Raj dla kieszeni i żołądka
Dziennik Miejski
To, co znalazłam, odkryłam w polskich restauracjach, było dla mnie błogosławieństwem. Po pierwsze, ze względu na moją dietę, po drugie, na cudowne smaki, i wreszcie po trzecie, na cenę. Po prostu nie mogłam uwierzyć, że nawet takie tradycyjne i proste dania jak kasza gryczana czy orkiszowa mogą być smaczne, dostępne i tanie.
Zgodziliśmy się, że jedzenie w Polsce jest świetne i tańsze niż w innych krajach, ale jak można sobie poradzić z ogórkami kiszonymi?
Polskie ceny, standard życia czy jedzenie, to niektóre z naszych codziennych tematów. W pierwszych dniach mojego pobytu tutaj postanowiłam znaleźć jakieś interesujące miejsce, gdzie mogę zadowolić mój żołądek. A moja dieta jest dziwna – bezglutenowy wegetarianizm. Wcześniejsze próby znalezienia czegoś do jedzenia „na mieście” w Bośni prawie zawsze kończyły się byciem głodnym lub – jeśli miałam szalone szczęście i znalazłam coś, co nie spowodowało bólu brzucha – wydaniem fortuny. Spotkania z rodziną także były zawsze zabawne, kiedy słyszałam pytania: Jak ty żyjesz bez mięsa? Co jesz? A gdy wyszło na jaw, że nie jem też chleba, to była prawdziwa trauma. Jak możesz być uczuloną na dwie rzeczy, które dają życie? – wykrzyczała do mnie jedna ciotka, a ja z głupim wyrazem twarzy odpowiedziałam: Nie wiem… Z czasem wszyscy przywykli do tego, że mam dziwny żołądek, i już. W Austrii, na początku mojego pobytu, oferta kulinarna też była dla mnie dużym wyzwaniem. Później jednak, kiedy nadeszła modna fala wegetarianizmu, weganizmu i jedzenia bezglutenowego, pojawiło się wiele produktów i marek, które sprawiły, że mogłam się czuć dużo bardziej komfortowo. Niestety, ceny tych produktów sprawiły, że czułam się bardzo, bardzo, bardzo niekomfortowo. Moje wcześniejsze doświadczenia sprawiły, że przyjeżdżając do Łodzi, nie miałam właściwie żadnych oczekiwań co do jedzenia i cen.
To, co znalazłam, odkryłam w polskich restauracjach, było dla mnie błogosławieństwem. Po pierwsze, ze względu na moją dietę, po drugie, na cudowne smaki, i wreszcie po trzecie, na cenę. Po prostu nie mogłam uwierzyć, że nawet takie tradycyjne i proste dania jak kasza gryczana czy orkiszowa mogą być smaczne, dostępne i tanie.
Zupa pomidorowa, buraki z chrzanem, placki ziemniaczane z mąką gryczaną… i te niesamowite ogórki kiszone. Oooooohhhh! Dlatego bycie głodną w Łodzi mi nie grozi, mam tylko nadzieję, że nie wyjadę z tego miasta ważąc 150 kilo.
Ogólnie ceny w Łodzi, jeśli porównam je do cen w dwóch pozostałych miejscach, w których miałam okazję przebywać, są naprawdę bardzo przystępne. Biorąc pod uwagę średni dochód, ku mojemu zaskoczeniu, jest tutaj wiele rzeczy tańszych niż w Bośni. Ale są też i takie, które nawet w porównaniu z Austrią są absurdalnie drogie. Nie mogę oczywiście wypowiadać się o cenach nieruchomości, rzeczy dla rodziny, dzieci. One mogą zmienić ogólny obraz, ale te, które dotyczą nas, są dość przystępne nawet jak na kieszeń wolontariusza.
***
Może zabrzmi to trochę głupio, ale moją największą pasją w życiu jest jedzenie. Może dlatego, że jestem Włochem i jest to jakoś zakodowane w moim DNA. Dlatego też pisanie na ten temat jest dla mnie czystą przyjemnością. W mojej ojczyźnie, we Włoszech, różnie podchodzimy do tego tematu. W mojej rodzinie sztuka gotowania jest bardzo ważna. Szefem naszej kuchni na pewno jest tata, mama natomiast jest całkiem profesjonalną projektantką ciast.
W świecie wiadomo, że dieta śródziemnomorska jest jedną z najlepszych. Włochy i Hiszpania to miejsca znane ze świetnej kuchni. Powiedziałbym nawet, że Włochy trochę bardziej (i wcale nie dlatego że jestem Włochem). To jednak nie sprawiło, że jestem jakoś bardzo konserwatywny w swoich kulinarnych upodobaniach i na pewno nie powstrzymuje mnie przed próbowaniem innych smaków. Właściwie lubię każdą kuchnię: meksykańską, chińską, indyjską, japońską, fusion… Naprawdę wszystko. I oczywiście teraz także polską.
Mam tutaj w Łodzi kilku znajomych z Włoch, którzy narzekają na jedzenie w Polsce, bo ciągle porównują je z włoskim. Moim zdaniem, to zasadniczy błąd. Kiedy mieszkasz zagranicą, w innym kraju, nie możesz oczekiwać, że będziesz mieć to samo jedzenie czy ten sam styl gotowania. Jedzenie jest częścią kultury danego kraju, tak jak język czy tradycje. Dla przykładu powiem wam, jakie potrawy w Polsce lubię najbardziej, a jakich nie.
Bardzo lubię pierogi, z mięsem czy serem, to nie ma większego znaczenia. Przypominają mi trochę włoskie ravioli, ale są jednak inne. Nauczyłem się także, że pierogi ze sklepu nie są dobre i najlepiej próbować te ręcznie robione. Nie podzielam jednak na przykład miłości Vanji do ogórków kiszonych. Zdecydowanie nie.
A są one wszędzie: w sałatkach, burgerach, na talerzu jako ozdoba. Wydaje mi się, że „ogórki” to jedno z pierwszych słów, jakiego się nauczyłem, właśnie dlatego że ich nie lubię.
Ceny są związane z zarobkami i stylem życia. Koszty utrzymania we Włoszech generalnie są wyższe niż w Polsce, zwłaszcza w Łodzi, która jest dość tania w porównaniu z Warszawą lub Krakowem. Oczywiście, kiedy idziesz na rynek we Włoszech czy w Polsce, zmierzysz się z zupełnie inną sytuacją. We Włoszech, wybierając kilka produktów na jeden lub dwa posiłki, z łatwością możesz wydać 20-30 euro. To dużo. W Biedronce, za te same zakupy zapłacę 30-40 zł (czyli ok. 10 euro).
Tłumaczenie z angielskiego: Aleksandra Szmurlik
****
Vanja Alibašić i Francesco Fiordoliva – wolontariusze europejscy z Fundacji FERSO.
You must be logged in to post a comment.