Rzecz o kuczkach
Namiot (Sukka) powinien być tak wysoki, by dorosły człowiek mógł w nim swobodnie stanąć, w środku powinien zmieścić się stół. Tradycyjny miał tymczasowy charakter, wznoszono go z gałęzi i liści, tak by dawał jak najwięcej cienia. W Polsce Święto Namiotów przypada na przełom września i października, kiedy pogoda nie zawsze sprzyja świętowaniu pod gołym niebem.
Wędrując dziś ulicami Łodzi, napotykamy wciąż na kolejne place budów i remontów, miasto wydaje się przepoczwarzać, przedzierzgać w zupełnie nową formę. Nabiera kształtów, wymiarów, odkrywa przed nami nowe oblicze. Ale jednocześnie w cieniach starych podwórek, w licach dziewiętnastowiecznych kamienic czy uśpionych fabrycznych hal drzemie duch włókienniczej Łodzi. Nieśmiało przemawia do nas architektonicznym detalem, jakimś rosyjskim napisem, wyzierającym spod wielu warstw farby, starym szyldem zachowanym gdzieś w oficynie. Bo choć niegdyś nasze miasto rozbrzmiewało wieloma językami, a kultury mieszały się nadając mu niepowtarzalną atmosferę, to dziś już tylko ich echo – niczym szeptem wypowiedziane słowo – odbija się od ścian i murów, pozwalając się usłyszeć tylko tym, którzy są na nie otwarci, świadomi, gotowi. Miasto mówi do nas, opowiada swoją historię i jeśli tylko wsłuchamy się w jego opowieść, naszym oczom ukaże się Łódź może nieco przykurzona, łuszcząca się farbą dziesięcioleci i kruszejąca niczym stara koronka, ale jednocześnie fascynująca i ciekawa. A jeśli wsłuchamy się w jej szept wystarczająco uważnie, to kto wie – może uda nam się przenieść w czasie.
Dziewiętnastowieczna Łódź była niezwykłym miejscem. Przyciągała niczym magnes ludzi wielu narodowości i religii. Jedną z najliczniejszych nacji stanowili Żydzi. Tutaj szukali swojego miejsca, swojej ziemi obiecanej. II wojna światowa wydarła ich jednak okrutnie z łona miasta, pozostawiając na długie dziesięciolecia tylko wspomnienia. Zniszczono świątynie, zniknęli ludzie, ich własność upaństwowiono. Wydawało się, że wicher historii zatarł już wszystkie ślady ich kultury aż do momentu, kiedy czyjeś ciekawskie oko dostrzegło… kuczki. Te drewniane, przypominające balkon czy przybudówkę konstrukcje – pozbawione na ogół religijnych symboli – stanowiły niegdyś dla Żydów substytut namiotu.
Skąd potrzeba ich budowania tuż obok domów? Święto Sukkot, stanowiące dziękczynienie za plony, wymagało od Żydów siedmiodniowej pielgrzymki w miejsce odosobnienia, wzorem przodków wędrujących przez pustynię, gdzie oddawali się modlitwie, medytacjom i celebrowaniu posiłków pod dachem, który „pozwalał niebu przeniknąć”.
Namiot (Sukka) powinien być tak wysoki, by dorosły człowiek mógł w nim swobodnie stanąć, w środku powinien zmieścić się stół. Tradycyjny miał tymczasowy charakter, wznoszono go z gałęzi i liści, tak by dawał jak najwięcej cienia. W Polsce Święto Namiotów przypada na przełom września i października, kiedy pogoda nie zawsze sprzyja świętowaniu pod gołym niebem. Stąd budowane przez pobożnych Żydów tradycyjne szałasy przybrały formę drewnianych, co najmniej trójściennych budowli – kuczek. Większość z nich budowana była od strony podwórza, tak by zapewnić intymność i spokój podczas modlitwy. Często kuczki posiadały piękny, artystyczny wystrój, co podkreślało ich odświętny charakter. W okresie Święta Sukkot ściany ozdabiano także plonami, wszystkim, czym wiernych hojnie obdarował Bóg. Spożywane podczas posiłków dania również przygotowywano z darów jesieni.
Nieliczne, pochodzące z okresu Łodzi fabrykanckiej kuczki zachowały się przede wszystkim na terenie Śródmieścia i Starego Polesia. Cicho trwają w zaciszu łódzkich podwórzy ufnie wtulone w mury kamienic.
I choć dzisiaj w ich wnętrzach nie rozbrzmiewają radosne, dziękczynne psalmy, to swoim niemym istnieniem wciąż świadczą o wielokulturowości Łodzi i o czasach, kiedy na jednym podwórku mogły bawić się wspólnie dzieci różnych nacji i religii.
Prezentowane zdjęcia stanowią próbę dokumentacji dnia wczorajszego zaklętego we współczesności. I choć czas nie stoi w miejscu, a nasze miasto zmienia się nieustająco, to przecież nie sposób wyprzeć się własnej tożsamości, historii. A wszystkich, którzy usłyszą głos wielokulturowej, starej Łodzi zachęcam do eksploracji miejskiej przestrzeni. Może uda się usłyszeć jakieś nowe, choć stare wątki jej opowieści?