[FELIETON] Nowe Centrum Złudzeń
Teraz nie mam nawet gwarancji, czy przy nowym Dworcu Fabrycznym znajdę jakiekolwiek miejsce, w którym będzie mnie stać na kawę i kanapkę, nie mówiąc już o ciepłym posiłku. Wszak Dworzec ma być częścią Nowego Centrum Złudzeń, tfu, przepraszam, Nowego Centrum Łodzi, które, sądząc z wypowiedzi decydentów miejskich, będzie odpowiednio lśniące, odpowiednio wystawne, odpowiednio luksusowe.
Do Off-Piotrkowskiej włazi remont. Charakterystyczne industrialne przestrzenie być może niedługo zmienią się w wypucowaną wydmuszkę pod wynajem dla wielkiego biznesu. Ludzie płaczą nad Offem, a mnie się przypomina Chinatown. Było dość paskudne, ale tęsknię za nim. Nie znaczy to, że chciałabym, żeby trwało w tamtej formie czy żeby teraz powróciło. Ale z rozrzewnieniem wspominam pomysł pewnego związanego z Łodzią holenderskiego architekta, aby utworzyć wędrowne Chinatown, wchodzące w miejsca po wyburzeniach zamiast „dziadoparkingów”. Zespół małych, ładnych budek z jedzeniem, na które stać każdego przechodnia. W przypadku nowej inwestycji takie Chinatown można by przeprowadzać na kolejne puste place, przecież wciąż ich dużo w centrum. Tylko że takich pomysłów się dzisiaj nie realizuje, niegodne są dzisiejszych aspiracji.
Bar Bonanza był jeszcze paskudniejszy niż Chinatown, ale to tam spędzałam senne minuty w oczekiwaniu na mój nocny autobus na Pomorze, gdy jechałam odwiedzić rodzinę. Teraz nie mam nawet gwarancji, czy przy nowym Dworcu Fabrycznym znajdę jakiekolwiek miejsce, w którym będzie mnie stać na kawę i kanapkę, nie mówiąc już o ciepłym posiłku. Wszak Dworzec ma być częścią Nowego Centrum Złudzeń, tfu, przepraszam, Nowego Centrum Łodzi, które sądząc z wypowiedzi decydentów miejskich będzie odpowiednio lśniące, odpowiednio wystawne, odpowiednio luksusowe. Choć staram się dużo uśmiechać i regularnie czyścić buty, nie wiem, czy z moim nieregularnym zarobkiem, czasem na poziomie minimum socjalnego, będę mogła stanowić żywy odpowiednik dla świetlistych postaci, które zwykle oglądamy na wizualizacjach tej inwestycji.
Jakby tych obaw było mało, przed wakacjami pojawiły się propozycje nazw nowych ulic i arterii w NCŁ. Z powodu braku jakichkolwiek wcześniejszych konsultacji oraz dużego nasycenia nazwiskami fabrykantów na metr kwadratowy – wzbudziły niemało emocji.
Staram się, żeby symboliczne wojny o nazwy rond, placów i alei nie odwracały mojej uwagi od dużo „grubszych” problemów (jak na przykład tego, że Fabryczny będzie sporo droższy niż planowano lub że wkrótce może wytną nam kilkaset drzew na Zdrowiu, żeby sprowadzić 12 indyjskich słoni). Jednak kiedy wyobrażam sobie, jak będę tamtędy taszczyć siaty (NCŁ będzie dla mnie świetnym skrótem do domu) z tą moją po taniości zdobytą kapustą i kartoflami, to mnie pusty śmiech ogarnia – wyobrażam sobie, że z alei Poznańskich skręcę w aleję Scheiblerów, rzucę wzrokiem w stronę ulic i pasaży Schweikertów, Herzów, Kunitzerów i innych takich, a potem podążę naprzód wzdłuż skweru Ziemi Obiecanej. Może czasem jakiś ziemniak mi wypadnie i stoczy się aleją Geyerów i Grohmanów w stronę ulicy Tuwima – ten by się zapewne z całej tej nazewniczej imprezy po swojemu uśmiał. Fabrykant fabrykanta fabrykantem pogania. I nawet plac przed dworcem, zamiast być po prostu, po łódzku, na przykład Placem Fabrycznym, został Placem Fabrykantów.
Ale nie, chwila, przecież zaprojektowano tam tyle pasów jezdni, że chodzenie skrótem pewnie nie będzie miało dla mnie sensu. Więc nie Ziemia Obiecana, a obiecanki cacanki.
Skrawek ziemi, pokolejowe pole, które ma stać się nową dzielnicą – taki widok ujrzałam, kiedy dziesięć lat temu po raz pierwszy w życiu przyjechałam do Łodzi. Przez lata z mieszanką grozy i fascynacji obserwowałam przeskalowane plany na przeróżne specjalne strefy sztuki i bramy miasta. Kiedy w 2011 roku obecne władze w poprzedniej kadencji, zdecydowały się pod wpływem społecznych nacisków zmienić nierealną wizję „najszybciej rozwijającej się metropolii środkowo-wschodniej Europy” na wizję miasta zrównoważonego (oby również psychicznie!), zatliła się we mnie nadzieja, że Centrum jeszcze może być dla nas na co dzień, a nie tylko od święta. Dla nas, przeciętniaków, tych, którzy niekoniecznie są żwawi, zasobni i świetliści jak ludzie z wizualizacji, nas, których nie stać na deweloperskie mieszkania i kawę za 12 złotych. Kilka lat temu odbywały się konsultacje na temat przyszłości tego terenu. Jacyś mieszkańcy zgłosili, że super byłoby tam umieścić publiczny basen, co jest zrozumiałe, bo w śródmieściu niewiele tego typu infrastruktury. Czy zobaczyliśmy taki pomysł w jakichkolwiek planach na NCŁ? Nie przypominam sobie. Proszę mnie oświecić, jeżeli coś mi umknęło. Tworzenie nowego kawałka miasta wciąż rozbudza aspiracje i rozpala ego, co widać na inspirującej stronie internetowej www.ncl.uml.lodz – zagraniczni goście przemykający między fabrykanckimi placami, oglądający instalacje na Expo 2020. Metal i szkło. I dużo betonu. Silne centrum. Nowy dworzec. Ludzie z pasją.
Ostatecznie garstka radnych miejskich złożyła wniosek o konsultacje nazw w NCŁ. Posypały się pomysły. Kolektyw Kobiety znad Łódki słusznie przypomina, że mamy nieproporcjonalnie mało patronek (plac Włókniarek Łódzkich po trzyletnich wędrówkach wyląduje prawdopodobnie na rynku Manufaktury, a szkoda, bo byłby idealny w Centrum). Propozycje zgłaszało środowisko filmowe, zwracając uwagę na obecność Narodowego Centrum Kultury Filmowej. Padały nazwiska wybitnych łodzian i łodzianek, twórczyń i uczonych z dużo bliższych nam czasów rozwoju Łodzi niż XIX-wieczni fabrykanci. Wielu z tych pomysłów przyklaskuję, ale – może dlatego że nie mam pamięci do nazwisk, a może dlatego, że męczy mnie już wieczne lustrowanie biografii martwych patronów i patronek oraz cały ten koncert życzeń z polityką historyczną w tle – powtarzam wysuwaną już latem propozycję: Poproszę ulicę Indian Amerykańskich, bo ich przesiedlanie i wyżynanie umożliwiło powstanie plantacyjnego królestwa bawełny w Stanach Zjednoczonych, co z kolei przyczyniło się do rozwoju przemysłu bawełnianego na całym świecie, w tym w Łodzi. Z tego samego powodu przydałaby się ulica Niewolnicza, przecinająca Robotniczą i aleję Włókniarek. Obok może być bardziej aktualna ulica Monterów AGD i Pracowników Sezonowych. Patrząc w przyszłość, zaproponujmy ulice Matek Bez Emerytury i Prekariatu Polskiego (ta byłaby najbardziej moja). Bardzo marzy mi się też ulica Puszczy Łódzkiej. To ładnie upamiętniłoby wycinanie jej resztek.
Kpię oczywiście, ale sprawa nie jest śmieszna. Na poważnie wzięłam udział w konsultacjach na temat nazewnictwa ulic NCŁ i na poważnie pytam: Czy bez względu na te nazwy będzie NCŁ chociaż trochę dla mnie, łódzkiej prekariuszki? Czy będzie dla emerytowanych włókniarek z ich dziadowskimi emeryturami i częstymi problemami z poruszaniem się? Czy dla sąsiadów z trójką dzieci, co mieszkają nade mną też? Dla kogo będzie Nowe Centrum Łodzi?
***
Pierwszy etap konsultacji nazw dla NCŁ – zgłaszanie propozycji – trwał do 24 października. Elektroniczne głosowanie nad propozycjami trwał od 27 października do 16 listopada. Więcej informacji na stronie UMŁ w zakładce „konsultacje społeczne”.