PhoShop, czyli zupa na zimę

Foto Michał Kwiatkowski.
Za każdym razem, kiedy przejeżdżałem obok budynku przy Tuwima 1 (tuż przy Piotrkowskiej), łakomie spoglądałem na witrynę restauracji w budowie, nie mogąc doczekać się jej otwarcia.
Zupa Pho to przysmak, który opisywałem Wam wielokrotnie na łamach naszej gazety. Archiwalne numery możecie znaleźć na stronie www.miastol.pl.
Z kronikarskiego obowiązku przypomnę tylko, że zupa Pho, bo o niej głównie będzie dziś mowa, to wietnamskie danie na każdą okazję i porę dnia. Składa się z aromatycznego gorącego bulionu i kilku dodatków, których (podobnie jak w zupie Ramen) ilość i rodzaj zależą od fantazji kucharza i indywidualnych upodobań konsumenta.
O restauracji PhoShop by Sushi w dłoń – Snecz gotuje wiedziałem już od dawna z zapowiedzi na Facebooku. Za każdym razem, kiedy przejeżdżałem obok budynku przy Tuwima 1 (tuż przy Piotrkowskiej), łakomie spoglądałem na witrynę restauracji w budowie, nie mogąc doczekać się jej otwarcia.
Na uroczystą inaugurację „wkręcił” mnie mój serdeczny kolega Mateusz Szkudlarek, który dostał oficjalne zaproszenie. Kiedy wszedłem do lokalu, grupka dziennikarzy już czekała przy stolikach. W restauracji unosił się cudowny zapach bulionu, warzyw, sosu sojowego, anyżu i innych orientalnych przypraw. Ślinianki zaczęły pracować.
Lokal jest niewielki i przytulny. Przez obszerną witrynę wpada dużo światła, a wyplatane z bambusa żyrandole nadają przyjemny orientalny klimat. W głębi znajduje się niewielki bar i wejście do kuchni, gdzie cały czas ktoś się krząta.
Warto w tym miejscu wspomnieć o dwóch bardzo ważnych faktach. Po pierwsze, PhoShop to nowa restauracja, ale właścicieli kojarzymy ze znaną już w Łodzi i cenioną marką Sushi w Dłoń, gdzie serwowane są tzw. handrolle, czyli coś, co przypomina niepocięte sushi. Po drugie, za smaki w PhoShop odpowiada Snecz, czyli Bartek Dębski, znany łódzki kucharz, którego mogliście już poznać w restauracji Mañana z kuchnią tex-mex lub próbować jego autorskich popisów w ramach projektu Spoko Szama. Osobiście uważam, że Bartek świetnie wyczuwa klimaty kuchni różnych regionów. Jednocześnie naznacza każdą potrawę jakimś autorskim pomysłem.
Tyle rekomendacji. Zasiadłem spokojnie za stołem w oczekiwaniu na swoje Pho. Zupa podawana jest w dużych misach, z których łatwo wybierać dodatki, i co najważniejsze, jeszcze łatwiej wypijać pyszny bulion (zgadza się, Pho jemy tak samo, jak Ramen). Bazą zupy jest aromatyczny bulion wołowy z wyraźną nutą anyżu. Nie cierpię tego zapachu, ale w zupie Pho absolutnie mi nie przeszkadza, za to bardzo pobudza apetyt. Nic dziwnego, że po otrzymaniu misek z potrawą wszyscy ochoczo zabrali się za jedzenie. W bulionie pływały dodatki takie jak parzona lub grillowana wołowina w cieniutkich płatkach, kiełki mung, świeże zioła. Całość uzupełniała duża porcja makaronu ryżowego i limonka, którą warto wycisnąć do zupy, ale niezbyt obficie.
Opowiadając o zupie Pho, trudno nie wspomnieć o dwóch ciekawych dodatkach, które znalazłem na stole. Jednym z nich był słoiczek marynowanego czosnku krojonego w cienkie jak papier płatki. Czosnek z odrobiną zalewy, w której pływa, warto wrzucić do gorącej zupy. Druga przyprawa na stole to buteleczka oryginalnego sosu Sriracha, bardzo ostrego, na bazie papryki. Z tą przyprawą radzę nie przesadzać, ale jej odrobina dodana do zupy wspaniale podkreśla smak naszej Pho.
Zupa ugotowana przez Snecza smakowała wybornie. Wołowina była miękka i przygotowana jak trzeba. Można śmiało powiedzieć, że miska Pho to obiad jednodaniowy. Po jej zjedzeniu nie ma szans, żeby zmieścić w żołądku cokolwiek więcej. Jeśli macie ochotę zjeść coś poza Pho, warto zamówić u kelnerki pół porcji zupy, by potem posmakować jeszcze np. pysznego brzucha w bułce Bao.
Podczas uroczystego otwarcia serwowana była tylko zupa Pho, dlatego już po dwóch dniach wróciłem do PhoShopu, żeby spróbować wspomnianych bułeczek Bao z grillowanym brzuchem. Po raz kolejny nie zawiodłem się. Mięso rozpływało się w ustach i było świetnie przyprawione.
W ofercie restauracji jest także Pho wegetariańskie oraz ostra zupa Kim Chi. Tej ostatniej nie jadłem, ponieważ po prostu jest dla mnie zbyt ostra. Co ciekawe, w menu można znaleźć także frytki podawane z różnymi dodatkami. Nie próbowałem, ale od sprawdzonych smakoszy wiem, że są to bardzo obfite i smaczne porcje w sam raz na lunch.
Podejrzewam, że mroźne dni jeszcze do nas wrócą, dlatego proponuję podczas spaceru po Piertynie zrobić krótki przystanek na gorącą Pho z dodatkami przy Tuwima 1. Po takiej rozgrzewce mróz nie zrobi Wam już żadnej krzywdy.
****
Michał Kwiatkowski – łódzki dziennikarz, DJ i freelancer, w gazecie odpowiada za Kamerę Miasta Ł.
Podoba Ci się ten artykuł? Tutaj możesz wesprzeć kolejny: https://zrzutka.pl/4n584m
Łódzka Gazeta Społeczna – Miasto Ł jest gazetą bezpłatną, opartą na obywatelskim zaangażowaniu. Pomóż nam zebrać środki na dalsze działanie.
Jeżeli chcesz nas wspierać regularnie, zleć w swoim banku przelew stały:
Fundacja Spunk
Nr konta: 83 1750 0012 0000 0000 3823 8337 Raiffeisen Polbank
W tytule: „Darowizna na Miasto Ł”.
Dziękujemy!
You must be logged in to post a comment.