Przychodzi teatr do widza
Teatry plenerowe niosą ze sobą spore ryzyko. Niezależnie od poziomu artystycznego wszystko może się nie udać z powodu złych warunków atmosferycznych. Na szczęście, nawet aura patrzy na te przedsięwzięcia łaskawym okiem.
W Łodzi teatry wychodzą do ludzi, wchodzą na podwórka, wtapiają się w tkankę miasta. Nie robią tego jedynie fizycznie poprzez pojawienie się w danym miejscu, ale także artystycznie czerpią z tego, co jest istotą danej przestrzeni. Wykorzystują rzeczywiste wypowiedzi, fragmenty dialogów, opinie o otoczeniu. Tak powstał projekt „Wjeżdżamy w bramy” Teatru Pinokio. Przedstawienie, które jest tak samo dla dzieci, jak i dla dorosłych. Początki związane były z akcją „Dotknij Teatru” – to wtedy narodziła się idea, by tekst spektaklu czerpał z historii i opowieści mieszkańców starego Polesia. I tak się stało. „Wjeżdżamy w bramy” wchodzi na podwórka nie tylko fizycznie, ale też artystycznie i mentalnie. Widzowie mogą pośród wypowiedzi aktorów odnaleźć te, które towarzyszą im na co dzień albo tylko stwierdzić, że przecież sami mogliby coś takiego powiedzieć chociażby dziś.
Przedstawienie także w trakcie trwania wciąga małych widzów w jego współtworzenie. Dzieje się tak chociażby przy piosence o tym, co nam się na podwórkach podoba, a co się nie podoba. Tekst utworu powstaje podczas śpiewania i każdy może sam zaproponować, co mu się podoba, a co nie, a wtedy aktorzy wykorzystują propozycję i o niej śpiewają.
Teatr dla dzieci jeszcze nigdy nie był tak blisko widza na każdym etapie powstawania i istnienia.
W podobnym duchu pojawiają się także propozycje dla dorosłych. Przykładem jest projekt „Podwórka”, realizowany w ramach Festiwalu Czterech Kultur. W zeszłym roku pojawiło się „Podwórko Piotrkowska 37” Krzysztofa Garbaczewskiego oraz „Zgierska 38” Teatru Ósmego Dnia. W tym roku pierwszym spektaklem z tego cyklu był „Lament łódzki” w reżyserii Mariusza Grzegorzka, wykonywany przez studentów IV roku PWSFTViT i odbywający się w podwórku przy ulicy Rewolucji 29. Materiał literacki do spektaklu stanowiły internetowe artykuły o łódzkich wydarzeniach wraz z komentarzami pod nimi i wpisy z forów internetowych. Niektóre mrożące krew w żyłach i budzące strach, jak np. ten: „Nie jedźcie tam. To miasto wysysa duszę”. Inne, popadające w nieuzasadniony zachwyt. Zebrane razem tworzą nierzeczywisty obraz miasta, który zakrawa o absurd i powoduje salwy śmiechu wśród publiczności. Pochwała należy się nade wszystko aktorom (w spektaklu wystąpili: Milena Staszuk, Dominika Lichy, Michał Barczak, Jakub Kryształ, Rafał Łysak, Bartosz Szpak i Wacław Miklaszewski), którzy doskonale poradzili sobie z tym niewdzięcznym tekstem. Tam, gdzie trzeba było, wyśmiali, tam, gdzie nie wypadało inaczej, dali chwilę na zadumę. Byli tacy, których spektakl rozczarował. Szukali w nim głębokiej analizy sytuacji łódzkiej i propozycji rozwiązania złego wizerunku miasta. Inni byli zachwyceni nagromadzeniem przerysowanych wypowiedzi o Łodzi i przez to wykazaniem ich absurdalnego wydźwięku. Nikogo „Lament łódzki” nie pozostawił obojętnym.
Drugie z tegorocznych przedstawień w ramach projektu „Podwórka” miało miejsce przy ulicy Wschodniej 50, gdzie swego czasu Władysław Reymont przygotowywał się do napisania ważnego tekstu dla swojej twórczości i naszego miasta – „Ziemi obiecanej”. Jednak to nie na nim skupiała się akcja spektaklu, a na historii mieszkańców tego podwórka.
Te wszystkie projekty udowadniają, że teatr nie musi być koniecznie przeżyciem bardzo elitarnym, które wymaga odpowiedniej sali z teatralnymi krzesłami na widowni.
Teatr można robić wszędzie i może być on naprawdę blisko ludzi – grany na ich własnych podwórkach, pod ich własnymi oknami i mówiący o ich codzienności. Wcale przez to nie cierpi sztuka, a niewątpliwie zyskują zarówno widzowie.
Spotkanie z teatrem zawsze jest interesującym przeżyciem i warto znaleźć na nie czas. Tym razem to nie ludzie przyszli do teatru, ale teatr wyszedł do ludzi. To dzięki takim pomysłom Łódź ma szansę stać się prawdziwą mekką kultury. A wykorzystując fragment tekstu z „Lamentu łódzkiego” można stwierdzić: „Babilon upadł, Atlantyda też zatonęła. Łódź płynie dalej”.
Fot. Joanna Tarnowska