Pasta Go – czyli włoska robota na wynos

Foto. Michał Kwiatkowski.
Kluski robione są najczęściej ze zwykłej (piekarniczej) mąki, jajek i wody. Pasty vel makarony robi się z semoliny, czyli „grubej” pszenicznej mąki, małej ilości wody i koniecznie bez dodatku jakichkolwiek spulchniaczy. Dzięki temu otrzymujemy bardzo zwarte w swej konsystencji ciasto.
Makaron z sosem pomidorowym z bazylią to pierwsza potrawa, którą przygotowałem samodzielnie. Żona nauczyła mnie, jak za pomocą łyżki i widelca sprawnie jeść długi makaron spaghetti. Spaghetti (i wszystkie inne pasty/makarony) uwielbiają moje córki. Tę wyliczankę mógłbym ciągnąć jeszcze długo. Mówiąc wprost, makarony, a właściwie włoskie pasty to część mojego życia, nie tylko kulinarnego.
Żeby tak się stało, trzeba było najpierw nauczyć się odróżniać kluski od pasty. W Polsce często mówi się na włoskie pasty – kluski, co może nie jest niewybaczalnym błędem, ale daleko temu stwierdzeniu do poprawności. Kluski robione są najczęściej ze zwykłej (piekarniczej) mąki, jajek i wody. Pasty vel makarony robi się z semoliny, czyli „grubej” pszenicznej mąki, małej ilości wody i koniecznie bez dodatku jakichkolwiek spulchniaczy. Dzięki temu otrzymujemy bardzo zwarte w swej konsystencji ciasto. Powstała w ten sposób pasta nadaje się idealnie do mieszania z sosami i nie nasiąka tak szybko, jak zwykła kluska.
Dodam jeszcze, że jest ponad sto różnych rodzajów tej potrawy. W Polsce najpopularniejsze jest oczywiście spaghetti. Za sprawą licznych włoskich restauracji łodzianie poznali także gnocchi, tagliatelle czy tortellini.
Dziś zabiorę Was do jednego z lokali sieci Pasta Go. W naszym mieście są trzy: przy Kościuszki, Żwirki i przy Sienkiewicza 15. Pójdziemy do tego ostatniego. Jest niewielki, w industrialnym stylu. Czerwona cegła, metalowe krzesła i niesamowita „instalacja” z zegarów i ciśnieniomierzy na ścianie robią wrażenie. Pierwsze pomieszczenie to „jadalnia”. Tu usytuowane są małe stoliki dla czterech osób oraz duże i wysokie bufetowe lady do wspólnego biesiadowania. Można śmiało powiedzieć, że do Pasta Go można przyjść większą ekipą – tzw. włoską rodziną.

Foto. Michał Kwiatkowski.
Lokal jest samoobsługowy. Żeby zamówić jedzenie, trzeba wejść w głąb restauracji. Na końcu znajduje się otwarta kuchnia i niewielka lada. Gdy zbliżamy się do lady, ślinianki zaczynają pracować. Zapach oliwy, bazylii i czosnku jest wszechobecny. Ja pod wpływem takich zapachów z jednej strony robię się pozytywnie niespokojny, z drugiej udziela mi się błogostan włoskiej sjesty. Obok, w lodówce wyeksponowane są liście szpinaku, rukola, pomidory i inne warzywa, które kucharz co jakiś czas wydobywa i wrzuca na rozgrzaną oliwę z czosnkiem. Jak się dowiedziałem, oliwa i czosnek to podstawa każdego makaronu w Pasta Go.
Po podgrzaniu składników i uwarzeniu sosu kucharz dodaje ugotowany wcześniej makaron. Po chwili pyszna porcja ląduje w charakterystycznym papierowym kubełku z logo restauracji. W tym miejscu trzeba napisać o rozmiarach kubełków. Mały kubełek wystarcza spokojnie dla jednej osoby i taką ilość można potraktować jako lunch. Średni to porcja, która pokona większy głód. Muszę przyznać, że średni kubełek jest bardziej niż sycący. Duży bez obaw można zamawiać dla dwóch osób i niczym w filmie Zakochany kundel Disneya wciągać kluski z ukochaną osobą do spółki.
Oczywiście spaghetti to nie jedyny dostępny rodzaj makaronu. W menu jest zawsze do wyboru penne, farfalle czy pasta bezglutenowa. Oferta sosów to prawdziwa feeria barw, zapachów i przypraw. Chyba się nie pomylę, jeśli powiem, że stołując się w Pasta Go przez cały miesiąc (odliczając weekendy), codziennie zjemy coś innego. Wśród dwudziestu jeden sosów można znaleźć coś dla tradycjonalistów, jak słynne Bolognese czy Napolitana, ale jest także oferta dla smakoszy. Mam tu na myśli słynną Carbonarę albo Green Pesto (z dużą ilością oliwy, bazylii i orzeszków). Są także pozycje dla eksperymentujących – egzotyczne Hawaiian Chcken lub Vegan Protein Booster.
Ja w Pasta Go nie eksperymentowałem. Na początek sprawdziłem Bolognese w średnim kubku. Niemal pokonało mnie dużą ilością sosu i mięsa, ale z łakomstwa zjadłem oczywiście wszystko, ponieważ było pyszne: makaron aldente, sos zawiesisty i wyraźny w smaku, mnóstwo czosnku. Następnego dnia zamówiłem Carbonarę, czyli makaron w sosie śmietanowym z bazylikowym Pesto i orzeszkami. Było bardzo smaczne. Niesamowite wrażenie na moim podniebieniu zrobiło również Spinach Gorgonzolla, które prawie całe wyjadłem z porcji mojej żony. Wybaczyła. Zresztą po 18 latach małżeństwa nie miała innego wyboru.

Foto. Michał Kwiatkowski.
Restauracja Pasta Go, jak sama nazwa wskazuje, nastawiona jest na serwowanie jedzenia na wynos. Kubki oczywiście możemy przykryć i wygodnie zanieść do pracy czy domu. Osobiście wolałem zjeść w lokalu, bo jest miły i przytulny. Na deser zamówiłem sobie kawę. Była bardzo poprawnie przygotowana, choć nie jest specjalnością restauracji.
Ceny w Pasta Go zaczynają się od 9,95 zł za mały kubek i 15,95 zł za duży kubek (moim zdaniem dwuosobowy).
Lubię restauracje, które konsekwentnie oferują jakieś konkretne menu. W Pasta Go po mistrzowsku robią makarony z sosem, dlatego wrócę tam jeszcze nie raz. Do zobaczenia!
****
Michał Kwiatkowski – łódzki dziennikarz, DJ i freelancer, w gazecie odpowiada za Kamerę Miasta Ł.