Piotrkowska od nowa
„Czasem słyszę o czymś, co określam jako „niedajsięnictwo”. Nie przyjmuję do wiadomości, że czegoś nie da się zrobić. Potrzeba tylko chęci i ludzi. I tutaj, w urzędzie, spotykam wiele osób, które myślą, że „się da”. Potrzeba tylko impulsu z zewnątrz.” – mówi Piotr Kurzawa, odpowiedzialny za koordynację i promocję działań na ul. Piotrkowskiej.
Anna Jurek: Na początku maja w gazetach można było przeczytać, że będziesz odpowiadał za promocję ul. Piotrkowskiej. Informacja, którą dostałam z Biura Promocji Urzędu Miasta Łodzi mówiła: „Postanowiliśmy wykorzystać dobre kontakty Kurzawy z przedsiębiorcami z Piotrkowskiej – ma być łącznikiem między urzędem a przedsiębiorcami – on sam deklaruje, że Piotrkowska jest fajna i warto na nią przyjść.” Byłeś zaskoczony propozycją pracy dla miasta?
Piotr Kurzawa: Byłem. Chyba okazało się, że warto z Kurzawą rozmawiać, że warto robić coś wspólnie. Zawiązując inicjatywę Żywa Piotrkowska (nieformalna grupa przedsiębiorców działająca na rzecz ożywienia ul. Piotrkowskiej – przyp. red.), chcieliśmy wejść w dialog z miastem i udało się. Pewnie dlatego, że nie okazaliśmy się oszołomami, którzy mieli tylko postulaty i żądania. Zależało nam na tym, aby wspólnie wypracować metodę ożywienia Piotrkowskiej. Spotkaliśmy się wtedy z prezydent Zdanowską, która przez kilka godzin słuchała naszych pomysłów i propozycji, a także mówiła o swoich. Była to swego rodzaju burza mózgów, żadnej bajery, konkretna rozmowa o konkretnych sprawach. Potem rozmawialiśmy też o tym, że fajnie by było, gdyby znalazła się osoba, która będzie reprezentowała przedsiębiorców z ul. Piotrkowskiej, a jednocześnie współpracowała z Urzędem Miasta na rzecz jej promocji. Padło moje nazwisko. Dostałem kredyt zaufania od przedsiębiorców. Jednocześnie zaproponowano mi współpracę ze strony miasta. Zgodziłem się.
To była przemyślana decyzja, czy impuls?
Na ulicę Piotrkowską poszedłem za sercem. W momencie, w którym zdecydowałem się przyjść tutaj, czekał na mnie kontrakt w nowej pracy. Mogłem pracować w korporacji. Odstawiłem to jednak, aby działać na Piotrkowskiej. Zresztą całe życie mieszkam w Łodzi, przy tej właśnie ulicy.
Wcześniej prowadziłeś swoje firmy, działałeś na własny rachunek, niezależnie. Tymczasem urząd jest miejscem bardzo zhierarchizowanym. Nie obawiałeś się wytracenia energii albo stagnacji?
Blisko 5 lat pracowałem też w korporacji, miałem więc pewną zaprawę w pracy, która ma ustalone ramy działania. Bycie urzędnikiem rodziło pewne moje obawy. Obawiałem się, że przez osoby, z którymi wcześniej współpracowałem, zacznę być postrzegany jako „urzędas”. Nic takiego jednak się nie stało.
Twoja funkcja nie jest zresztą stricte urzędnicza…
Ja bym nie chciał być urzędnikiem. Ale też nie ma nacisków, żebym był typowym urzędnikiem. Gdybym się nim stał, to przypuszczam, byłby to mój osobisty koniec. Przychodząc do urzędu z hulajnogą na ramieniu, wzbudzam jakieś zainteresowanie – i chociażby to wskazuje na pewną moją odmienność. Ale też w urzędzie potrzebni są różni ludzie, tacy, którzy myślą koncepcyjnie, tworzą dobrą grafikę, znają dobrze procedury formalne. Wtedy uzupełniamy się w kompetencjach, działamy razem. Tak widzę swoją rolę tutaj i tak widzę urząd.
Jesteś odpowiedzialny za koordynację i promocję wydarzeń na ulicy Piotrkowskiej, animowanie działań w jej obszarze. Czy to jest trudne zadanie?
Tak, to jest trudne zadanie. Przez wiele lat nie było na nią dobrych pomysłów, tak pod względem ciekawych wydarzeń, jak i interesującej oferty handlowej. Potem przyszedł remont, który dodatkowo osłabił kondycję wielu przedsiębiorców. Na tę chwilę oczekiwania się ogromne. A możliwości… Powiem tak: kiedy przyszedłem do Urzędu, miałem trzy wiadra pomysłów. Po pierwszych kilku dniach, zostały mi dwa kubki.
Co się stało po drodze?
Co jakiś czas, ktoś przychodzi i upija mi z tych kubków. Wynika to czasem z procedur, których trzeba przestrzegać. Wcześniej nie miałem wiedzy np. na temat zamówień publicznych, a są to procedury, których trzeba przestrzegać dysponując finansami publicznymi. To powoduje, że działania, które planuję, rozkładają się w czasie. Nie tracę jednak zapału, uczę się, szukam różnych dróg, żeby te trzy wiadra zapełnić na nowo. Czasem słyszę o czymś, co określam jako „niedajsięnictwo”. Nie przyjmuję do wiadomości, że czegoś nie da się zrobić. W korporacji nauczono mnie, że wszystko da się zrobić. Potrzeba tylko chęci i ludzi. I tutaj, w urzędzie, spotykam wiele osób, które myślą, że „się da”. Potrzeba tylko impulsu z zewnątrz.
Podejmując inicjatywę „Żywa Piotrkowska” za cel stawialiście sobie ożywienie ulicy. Mówiłeś o trzech wiadrach pomysłów, z którymi tu przyszedłeś. Co to były za pomysły?
Pierwszy z pomysłów to był konkurs na najładniejszą choinkę. Drzewko można było postawić przy wejściu do sklepu, kawiarni, restauracji i ją ozdobić. Chodziło o to, aby zrobić coś razem, sprawdzić, czy jako przedsiębiorcy jesteśmy w stanie zaangażować się w działania na rzecz Piotrkowskiej. Pojawiło się wówczas sporo głosów mówiących, że to jest fajny pomysł, że można ubrać choinkę, a potem zagłosować na najładniejszą. Zrobił się wokół tego pozytywny szum. Jak ktoś przyniósł bombkę, to utożsamiał się z drzewkiem i zachęcał znajomych do głosowania na nie. To był taki moment, w którym okazało się, że możemy coś zrobić razem, że to się udaje, że jest oddźwięk.
Zrobiliśmy też ankietę dotyczącą tego, jakie są oczekiwania klientów odwiedzających Piotrkowską. Zgłaszano, że nie ma gdzie parkować. No, nie ma gdzie parkować, bo na Piotrkowskiej się nie parkuje. Okazało się, że ludzie często nie mają wiedzy, gdzie te parkingi są. Wymyśliliśmy więc, że warto stworzyć mapki z miejscami parkingowymi w okolicy, które będą dodawane do zakupów. Na początku czerwca ruszyła kampania informacyjna dotycząca miejsc parkingowych wokół Piotrkowskiej. Jest ich ponad 1500. Przy czym, parkowanie na bocznych ulicach generuje dodatkowo ciągi pieszych, które ożywią boczne ulice, co, mamy nadzieję, przyniesie zyski dla okolicznych sklepów czy kawiarni. Przykład? Jak zostawię samochód na ul. Sienkiewicza i będę dochodził do Piotrkowskiej, to kupię pączka czy kawę w cukierni po drodze. To są małe kroki, ale jest to jakiś punkt wyjścia.
Jeden z właścicieli sklepów przy Piotrkowskiej wpadł na pomysł, żeby zbudować w okolicy, zimą, 10-metrowy stok narciarski. Przedsiębiorcom zależy na tym, żeby ulicę ożywić, żeby ludziom chciało się tutaj przychodzić. Moje doświadczenie jest takie, że jeśli pojawi się fajny pomysł na działania na Piotrkowskiej, to przedsiębiorcy, których znam, wejdą w taką akcję. Może czasem nie mają czasu, żeby sami się zaangażowali, ale pomogą, jeśli będą mogli. Trzeba tylko iść do nich z pomysłem, dać im impuls do działania.
Z tego, co mówisz wyłania się obraz przedsiębiorców, którzy mają poczucie odpowiedzialności za otoczenie.
Historia zatoczyła koło. Kiedyś było tak, że ludzie znali się między sobą i bardzo sobie pomagali. Potem często nie wiedziałaś, kto obok Ciebie mieszka. Teraz to trochę się zmienia i wraca do sytuacji, w której otwierasz się na innych. I to znajduje swoje odzwierciedlenie w postawie przedsiębiorców.
Najpierw była pogoń za uwolnionym pieniądzem. Teraz także ludzie biznesu zaczynają dostrzegać to, że warto się zaangażować, być częścią działań w swoim otoczeniu. To także może być źródłem satysfakcji. Jasne, nadal będzie się narzekać na czynsze, ale działanie razem z innymi, to jak ćwiczenie odruchów, które warto powtarzać aż w końcu staną się naturalne.
Jakie działania mają miejsce na Piotrkowskiej odkąd pracujesz w Biurze Promocji?
Od początku maja trwa akcja „Piotrkowska smakuje najlepiej”, która obejmuje rabaty i gratisy w blisko 30 restauracjach w każdą drugą niedzielę miesiąca. Mam dużo sygnałów od przedsiębiorców, że to jest fajna akcja, że warto byłoby robić ją częściej. Może nawet w każdą niedzielę. Z czasem będzie więcej restauracji, ale także więcej rabatów. Chcemy zachęcić łodzian, aby częściej tutaj przychodzili i jedli, także w zimie. Rozpoczęliśmy projekt „Roztańczona Piotrkowska”, w ramach którego zachęcamy do wzięcia udziału w warsztatach tanecznych w każdą sobotę czerwca i lipca na placyku pod Domem Handlowym „Magda”. To jest projekt, który będzie rozwijał się w czasie. Ważna jest powtarzalność i regularność działań. Raz przyjdzie kilka osób, następnym razem kilkanaście, ale informacja o spotkaniach będzie przekazywana dalej. W dniach 13-15 czerwca odbyły się pokazy i zawody skimboard’ingu, który jest połączeniem deskorolki i snowboardu, tyle że uprawianym w wodzie. Staramy się też zachęcić seniorów do odwiedzania Piotrkowskiej.
Łatwiej jest wymyślać działania skierowane do dzieci, nastolatków lub osób młodych. Co można zaproponować seniorom?
Wymyśliliśmy, żeby w środy, w godzinach popołudniowych zarezerwować dla nich czas w kawiarniach. Myślę nie tylko o rabacie na kawę i ciasto, ale także o działaniach animacyjnych. Niech to będzie ktoś, kto wesprze ich w poruszaniu się w Internecie, albo w innych sprawach, na które będzie zapotrzebowanie.
Jakie są najbliższe plany na Piotrkowską? Czego możemy się spodziewać?
Działania, o których mówiłem, będziemy kontynuować. Natomiast w ostatni weekend czerwca planujemy wielkie otwarcie ul. Piotrkowskiej. Będziemy chcieli przekonać mieszkańców, żeby pokonali dystans od pl. Wolności do al. Mickiewicza biegiem, na rolkach lub na rowerach. Planujemy dużo prostych działań, ale przyjemnych w odbiorze, takich jak dyskoteka pod gołym niebem, laser show, występy artystów ulicznych. Wydarzenia będą miały miejsce na ulicach i w podwórkach. Trzeba pamiętać, ze budżet na promocję Piotrkowskiej w okresie od maja do października to zaledwie 200 tys. zł, a więc niewiele. Nie jest jednak sztuką przeznaczyć na to ogromne środki. Musimy przyzwyczajać ludzi do Piotrkowskiej, pokazywać, że jest fajna. Taki komunikat sam będzie się „pocztą pantoflową” rozchodzić po mieście.
Czy my, jako Łodzianie, możemy coś zrobić dla promocji tej reprezentacyjnej w końcu ulicy?
Od samego początku przekonuję, że sami musimy mówić dobrze o Piotrkowskiej. Bo jeśli sami mówimy o niej źle, to jak chcemy zachęcić innych, żeby tu przyszli?
Jeśli np. dziennikarze piszą o Piotrkowskiej, to niech nie zwracają uwagi tylko na plamy na chodniku. Jeśli dzieje się coś dobrego, ciekawego – warto o tym pisać. Tym razem to może być mały event, ale odpowiednio nagłośniony, w przyszłości może być już całkiem spory. Jeśli przeczytamy, że przy okazji jakiegoś wydarzenia przewinęło się przez ulicę kilka tysięcy osób, tu potańczyli, tu zaśpiewali, tam podskoczyli, to jest to zupełnie inny komunikat. Zacznijmy być dumni z tego, że jesteśmy łodzianami, że mieszkamy tutaj, przekazujmy tę informację dalej.
—–
Piotr Kurzawa – od maja 2014 r. pracownik Biura Promocji, Turystyki i Współpracy z Zagranicą Urzędu Miasta Łodzi odpowiedzialny za koordynację i promocję działań na ul. Piotrkowskiej. Wcześniej m.in.: specjalista od marketingu w IKEA Group, właściciel: Agencji muzyczno-eventowej PRIDE i sklepu dla fanów muzyki hip hop FLOW, kierownik lokalu w Klubie muzycznym BLU. Współzałożyciel inicjatywy społecznej Żywa Piotrkowska.
Fot. Joanna Tarnowska