimne nóżki czy pomidorowa z ryżem, to dania, którymi żywili się nasi rodzice w przyfabrycznych stołówkach i uczelnianych kantynach.
To w takich miejscach „wykuwał” się kulinarny gust mas pracujących miast i wsi. Jabłko pada niedaleko od jabłoni, więc także dziś „młodzi gniewni”, mimo ogromnego wyboru pizz, kebabów i dań orientalnych, często na obiad wybierają „tradycyjnego” schabowego z ziemniakami.
To najpopularniejsze w Polsce danie (głównie ze względu na swoją prostotę) dziś jest dostępne w menu większości małych barów z tzw. obiadami domowymi. Schabowy to „rozbity” kawałek mięsa, posypany lekko solą i pieprzem, następnie panierowany w jajku i tartej bułce. Kotlet smażymy na patelni z dużą ilością tłuszczu (najlepiej smalcu). Mimo że potrawę łatwo przyrządzić, są w Polsce „specjaliści”, którzy potrafią zepsuć także to danie.
Dzisiaj zabiorę Was na schabowego sprzed lat – pysznego, jedzonego „od święta” i wystanego w kolejkach. Schabowego z czasów, gdy Edward Gierek wołał: Pomożecie…?!, a ulice pustoszały w czwartkowe wieczory, ponieważ w telewizji „leciała Kobra”.
„Smaki PRL-u” to duża restauracja na terenie Manufaktury, czyli dawnego bawełnianego imperium Izraela Poznańskiego. Wielka fortuna łódzkiego fabrykanta zaczęła się od małego składu z tzw. „towarami łokciowymi”, by po kilku latach urosnąć do ogromnego zakładu z kilkoma tysiącami wrzecion. Co ciekawe, mniej więcej w tym miejscu, gdzie dziś mieszczą się „Smaki”, w 1904 roku Poznański wybudował dla swoich pracowników pierwszą stołówkę.
Lokal jest przestronny i jasny. Kiedyś mieściła się tu inna restauracja i mam wrażenie, że część mebli została wykorzystana do nowego socjalistycznego wystroju. Moim zdaniem ten zabieg się nie udał i psuje ogólny efekt. Zwracają uwagę stylowe meble rodem z PRL i oryginalna zastawa: karafki, syfony czy ocet na półkach. Na ścianach wiszą plakaty, gazety i zdjęcia z epoki. Niestety, po pierwszym zauroczeniu zauważyłem wiele niedociągnięć i brak konsekwencji. Odniosłem wrażenie, że wystrój restauracji projektowała osoba, która PRL zna tylko z fotografii wyszukanych przez Google. Na dodatek efekt psują stylowe gięte wieszaki na odzież i dziwnie wyglądające szafki na wina. Szkoda, że właściciele nie przerobili tego miejsca na tradycyjną zakładową stołówkę czy lokal w stylu baru mlecznego trzeciej kategorii. Zaskoczeniem jest także obsługa, która grzecznie wita gości i ze słowami „proszę – dziękuję” podaje menu… W „Smakach PRL-u” bardziej pasowałaby groźna bufetowa wyposażona w brudną (lub stylizowaną na brudną) ścierkę. Menu restauracji jest całkiem zabawne. Widać inspiracje filmami Barei i kronikami sprzed lat. Znajdziemy coś dla „zawodowych dyrektorów” czy „towarzyszy z politbiura”. Są również dania główne ROBOTNICZE. O ile to, że dyrektorskie potrawy są drogie, nie dziwi, to robotnicze pierogi z mięsem i okrasą za 20 zł trochę odstraszają. Niestety ceny w „Smakach PRL-u” to nie socjalizm, a prawdziwy kapitalizm i wolny rynek. A szkoda. Przydałaby się w Manufakturze niedroga restauracja.
A co ze schabowym, po którego pofatygowałem się aż do epoki PRL? Był naprawdę wyśmienicie przyrządzony. Ogromny kawał soczystego schabu ze słuszną ilością panierki przypominał mi tego sprzed dziesięcioleci, a mizeria była taka, jaką przyrządzała moja śp. Babcia. Jednak cena za ten przysmak (28 zł) to stanowczo za dużo. Dobrego schabowego z solidną ilością dodatków można w Łodzi zjeść, nie wydając więcej niż 15 zł. Żeby mieć jasność, zamówiłem jeszcze specjalność szefa kuchni – „Zepeliny” z mięsem i okrasą. Pyszne! Ale z portfela ubyło kolejne 18 zł. Do tego wypiłem szklankę niezbyt dobrego kompotu.
Nie sądzę, żebym wrócił tam jeszcze raz. Restauracji z dobrym schabowym jest w Łodzi pod dostatkiem. Podczas obiadu, moją uwagę zwróciła grupka cudzoziemców siedzących przy stoliku obok. Zaciekawieni rozglądali się po lokalu i zajadali kopytka z okrasą. Dla nich około 25 zł za porcję to niewielki wydatek, niestety w pamięci pozostanie im „PRL-owski Disneyland”, a nie obrazek, jaki wielu z nas pamięta.