Pani Teresa kontra grodzone osiedla
A potem wokół tej pierwszej ławki zaczął powstawać płot. Wspólnota ogrodziła mizerny trawniczek, piaskownicę oraz kawałki asfaltowych alejek. Także tych, którymi poruszali się ludzie niebędący członkami owej „wspólnoty”. Na ławeczce nadal nikt nie siada i nadal jej uniesione siedzenie zamyka kłódka.
Grodzone osiedla to za dużo powiedziane. Tekst będzie o ogrodzonych wspólnotach mieszkaniowych. I nie tylko o pani Teresie, ale i o pani Izie, a dotyczy jeszcze paru innych pań i panów.
Zaczęło się od ławek. Ławek na osiedlach nie ma. Za komuny podobno kradli na opał. Na pewno parę owych znikniętych „za komuny” ławek widziałam w pobliskich ogródkach działkowych. Potem nastąpił powrót ławek.
Ławka pod blokiem na Obornickiej, postawiona tam na wniosek mieszkańców, zaskakiwała oryginalną konstrukcją: była to jedna z pierwszych, jeśli nie pierwsza, ławka składana, opatrzona kłódką, na której usiąść można było tylko wtedy, gdy było się w posiadaniu kluczyka od tej kłódki. Nie wiem, czy kluczyków mieszkańcom nie dostarczyli, czy mieszkańcy je pogubili, czy może wcale nie chcieli na ławce siedzieć. Wystarczało im, że inni nie mogą – w każdym razie przez te wszystkie lata, gdy kilka razy dziennie przechodziłam obok, nigdy nie widziałam, by ktoś na ławce siedział.
Później patent przeniósł się na cmentarze, tam też zamontowano takie sprytne ławki, by nikt niepowołany nie usiadł, broń Boże.
A potem wokół tej pierwszej ławki zaczął powstawać płot. Wspólnota ogrodziła mizerny trawniczek, piaskownicę oraz kawałki asfaltowych alejek. Także tych, którymi poruszali się ludzie niebędący członkami owej „wspólnoty”. Na ławeczce nadal nikt nie siada i nadal jej uniesione siedzenie zamyka kłódka.
Tuż obok, grodząc swój teren, wspólnota ogrodziła przy okazji plac zabaw, na który kiedyś przychodziłam z dzieckiem. Co tam, są inne place zabaw. Kolejna wspólnota zrobiła bramkę tam, gdzie miałam dogodny skrót do autobusu. Gdy lecę zdyszana do pracy, wciąż zapominam, że prosto się nie da. Wpadam na zamkniętą furtkę i dopiero przypominam sobie, że trzeba nadłożyć drogi i poczekać na następny autobus.
Inna wspólnota też chciała ogrodzić swój nędzny kawałek trawniczka, ale ktoś zwrócił uwagę, że w przypadku wypadku nie dotrze do jej mieszkańców karetka czy straż pożarna. Odpuścili na razie.
Jakiś czas temu próbowaliśmy z mieszkańcami osiedla: członkami wspólnot, najemcami lokali komunalnych oraz prywatnych reaktywować lokalną fontannę. W pewnym wydziale UMŁ poradzono nam, by dwie wspólnoty się dogadały, teren dla siebie wyłączyły z zasobu komunalnego i razem „se” fontannę przejęły. Słowo „wspólnota” odnosi się dziś do czegoś, co jest wspólnoty zaprzeczeniem, a prawo zachęca owe twory do prywatyzowania przestrzeni wspólnej dla potrzeb wąsko zdefiniowanej grupy mieszkańców jednego tylko budynku. Ignoruje potrzeby i prawa innych użytkowników wspólnej do niedawna przestrzeni miejskiej.
Pewnego dnia pani Iza jechała autobusem MPK, by zapisać się na rehabilitację ruchową w placówce odległej od miejsca zamieszkania, ale mającej dość elastyczne terminy (i promocję cenową). Pani Iza ma lat 50, jednak miewa problemy ze sprawnym poruszaniem się. Miejsce, do którego zmierza, wypróbowała po wypadku, który trochę skomplikował jej życie. Zdrowa dojedzie tam rowerem, mniej zdrowa ma jeden autobus spod domu, drugi spod miejsca pracy i zna skrót pozwalający przeskoczyć od przystanku MPK do placówki w parę minut. Nie wiem, czy zauważyliście, że placówki służby zdrowia, oferujące rehabilitację osobom mającym problemy z tak zwanym narządem ruchu, nie znajdują się w pobliżu przystanków MPK. Niektóre z nich są nawet dość daleko od jakichkolwiek linii publicznego transportu. Pani Iza jedzie więc tym autobusem spod domu, w autobusie poznaje panią Teresę, która ma lat 80, kijki do nordic walking oraz siatkę z zakupami. Pani Teresa dziękuje, nie, nie usiądzie, bo by potem nie wstała, strasznie ją kręgosłup ostatnio boli. Obie panie wysiadają. Pani Teresa ciągnie do przodu, pani Iza do tyłu, do znanego, obczajonego skrótu między szkołą a wieżowcem. I niestety znajdują płot, który zbudowała wspólnota mieszkaniowa, skutecznie uniemożliwiający skorzystanie ze skrótu. Pani Iza przeprasza, oferuje, że poniesie siatkę pani Teresy, bo jej z tymi kijkami i siatką niewygodnie. Droga na wymarzoną rehabilitację się wydłużyła, panie zdążą się bliżej poznać… A pani Teresa i jej sąsiadki z betonowej pustyni codziennie będą nadkładać drogi, by zrobić zakupy. Myślicie, że będą od tego sprawniejsze?
You must be logged in to post a comment.