Nowe początki, stare nawyki
Dziennik miejski
Wchodząc w nowy rok i mierząc swoje oczekiwania i plany ze świadomością, że właśnie zacząłeś żyć za granicą, może pomyślisz, na ile właściwie zintegrowałeś się (lub nie) z nową społecznością.
Vanja, no co Ty, naprawdę? Oni pracują w niedzielę i w Sylwestra? – padło zaskakujące pytanie od mojego znajomego z Wiednia, na kilka dni przed zamknięciem drzwi z napisem 2016. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że przez chwilę zupełnie zapomniałam o tym uczuciu szczęścia, które towarzyszy mi od kilku miesięcy – w Łodzi wszystko (prawie) jest otwarte w weekendy. Zatrzymałam się na chwilę i próbowałam przypomnieć sobie, jakie nawyki straciłam, a jakich nabyłam będąc tutaj.
Jednym z największych szoków kulturowych, po przeprowadzce do Wiednia, były godziny otwarcia supermarketów: sobota do piątej, szóstej, w niedzielę zamknięte (dziś już jest kilka, które pracują w święta, ale osiem lat temu był tylko jeden i to bardzo daleko od mojego domu). Uffff, jak wiele razy musiałam wymyślać potrawy z tego, co znalazłam w mojej studenckiej lodówce, ponieważ nie mogłam zapamiętać, czy zaakceptować, że supermarkety, piekarnie i bary nie pracują każdego dnia, non stop… Kiedy w Łodzi po raz pierwszy zobaczyłam mały sklep w sąsiedztwie i supermarket, które nie były zamknięte po godzinie ósmej, poczułam się znów jak w domu. Co za ulga!
Zapach i widok sklepów z lokalnymi warzywami i owocami, ziołami, serami, miodami i suszonym mięsem, przypomniały mi tak bardzo moje rodzinne miasto, gdzie za „normalne” pieniądze mogłam kupić kawałek szczęścia dla mojego brzucha.
Francesco, daj spokój, jesteś Włochem, co Ty robisz w Polsce, a zwłaszcza w Łodzi? To jest typowe pytanie, które słyszę od osób spotkanych w mieście. Cóż, to fakt – jestem z Włoch. Jestem całkowicie zakochany w swoim kraju i wierzę, że jest jednym z najpiękniejszych na świecie. Jednocześnie wiem, że jestem inny niż reszta rodaków. My Włosi jesteśmy dość konserwatywni i nie chcemy nic zmieniać w naszym kraju. Jesteśmy świadomi, że żyjemy w cudownym miejscu pełnym atrakcji: jedzenie, historia, góry, jeziora, morze, zakupy i wiele innych. Dla każdego coś miłego. Nie czujemy potrzeby, by zmieniać coś, poprawiać. To sprawia, że czuję się niekomfortowo, a nawet zaczyna mnie wkurzać. Bezrobocie wzrasta. Nie ma przyszłości dla młodych ludzi. Tylko dla turystów – dla nich zawsze jest przyszłość. Tak czy inaczej ja staram się skupić na moim życiu i osobistym rozwoju. Od kiedy we wrześniu przyjechałem do Łodzi, moje życie zmieniło się całkowicie. Pierwszy raz pracuję jako wolontariusz za granicą. Szczerze mówiąc, nie przeżyłem tzw. szoku kulturowego. To co przyciąga moją uwagę, to małe rzeczy składające się na codzienną rutynę. Albo ta długa i mroźna zima. W porównaniu z pogodą we Włoszech to totalne dziwactwo.
Mój projekt wolontariatu kończy się w lipcu. Wciąż nie wiem, co będę robił potem. Czy znajdę pracę tutaj, czy wrócę do Włoch, a może przeprowadzę się do innego kraju. Wiem jedynie, że mam jeszcze przed sobą pięć miesięcy, by korzystać z życia tutaj, w Łodzi. Pięć miesięcy, by kontynuować marzenia; pięć miesięcy, by stawiać sobie i osiągać nowe cele; pięć miesięcy pełnych nowych oczekiwań.
Z biegiem czasu zaprzyjaźniliśmy się z naszą grupą seniorów, z którymi prowadzimy zajęcia i dostaliśmy zaproszenie na bal, by razem z nimi jeść, pić, tańczyć i bawić się. Tamtego wieczoru czuliśmy się jak dzieci, którymi wszyscy się opiekowali. Czy zjedliśmy wystarczająco? Czy dobrze się bawimy? Czy podoba nam się polska muzyka? Wszystko to było bardzo emocjonalne i wypełniło nas po brzegi dobrą energią. Wtedy też oboje spostrzegliśmy, jak bardzo jesteśmy akceptowani, a przez to zintegrowani ze społecznością miasta. Nie tylko dzięki naszym staraniom, ale także, a może przede wszystkim, z ich inicjatywy. Wiele jest szczegółów zarówno w strukturze miasta, jak i w zachowaniu ludzi wokół nas, które powoli wpływały na stan naszych umysłów. Kiedy rozmawialiśmy np. o planach i nadziejach na przyszły rok, który był przed nami, okazało się, że nasze życzenia się zmieniły. Ostatnim, o czym myśleliśmy, było osiągnięcie sukcesu, co przecież kłębiło się w naszych głowach przez ostatnie kilka lat. Tym razem życzyliśmy sobie zatrzymać ten spokój, akceptację i radość, które czerpaliśmy z mnóstwa małych chwil i zdarzeń wokół nas. Życzyliśmy sobie, by kontynuować tę podróż, odkrywanie samych siebie przez pryzmat polskiej kultury – surowej, przemysłowej, ale bardzo szczerej Łodzi oraz niepozornych, skromnych i gościnnych łodzian. Dla nas obojga nowy początek tutaj sprawił, że powróciliśmy do starych nawyków, kiedy to czuliśmy wewnętrzną radość dzięki normalności, miłości i trosce ludzi dokoła nas.
Wiele miast w Europie zbudowało swoją tożsamość poprzez swoje piękno i historię. Po prawie półrocznym pobycie w Łodzi, byciu z ludźmi, życiu jak łodzianin, używaniu łódzkiego slangu, odkrywaniu ulic, parków, zakamarków, przyszło nam do głowy, że Łódź opiera swoją tożsamość nie na opowieściach z przeszłości, nie na swoim wyglądzie, ale na jej mieszkańcach. Wy (my) tworzycie (tworzymy) tożsamość miasta.
Pisząc to, jesteśmy pewni, że większość z Was, Czytelników, będzie zaskoczona, ale wierzcie lub nie, tak właśnie widzimy Wasze, a teraz już i nasze, miasto.
***
Vanja Alibašić i Francesco Fiordoliva – wolontariusze europejscy z Fundacji FERSO.
P.S.
W tym miejscu pragniemy przekazać specjalne uściski dla Vanji, wspierając ją w trudnych chwilach.
Zespół 3 Piętra