Pani Halina uratowała nam życie i połowę Księżego Młyna, ale…

Jest piątek, 6 grudnia 2019 roku. Kamienica przy rogu Przędzalnianej i Fabrycznej w Łodzi, jedna z famuł objętych programem rewitalizacji Księżego Młyna, mogłaby wylecieć w powietrze. I jak dotąd, nawet pies z kulawą nogą nie zainteresował się tym faktem.
Około godziny 16:40 pani Halina – moja sąsiadka – zaalarmowała nas o wyczuwalnym na korytarzu silnym zapachu gazu. Wspólnie z panią Jadzią, w trójkę, zaczęliśmy węszyć na naszym piętrze. O 16:51 zadzwoniłem na pogotowie gazowe. Zaczęliśmy też otwierać okna i drzwi wejściowe do budynku, by spowodować przeciąg i wietrzenie. Podczas oględzin na 2 piętrze (poddasze) stwierdziliśmy, że złomiarze wyrwali rurę od instalacji gazowej. Przez otwór wielkości średnicy rury, być może od godziny lub dwóch, leciał gaz pełnym gazem. Jego stężenie w korytarzu i przylegającym strychu utrudniało oddychanie.
Natychmiast ponownie (o godzinie 16:56) zadzwoniłem na pogotowie gazowe, informując o zastanej sytuacji. Przyjmujący zgłoszenie dyspozytor zaproponował, że jeśli się nie boję, to żebym mokrą szmatę wcisnął w otwór rury gazowej. Nie bałem się. Ale zatkanie dziury było niemożliwe z powodu ciśnienia gazu.
Od zgłoszenia awarii do przyjazdu gazowników nie minęło 5 minut. Panowie wbiegli na strych, zrobili szybkie oględziny, potem zakręcili główny zawór, żeby odciąć dopływ gazu. Podczas gdy zaślepiali dziurę w rurze, pani Halina zawiadomiła pozostałych sąsiadów. Ci z naszego piętra przyszli z ciekawości zobaczyć, co się dzieje. Znaleźli się w strefie największego stężenia gazu. W strefie zagrożenia życia. Uświadomiłem sobie, że zupełnie nie potrafimy zachowywać się w tak ekstremalnych sytuacjach. Ja też. Trzeba coś z tym zrobić.
Po zaślepieniu dziury, gazownicy poinstruowali nas, żeby o zdarzeniu zawiadomić Miejskie Centrum Zarządzania Kryzysowego w Łodzi, bo reszta postępowania należy już do nich i do administracji budynku. Odjechali.
O godzinie 17:17 dzwonię do „inżyniera miasta”. Opowiadam o zdarzeniu. Uzyskuję informację o tym, że za chwilę zostanie powiadomiony dyżurny administrator z rejonu obsługi mieszkańców nr 14 i że reszta procedury jest w gestii Zarządu Lokali Miejskich. Ktoś z administracji powinien wkrótce się pojawić.
Czekamy, ale rozchodzimy się już do mieszkań. U mnie w łazience zapach gazu, który nasycił wnętrza budynku drogą szybów wentylacyjnych, utrzymywał się jeszcze do godziny ok. 23:00. Do tej pory nikt z administracji nie pojawił się. Widocznie w ocenie specjalistów zarządzania kryzysowego nie było zagrożenia i wszyscy w mieście mogą spać spokojnie. Tak kończy się dzień pierwszy sąsiedzkiej akcji ratowniczej jednego z zabytkowych budynków na osiedlu Księży Młyn. Ale historia naszych zmagań z brakiem gazu trwa nadal.
Jest sobota, 7 grudnia 2019 roku. Od godzin porannych oczekuję obiecanego kogoś z administracji. Bezskutecznie. Brak gazu uniemożliwia nie tylko przygotowanie herbaty czy ciepłego posiłku, ale też nie można się wykąpać, ponieważ piece gazowe do grzania wody z jego braku są nieczynne.
Na prośbę pani Haliny dzwonię do Miejskiego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Łodzi. Pan sprawdza raporty z poprzedniej doby. Ze względu na RODO pyta o wyrażenie zgody na podanie moich danych osobowych dyżurnemu administratorowi rejonu obsługi mieszkańców nr 14, w celu telefonicznego skontaktowania się ze mną. Tak, wyrażam zgodę, i za 2 minuty głos milej pani administrator informuje mnie, że w łykend nikt do nas nie przyjdzie, a sprawą w poniedziałek zajmie się administracja. I że prawdopodobnie gazu już nigdy mieć nie będziemy, ponieważ budynek przeznaczony jest do remontu w ramach rewitalizacji. Po prostu koszty naprawy instalacji gazowej będą za wysokie. Nie opłaca się. Miły głos pani w słuchawce kończy rozmowę: do widzenia.
Aha, czyli przez najbliższe ok. 2 miesiące (grudzień i styczeń, a może i luty), do momentu zakwaterowania w lokalach zastępczych (w których zgodnie z planem rewitalizacji powinniśmy przebywać już rok temu), będziemy zamieszkiwać lokale bez gazu o standardzie „gazowym”, nie mając jednocześnie dostępu do cieplej wody. Ciekawe, czy za poprzednie stawki czynszu. Tak minęły sobota i niedziela – kolejne dni po uratowaniu zabytkowej kamienicy przed wyleceniem w powietrze.
Jest poniedziałek, 9 grudnia 2019 roku, trzeci dzień bez gazu. W godzinach dopołudniowych jestem jedynym obecnym na miejscu lokatorem w całej kamienicy. Zgodnie z umową z innymi sąsiadami czekam na kogoś z administracji. Pewno będą chcieli przeprowadzić oględziny miejsca awarii, więc chętnie ich oprowadzę. Ale w budynku panuje grobowa cisza. O godzinie 13:30 pani Halina dzwoni do administracji. Okazuje się, że o zdarzeniu, czyli zdewastowaniu instalacji gazowej i wycieku gazu, administratorzy dowiedzieli się przed chwilą. Niestety, nie uzyskujemy informacji o tym, kiedy zostanie włączony gaz.
Ale ważna jest jeszcze jedna kwestia. Bezpieczeństwo ludzi i mienia. Budynek w żaden sposób nie jest zabezpieczony przed wandalizmem. Drzwi wejściowe do klatek schodowych są bez zamków, więc każdy może tu wejść. A ponieważ nasza kamienica objęta jest programem rewitalizacji, dlatego część lokatorów już wyprowadziła się, a pozostałe 8 rodzin czeka na przeprowadzki. Nie jesteśmy w stanie kontrolować bezpieczeństwa całego budynku przez 24 godziny na dobę, choć i tak mieszkamy jak w portierni. Ja np. codziennie o północy sprawdzam, co dzieje się na poddaszu i na strychu, gdzie czasami noclegują bezdomni. Po prostu boimy się, że ktoś może zaprószyć ogień i spowodować pożar. Czasami w nocy, poprzez stropy, z parteru słychać rozmowy mężczyzn w trakcie alkoholowych libacji na korytarzu. I nie są to lokatorzy. A patrole policyjne owszem widujemy, ale najczęściej w dzień. Mam wrażenie, że gdyby jednak kamienica wyleciała w powietrze, to wiele problemów Urzędu Miasta Łodzi ten fakt by rozwiązał.
Ciekawe, że instytucje miejskie i służby ratownicze dopiero po zaistnieniu tragicznego wypadku potrafią działać i wykazywać się odwagą w blasku telewizyjnych kamer, lecz gdy katastrofa wisi na włosku, nikt się tym totalnie nie przejmuje. Takie sytuacje w Łodzi mogą zdarzać się codziennie. Czy żyjemy na tykającej bombie?
***
Podoba Ci się ten artykuł? Tutaj możesz wesprzeć kolejny: https://zrzutka.pl/4n584m
Łódzka Gazeta Społeczna – Miasto Ł jest gazetą bezpłatną, opartą na obywatelskim zaangażowaniu. Pomóż nam zebrać środki na dalsze działanie.
Wojciech Nyklewicz – absolwent Uniwersytetu Medycznego w Lublinie i Collegium Psychotherapeuticum; nauczyciel, animator współpracy polsko-czesko-słowackiej w ochronie zdrowia i tłumacz języków czeskiego i słowackiego. Sekretarz redakcji, korektor i administrator strony internetowej Łódzkiej Gazety Społecznej – Miasto Ł. Mieszkaniec feralnej kamienicy.
Jeżeli chcesz nas wspierać regularnie, zleć w swoim banku przelew stały:
Fundacja Spunk
Nr konta: 83 1750 0012 0000 0000 3823 8337 Raiffeisen Polbank
W tytule: „Darowizna na Miasto Ł”.
Dziękujemy!
You must be logged in to post a comment.