Segregacja? To się opłaca!
Zbliżają się święta i z każdym dniem atakuje nas coraz więcej jowialnych, brodatych panów w czerwonych kubraczkach, szklanych kulek we wszystkich kolorach tęczy i iglastych drzewek przyozdobionych migającymi światełkami. Przywykłem już do tego, że tuż po 1 listopada świąteczna atmosfera zalewa nas po czubki głów i nie pozostawia żadnego azylu wolnego od bożonarodzeniowych symboli.
Zupełnie niespodziewanie Boże Narodzenie zaatakowało mnie również w moim własnym śmietniku. Wyszedłem wyrzucić posegregowane śmieci i kiedy otworzyłem pokrywę kubła na odpadki, z olbrzymim zdziwieniem zobaczyłem w nim… choinkę. Dodam, że nie była to choinka sztuczna, lecz żywa — no, przynajmniej kiedyś, bo sprawiała wrażenie absolutnie ususzonej. Co robiła w koszu na odpady posegregowane — nie wiem. Prędzej spodziewałbym się ją ujrzeć w pojemniku na odpady bio. Zaintrygowany tym znaleziskiem, postanowiłem przyjrzeć się zawartości pojemników i inspekcja ta nie przyniosła optymistycznych wniosków. W pojemniku na odpady bio znalazłem bowiem damskie buty i metalową puszkę, w pojemniku na odpady pozostałe po segregacji tekturowe kartony, a w pojemniku na odpady segregowane — oprócz wspomnianej choinki — również resztki jedzenia, suchy chleb i jakieś szmaty. Problem jest poważny. Tu już nie chodzi o — postrzegane jako rodzaj fanaberii — przekonanie o konieczności segregacji śmieci, motywowane dbałością o los środowiska. Sprawa rozgrywa się także o pieniądze. Blok, w którym mieszkam, zadeklarował latem, że będzie brał udział w segregacji. Wrzucając śmieci do kubłów jak popadnie, narażamy się na zdecydowaną podwyżkę opłat za wywóz produkowanych przez nas nieczystości. A więc nawet jeśli nie przemawiają do nas argumenty ekologów, powinna do nas przemówić zawartość naszych portfeli. Segregowanie po prostu bardziej się opłaca.
Zastanawiałem się wielokrotnie, dlaczego upowszechnienie się nowych wzorów postępowania z naszymi śmieciami napotyka na tak wiele oporów? Zwłaszcza że segregacja i recykling — czyli powtórne przetworzenie raz wykorzystanych produktów — to nie jakaś nowinka, która przybyła do nas w ostatnich latach, ale coś co przecież dawniej było na porządku dziennym. Najczęstsze odpowiedzi na to pytanie związane były ze zwróceniem uwagi na czasochłonność segregacji odpadów i brakiem miejsca w mieszkaniach na pojemniki dedykowane różnym rodzajom śmieci. Ale przecież odłożenie gazety w inne miejsce niż butelki po oleju nie zabiera wcale więcej czasu. Doświadczenie osób segregujących swoje śmieci podpowiada, że po kilku tygodniach wrzucanie różnych kategorii odpadków do innych pojemników wchodzi nam tak silnie w nawyk, że przychodzi automatycznie i jest traktowane jako oczywiste.
Nieco większym problemem jest brak miejsca, chociaż i tutaj mam wrażenie, że argument ten traktowany jest jako wymówka usprawiedliwiająca lenistwo. Sklepy z wyposażeniem gospodarstwa domowego oferują nam rozmaite „inteligentne” urządzenia ułatwiające prowadzenie selektywnej zbiórki odpadów. Niezależnie od tego, warto wykorzystać te przestrzenie w mieszkaniach, których i tak nie użylibyśmy w innym celu, np. miejsce za drzwiami kuchni, różnego rodzaju wnęki czy nieustawne kąty. A jeśli nawet takich miejsc nie ma, można zamontować haczyki i śmieci zbierać w foliowe torebki, wciskane nam na potęgę przy okazji różnego rodzaju zakupów. To przy okazji oszczędność kilku złotych na kupowaniu worków na śmieci…
Segregacja śmieci to także wprowadzenie zasad recyklingu do swojego domu. Opróżnione słoik czy butelkę można umyć i wykorzystać ponownie, zamiast kupować — nietanie przecież — pojemniki do przechowywania żywności. Opakowania plastikowe po wymyciu mogą służyć za pojemniki na przybory do szycia, śrubki, gwoździe, czy inne bibeloty. Puszki ponoć świetnie sprawdzają się jako doniczki do rozsadzania kwiatków, chociaż tego akurat osobiście jeszcze nie sprawdziłem. Segregowanie śmieci to otwarcie zupełnie nowej perspektywy, która pozwala dostrzegać potencjalne drugie życie różnych rzeczy codziennego użytku. Tak jak drugie życie dostała kiedyś moja choinka — taka sama jak ta, którą znalazłem niedawno w śmietniku. Też wydawała się zasuszona i na granicy śmierci, a jednak wkopana w ziemię odżyła i cieszy oczy do dziś.
fot. Katarzyna Łąpieś