Powstanie Łódzkie
Powstanie Łódzkie
Najważniejszym dla Łodzi wydarzeniem doby Rewolucji 1905 roku było Powstanie Łódzkie, trwające od 22 do 24 czerwca. To wtedy tysiące mieszkańców spontanicznie rzuciły się do walki z wojskiem i policją. W Śródmieściu zbudowano około stu barykad i mimo przewagi technicznej wroga próbowano stawić mu opór. Walczono o wolność i godność.
Impulsem do rozpoczęcia walk była wiadomość o śmierci robotników żydowskich ranionych przez wojsko w trakcie pochodu 18 czerwca. Pojawiła się pogłoska, że władze pochowały ich ciała w tajemnicy, bo obawiały się masowej demonstracji na pogrzebie. Na znak protestu wybuchł w Łodzi strajk generalny. Ulicami Łodzi przeszedł stutysięczny tłum, w którym solidarnie szli robotnicy niemieccy, polscy i żydowscy. Pokojowy protest zaatakowało wojsko, było wielu zabitych i rannych. Następnego dnia robotnicy przystąpili do walki – w mieście stanęły barykady. Barykady wielokulturowej Łodzi.
Gazety rewolucjonistów tak opisywały te wydarzenia: „Walczyli robotnicy Łodzi o trochę więcej życia ludzkiego, o trochę więcej chleba i światła dla siebie i rodzin swoich. Walczyli o 8-godzinny dzień roboczy… o godność ludzką”.
Najwięcej o Powstaniu Łódzkim mówią zapisy uczestników i świadków wydarzeń. Przygotowaliśmy wybór relacji uporządkowany w kolejności chronologicznej. Opowieści kończą się wraz z momentem upadku powstania. Wśród cytowanych osób znalazły się takie postaci, jak Aleksy Rżewski, pierwszy prezydent Łodzi w II Rzeczypospolitej i członek Organizacji Bojowej PPS; związani z Polską Partią Socjalistyczną: Henryk Bitner, Bolesław Dudziński, Władysław Kossek, Eugeniusz Pieńkowski, Józef Szynkielewski oraz Bronisława Wojciechowska; związani z SDKPiL: Józefa Bariasz, Franciszek Joachimiak, Tomasz Maciejewski oraz Józef Madejczyk. Opowieść uzupełniliśmy o komentarz dotyczący Powstania Łódzkiego z gazety „The New York Times” oraz teksty łódzkich fabrykantów: Juliusza Kunitzera i Alfreda Biedermanna.
Łódzkie barykady – relacje świadków
Eugeniusz Pieńkowski
Matka moja, pracując w fabryce koronek Geyera przy Górnym Rynku, zajęta była tam od godziny 6 rano do 6 wieczorem, później dostawała pracę do domu, wobec czego i my musieliśmy pomagać matce w niektórych pracach (…). Byłem wychowany w takich warunkach życia, że nie znałem, co to łzy, ból, głód. Na łzy nie było czasu, na ból nie wolno było narzekać, bo nie było komu się użalić. A jeżeli dokuczał głód, to kładłem się na brzuchu i tak zasypiałem, oczekując powrotu z fabryki matki, która zawsze jakąś kolację ugotowała.
Aleksy Rżewski
Od 12. roku pracowałem już w jednej z przędzalni łódzkich i na własnej skórze poznałem dolegliwości ustroju kapitalistycznego, a więc: niska płaca, dwunastogodzinny dzień roboczy, praca ponad siły, niedostatek w domu, ciasne mieszkanie, w którym musiało się pomieścić osiem osób, słowem, życie zwykłe proletariusza łódzkiego, wytwarzającego miliony dla krezusów bawełnianych.
Bronisława Wojciechowska
W roku 1904, kiedy wybuchła wojna na Dalekim Wschodzie, taka się bieda w Łodzi zrobiła, że chleb oglądałam już tylko przez szybkę w witrynie. Fabrykanci powystawiali kuchnie na placach i ludzie chodzili tam po zupkę. Ale złość wszystkich brała, że tak muszą cierpieć, gdy burżuje bogacą się na zamówieniach wojskowych.
Józefa Bariasz
W dwunastym roku życia zaczęłam pracować w fabryce Steigerta przy ulicy Przędzalnianej (…). Pracowałam 12 godzin na dobę, otrzymywałam 1 rubel i 20 kopiejek wynagrodzenia na tydzień. W styczniu 1905 roku ja pierwsza z całej naszej sali ujrzałam przez okno potężny tłum robotników, gromadzący się przed bramą fabryki. Gdy otworzyłam okno, poprzez huk maszyn dotarły do nas okrzyki: „Precz z wyzyskiem. Nasze hasło – 8 godzin pracy i 20 kopiejek na godzinę”.
Franciszek Joachimiak
Na wieść o „krwawej niedzieli” zaczęła strajkować cała Łódź (…). Jedna z największych wówczas fabryk bawełnianych, słynna spółka Heinzla i Kunitzera, znajdowała się w znacznej odległości od centrum miasta, na Widzewie, który formalnie nie należał do Łodzi, był osobną wsią. Gdy inne zakłady strajkowały już od kilku dni, Heinzel i Kunitzer otoczyli swą fabrykę wojskiem i terroryzując ludzi, zmuszali ich do pracy.
Irena Tuwim
Nic tak głęboko nie zapadło w pamięć mojego serca, jak wystawa kwiaciarni [Wojciecha] Salwy. Na niewielkim podium pokrytym białym aksamitem, który miał imitować całun śniegu, stał wazon pełen pąsowych róż. Na tle aksamitu leżały rozsypane, niby to nieumyślnie, szkarłatne płatki, a obok – zwykły, kuchenny nóż. Kontrast był tak brutalny, tak uderzający, że nic nie mówiąc, spojrzeliśmy najpierw po sobie, a potem na Matkę. „To symbol rewolucji” – powiedziała matka. Były to dla nas dwa nowe, nieznajome słowa, których znaczenia nie znaliśmy, ale których sens przeczuwaliśmy, gdy w domu mówiono po cichu o tym, jak to kozacy na koniach wjechali do hal fabryki Heinzla i Kunitzera, tratując robotników…
Juliusz Kunitzer – apel do władz carskich z 12 kwietnia:
Około dwustu ludzi już od 24 godzin siedzi nieprzerwanie w tkalni naszego Towarzystwa [Towarzystwa Akcyjnego Heinzel i Kunitzer] i nie chcą jej opuścić. Siedzą bez jedzenia, między nimi jest wielu podżegaczy. Czy nie uważa Pan za możliwe, by (…) aresztować ich wszystkich, a przy tym poprzez indywidualne przesłuchania bezwarunkowo zdemaskować wszystkich podżegaczy? Jestem przekonany, że takie stanowcze rozwiązanie nieuchronnie wywrze wpływ odstraszający na pozostałe fabryki Łodzi i uspokoi miasto przed świętami [wielkanocnymi].
Fabrykant Alfred Biedermann – z listu do żony napisanego w przeddzień powstania czerwcowego:
Nasze władze, zamiast wieszać tych morderców [rewolucjonistów] na poczekaniu, bez końca dywagują nad konwenansami, przez co ściągają na siebie coraz większą odpowiedzialność za wszystko, co nastąpi.
Władysław Kossek
Któregoś dnia dano znać, że w niedzielę 18 czerwca w łagiewnickim lesie odbędzie się pod pozorem majówki zebranie robotników, na którym przemawiać będą towarzysze z PPS, SDKPiL i Bund (…). Był to pogodny dzień i w łagiewnickim lesie, jak zwykle po odpustowym nabożeństwie, zebrało się wiele ludzi. Nigdzie nie było widać kozaków, wojska ani policji, więc towarzysze energicznie zabrali się do rozdawania odezwy (…). Pod wieczór uformował się duży pochód, który ruszył w kierunku miasta.
Józef Szynkielewski
Byłem w obstawie manifestacji w Łagiewnikach 18 czerwca 1905 roku. Podczas marszu w stronę miasta, na ulicy Łagiewnickiej, w tym mniej więcej miejscu, gdzie później była rzeźnia, zagrodzili nam drogę kozacy. Dali salwę. My również wyciągnęliśmy browningi. Ostrzeliwaliśmy się, uciekając, aż do Bałuckiego Rynku. Znów padło kilku zabitych.
Tomasz Maciejewski
Kiedy przyszliśmy pod szpital Poznańskiego po ciała dwóch robotników żydowskich, okazało się, że zostali oni już pochowani chyłkiem, minionej nocy. Staliśmy pod szpitalem, nie wiedząc, co robić. Nagle ktoś rzucił hasło: „Chodźmy na skargę do policmajstra”. Przez Targową i Cegielnianą [obecna Jaracza] ruszyliśmy do Piotrkowskiej. Po drodze tłum gęstniał (…). Szły całe rodziny, matki niosły dzieci na rękach, mężczyźni maszerowali z podniesionymi pięściami, rzucając hasła rewolucyjne. Przy rogu Piotrkowskiej i Karola [obecna Żwirki] ze wszystkich stron otoczyło nas wojsko. Z fabryki Silbersteina ruszyła piechota, z ogrodu letniego „Paradyż” wypadli kozacy.
Józef Madejczyk
Po raz pierwszy użyłem browninga w dniu 21 czerwca 1905 roku, gdy na spokojną demonstrację robotniczą, złożoną z ponad 100 tysięcy ludzi, natarli dragoni i piechota, wyskakując niespodziewanie z tzw. „Paradyżu” przy ulicy Piotrkowskiej 175. Pod gradem kul tłum rzucił się do ucieczki. Tylko nieliczni uzbrojeni bojowcy stawiali opór. Strzelałem z ukrycia za szerokim postumentem latarni ulicznej (…).
Aleksy Rżewski
Za napad kozactwa i krwawą masakrę bezbronnego tłumu manifestantów przy ul. Piotrkowskiej zawrzała protestem Łódź robotnicza (…). Do pierwszego starcia z żołdactwem doszło w tak zwanej „republice PPS” na Widzewie. Kilkuset robotników, z żerdziami wyrwanymi z parkanów, ruszyło w brawurowym ataku na oddział kozacki, który, zostawiwszy dwóch ciężko rannych kozaków na miejscu, pierzchnął w panicznym popłochu. Ażeby uchronić się od karnej ekspedycji na Widzew, zbudowano barykady z nabytych pak bawełnianych.
Henryk Bitner
23 czerwca od samego rana rozpoczęła się zażarta walka (…). Stanęły barykady i dwa dni walczył proletariusz łódzki przeciwko despotyzmowi carskiemu, walczył przeciw prowokacji, gwałtom i zbrodniom rządu samowładnego (…). Nieomal wszystkie sklepy państwowe (…), tzw. „monopole”, zostały rozbite, często spalone. W wielu miejscach poprzewracano słupy telegraficzne, których użyto do budowania barykad. Zewsząd znoszono urządzenia sklepowe, beczki, wozy, skrzynie (…). W wielu miejscach poprzeciągano druty w poprzek ulicy, chroniąc się w ten sposób od nalotu kawalerii (…).
The New York Times
O godzinie 11 wszyscy robotnicy fabryczni ogłosili strajk i wyszli na ulice. Kozacy, dragoni i piechota raz po raz nacierali na wzbierające tłumy, oddając salwę za salwą w stronę zwartych szeregów. Tymczasem buntownicy zdobywali broń. Ulice były pełne ludzi uzbrojonych w rewolwery, a do kanonady dołączali ich towarzysze w oknach i na dachach budynków. Niektórzy z wysokości zrzucali kwas siarkowy na oddziały wojska (…). Ulice przypominały pole bitwy. Wejścia do kamienic zabarykadowano deskami i materacami. Przez długie godziny w każdej dzielnicy miasta słyszano huk salw i pojedyncze wystrzały z broni palnej.
Józef Madejczyk
Gdy wojsko rozpoczynało szarżę na którąś barykadę, mieszkańcy okolicznych domów lali wrzącą wodę i ciskali kamieniami z okien, a my z ukrycia strzelaliśmy. Z naszej strony pojedyncze strzały, a z tamtej – salwa za salwą. Tak potężnego naporu nie można było wytrzymać, więc wycofywaliśmy się do następnej przeszkody.
Bronisława Wojciechowska
Dowiedziałam się od ludzi, że była wielka masakra na Piotrkowskiej, przy rogu Karola [obecna Żwirki] i Pustej [obecna Wigury], i że ludzie w całym mieście stawiają barykady. My przy Młynarskiej też niezwłocznie zaczęliśmy budować przeszkodę. Bruku na naszej ulicy nie było, więc każdy znosił z podwórza, co miał – stare beczki, łóżka, wózki. Nawet furmanki wyciągano z szop. Nie zdobyli naszej barykady szarżą, w walce. Rozebrało ją wojsko dopiero wtedy, gdy bojowcy odeszli.
Bolesław Dudziński
Gdy wybuchały gorące dni czerwcowych barykad, ustawionych na skrzyżowaniu Wschodniej i Południowej [obecna Rewolucji 1905 roku], zabroniono mi kategorycznie wychodzenia za próg mieszkania. Zamknięto nawet na klucz drzwi od balkonu. (…) Pamięć o tych pobliskich barykadach – to dla mnie wielogodzinny zgiełk, hałas, krzyki, strzelanina – akustyczne efekty zaciętych walk, rozchodzące się w szerokim zasięgu. Przygnębiający był wtedy wieczorny widok ciemnej i wyludnionej ulicy Południowej. Latarnie nie paliły się, częściowo były porozbijane (…).
Aleksy Rżewski
Zbudowaliśmy (…) kilka barykad wzorowych, wedle wszelkich zasad saperskich. Wyrwaliśmy na pewnej przestrzeni bruk, kamienie usunęliśmy zupełnie i wykopaliśmy szaniec ze stosownym nasypem, który był doskonałą osłoną. Wyloty barykad znajdowały się ukośnie w bramach, skąd w razie przewagi nieprzyjaciela można się było wycofać bez strat w sąsiednie podwórza. Służbę sanitarną zorganizowaliśmy w okolicznych domach (…). Barykada taka, zbudowana w formie trójkąta na skrzyżowaniu ulic, umożliwiała wygodne ostrzeliwanie atakujących (…). Jedna z najsilniejszych barykad była na Widzewie.
Bronisława Wojciechowska
Wciąż niezdobyta była barykada przy rogu Długiej i Ogrodowej pod fabryką Poznańskiego i na Wólczańskiej (…). Strzelanina jeszcze wybuchała, to w jednej, to w drugiej ulicy, ale bojowców było mało, nie miał kto bronić tych barykad, których tak wiele zbudowali robotnicy łódzcy w ciągu zaledwie paru godzin. Patrzyłam, jak ginie barykada przy Wólczańskiej. Była tak potężna, że w żaden sposób wojsko nie mogło jej rozebrać. Dopiero ogień ją zmógł.
Józef Madejczyk
Walczyłem przez dwa dni bez przerwy, nie śpiąc, nie jedząc i nie pijąc, bezustannie tylko nasłuchując, z której strony padają strzały i gdzie trzeba spieszyć z pomocą. Mój browning napracował się za więcej, niż był wart. Gdybyśmy wtedy mieli większą ilość broni i amunicji, nie wiadomo, jak potoczyłaby się walka.
The New York Times
Miasto przypomina pobojowisko. Makabryczne wydarzenia ostatnich dwóch dni na zawsze pozostaną w pamięci Polaków (…). Wojsko wykazuje się bezsensownym okrucieństwem. Dziś późnym popołudniem żołnierze zastrzelili dwie kobiety – matkę i córkę. Wczoraj strzelali na oślep, nie rozróżniając między bojowcami a pokojowymi demonstrantami, w wyniku czego zginęło wiele kobiet i dzieci. Ofiary czwartkowych i piątkowych zajść pochowano potajemnie w okolicznych wsiach. Ze względu na to, że różne źródła podają sprzeczne informacje, niepodobna ustalić liczbę zabitych i rannych. Z pewnością zginęło ponad sto osób, być może nawet dwieście, a rannych jest pięciokrotnie więcej. Zdaniem niektórych łączna liczba ofiar sięga dwóch tysięcy.
Bronisława Wojciechowska
Walka zbrojna była przegrana, bo cóż mogło poradzić niewielu bojowców, zaopatrzonych tylko w browningi, przeciwko tysiącom karabinów. Ale ludzie dalej nie tracili nadziei. Wciąż wybuchały strajki.
Źródła:
- Bolesław Dudziński, Wojenne wędrówki. Ze wspomnień łodzianina 1905-1918, Łódź 1971.
- Aleksy Rżewski, Za wolność i lud. Wspomnienia, Warszawa 1920.
- Aleksy Rżewski, W walce z przemocą. Wspomnienia, Łódź 1919.
- Wspomnienia weteranów rewolucji 1905 i 1917 roku, Łódź 1967.
- „The New York Times”, Lodz a Shambles; People in Revolt, 25 czerwca 1905, tłum. Marek Jedliński.
- Eugeniusz Pieńkowski, Wspomnienia „dziecka ulicy” z lat 1905-1907 [w:] „Niepodległość – czasopismo poświęcone dziejom polskich walk wyzwoleńczych w dobie popowstaniowej”, 1932, za: lewicowo.pl.
- Andreas R. Hofmann, The Biedermanns in the 1905 Revolution: A Case Study in Entrepreneurs’ Responses to Social Turmoil in Łódź [w:] „The Slavonic and East European Review”, Tom 82, 2004, s. 36-37.
You must be logged in to post a comment.