Przedwyborczy landszaft z kroplą krwi
Zeszły rok pozwolił wyborcom odetchnąć. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zdarzyło się, że na żaden z 12 miesięcy nie przypadały wybory, a zatem i kampania wyborcza. Politycy nie bombardowali mieszkańców tonami ulotek, nie świecili twarzami z bilboardów i nie organizowali żadnych akcji pozornie skierowanych „do obywateli”. Teraz za ten spokój trzeba będzie zapłacić. I to z nawiązką.
W roku 2014 szykują się wybory do Europarlamentu i (co ważniejsze z punktu widzenia mieszkańców Łodzi) wybory samorządowe. Szczególnie przy tych drugich łodzianie będą musieli polityczny spokój odpokutować, bo kampania zapowiada się zaciekle, a i tak decyzja, przed jaką stanie wyborca, będzie tragiczna. W Łodzi przez ponad 20 lat samorządu nie wykształciła się taka siła polityczna, która nie uznawałaby żadnych podziałów i pchnęła miasto do przodu. Większość energii ginie w przepychankach, krajowej polityce i decyzjach centralnych władz partyjnych. Nie ma lidera, który rzeczywiście mógłby się stać przysłowiowym już gospodarzem, o którym mówi się od lat. Jednym słowem polityczny krajobraz przed wyborami może wydawać się różowy tylko dla amatorów rozgrywek politycznych i tych, którzy zamiast przewidywalnych meczy reprezentacji Polski u bukmachera wolą obstawiać wyniki wyborów. Postarajmy się zatem go naszkicować.
Po lewej pusto
Już przez moment wydawało się, że Łódź na lewej stronie ma lidera, który jest w stanie zjednoczyć ulokowanych tam wyborców. Przez moment takim liderem wydawał się Dariusz Joński, nawet mimo że w jego działaniach dużo było marketingu i umiejętnego przekonywania. Sen jednak szybko się skończył, bo bardziej intratna okazała się Warszawa i pozycja posła, który na łódzkie wydarzenia patrzy z dystansem. Do tego funkcja rzecznika klubu parlamentarnego SLD, która daje takie publicity, że tylko patrzeć, jak kariera posła Jońskiego wystrzeli na sam szczyt. A w Łodzi? W Łodzi pozostał sprawny, ale nikomu szerzej nieznany polityk Tomasz Trela, który dwoi się i troi, żeby pokazywać się wyborcom — zbiera na rynkach podpisy, udziela wywiadów. Jednak czy to wystarczy? Ranking Gazety Wyborczej z końcówki zeszłego roku daje mu pewną nadzieję w postaci 13% głosów (tuż za byłym prezydentem Jerzym Kropiwnickim). To jednak za mało, żeby myśleć choćby o pociągnięciu za sobą list do Rady Miejskiej, nie wspominając już nawet o wyborach prezydenckich. Zatem pracy przed Sojuszem dużo, a czasu coraz mniej. No i jest jeszcze jeden problem — Twój Ruch, któremu ogólnokrajowe sondaże nie dają szczególnie dużo nadziei, ale który przecież może skutecznie podzielić łódzką lewicę. Szczególnie, że na jego czele stoi bardziej od Tomasza Treli rozpoznawalny Krzysztof Makowski — były działacz Sojuszu i były wojewoda.
Na prawo cicho
Odkąd ostatnie wybory samorządowe poszatkowały szeregi działaczy PiSu zasiadających w łódzkiej Radzie Miejskiej ta formacja nie może się podnieść. Ginie w starciu z takimi graczami i liderami, jakimi są choćby wspomniany już Tomasz Trela, czy prezydent Hanna Zdanowska. A jeszcze przecież nieco ponad 4 lata temu wyglądało to zupełnie inaczej. Klub radnych PiSu, nawet jeśli nie miał pomysłu na Łódź, to przynajmniej sprawie udawał, że go ma. Prawica mogła się jednoczyć wokół jednego lidera, jakim był ówczesny prezydent Jerzy Kropiwnicki, a w Radzie zasiadali wyraziści politycy, jak choćby późniejszy poseł Sławomir Worach (który swoją drogą niedawno zmienił barwy i wstąpił do PO), czy mecenas Michał Król, który był jedną z bardziej barwnych postaci łódzkiej polityki. Teraz po tej grupie zostało już tylko wspomnienie. Jedynie dwóch działaczy wydaje się rzeczywiście działać — były wiceprezydent miasta Marek Michalik i szef klubu radnych Piotr Adamczyk. Reszta to albo szara eminencja, która może i ma wpływ na działania partii, ale w żaden sposób w świadomości wyborcy nie funkcjonuje, albo działacze dosłownie przysłani w teczce z centrali, których trudno ściśle wiązać z miastem, jak choćby poseł Marcin Mastalerek. Kogo PiS wystawi na prezydenta? Niewykluczone, że po raz kolejny będzie to działacz wskazany przez Warszawę, jak poseł Witold Waszczykowski, który jak szybko pojawił się w Łodzi, tak szybko zniknął.
Na środku tłok
W centrum jest chyba najgorzej. Ta strona narzeka akurat na nadmiar liderów i charyzmatycznych przywódców, którzy aż rwą się do rządzenia. I jak to w klasycznej partii władzy — razem trzyma ich już tylko wspólnota interesów, a nie wspólna idea. Nie ma chyba łodzianina, który z marszu potrafiłby wymienić wszystkie frakcje łódzkiej PO. Młodzi Demokraci, Koło Aktywności, do niedawna Floryści i na dokładkę ludzie posła Grabarczyka. A na czele tego korowodu prezydent Hanna Zdanowska, która nie dość, że boryka się z brakiem większości w Radzie Miejskiej, to jeszcze musi dzielić i rządzić własnymi strukturami. Dodatkowo wyborcy będą nie tylko słuchać jej obietnic, ale również rozliczać z tego, co zrobiła. Trzeba pamiętać, że dobre dla miasta projekty, takie jak budżet obywatelski, czy program remontu kamienic ginie pod przytłaczającym czarnym PRem związanym z wielkimi i wątpliwymi inwestycjami, jak choćby nieprzymierzający temat — Trasa WZ. Centrum ma w zasadzie tylko jedną przewagę nad resztą sceny politycznej — wiadomo, że w wyborach prezydenckich będzie reprezentowane przez Hannę Zdanowską. A to już wiele, bo daje więcej czasu na kampanię wyborczą.
Niewyraźne tło
Tło dla tej rozgrywki dużych graczy stanowi choćby klub Łódź 2020, czyli 8 radnych wyrzuconych z PO. Jaki mają pomysł na swoją polityczną przyszłość? Tego pewnie nie wiedzą jeszcze sami. Mało prawdopodobny wydaje się scenariusz połączenia sił z posłem Johnem Godsonem, który również w Platformie już nie funkcjonuje, a który przecież wspominał, że chce kandydować na prezydenta Łodzi. Nie wiadomo, w jakiej formie i czy w ogóle do wyborów przystąpi Łódzkie Porozumienie Obywatelskie z byłym wiceprezydentem Włodzimierzem Tomaszewskim na czele. A co z prezydentem Jerzym Kropiwnickim? Będzie chciał startować, czy może wesprze w kampanii PiS? A może właśnie ŁPO? To pytanie na które łódzki wyborca powinien znać już odpowiedź dawno, tymczasem wciąż musi się jedynie domyślać.
Nic zatem dziwnego, że w Łodzi zazwyczaj wygrywa ta partia, która aktualnie zwyżkuje w sondażach. Łodzianie po prostu nie mają lidera, na którego warto by zagłosować, nie zwracając uwagi na podziały polityczne, zwyczajnie przez wzgląd na dobro miasta. Głosowanie zgodnie z sympatią polityczną jest łatwiejsze i prostsze. Tak właśnie ogólnopolska polityka wpływa na Łódź, łódzkiemu wyborcy pozostawiając jeden wybór — albo zostać w domu i nie iść na wybory (co robi większość mieszkańców), albo głosować na chybił trafił, a później patrzyć co z tego eksperymentu wyszło.
fot. Hubert Barański, www.radni.dlalodzi.info
You must be logged in to post a comment.