Nie wolno się brzydko bawić
Ludzie mi mówią: „Zamknij ten rozdział życia, wyjdź w końcu ze strefy śmierci. Ale ja wiem, że to nie tylko śmierć. W czasie gdy zajmowałam się tym tematem, wydarzyło się ogromnie dużo dobrych rzeczy, poznałam wspaniałych ludzi, razem robimy projekt „Przyjaciele Chudego”.

Praca zgłoszona w konkursie rysunkowym „Uwolnić Chudego – dzisiaj dajemy Wam nie tylko pamięć” Fot. Archiwum Stowarzyszenie U Siebie – At Home
Anna Jurek: Nakręciłaś film „Nie wolno się brzydko bawić”, który dotyczy obozu hitlerowskiego dla dzieci przy ul. Przemysłowej w Łodzi. Jak to się stało, że podjęłaś tak trudne wyzwanie?
Urszula Sochacka: Porządkując rzeczy po moim zmarłym tacie, znalazłam dokument mówiący o tym, że jako dziecko był więźniem obozu. Zaczęłam szukać informacji na ten temat. Okazało się, że istnieje bardzo mało opracowań dotyczących tego miejsca. Jest jeden kilkuminutowy film dokumentalny, fabuła, monografia Pana Witkowskiego – wszystko z lat 70. oraz kilka małych tekstów. Poczułam, że chcę opowiedzieć tę historię, a ponieważ jestem reżyserką filmową, forma opowieści przyszła naturalnie. Tata zmarł w 2008. Rok później pierwszy raz pojechałam na obchody 1 czerwca pod pomnik Pękniętego Serca w Parku Szarych Szeregów. Zaczęłam szukać byłych więźniów, jeździłam po Polsce i nagrywałam. Mówili, że w przekazie historycznym, ale też w rozmowach z więźniami innych obozów często ich pomijano, traktowano jako gorszych. To mi nie dawało spokoju, a motywacja do zrobienia filmu stała się jeszcze większa.
Na terenie obozu stoją teraz bloki, w których mieszkają ludzie. Sam pomnik znajduje się obok. W filmie mówisz, że ludzie nie wiedzą, co się tam wydarzyło, a czasem nie chcą wiedzieć.
US: Kiedy zaczęłam robić film, to była moja decyzja, że będę zajmować się tym tematem. Ale do tej historii można podejść na różne sposoby: można nie chcieć wiedzieć, ale też można nie mieć siły lub gotowości do tego, żeby pamiętać. Podobnie jest z moim filmem. Można go zupełnie odrzucić albo otworzyć się i zaakceptować to, że musi cię boleć bez gwarancji, że będzie lżej. Podziwiam Szkołę Podstawową nr 81, że przez tyle lat stara się oswajać niełatwą historię obozu. Trzeba pamiętać, że to jest praca z dziećmi, a przecież dorośli często nie radzą sobie z tym tematem. W ramach projektu „Przyjaciele Chudego” (autentyczna postać chłopca z obozu utożsamiana z dzieckiem z pomnika – przyp. red.), który teraz realizuję, pytam mieszkańców żyjących w miejscu, gdzie kiedyś był obóz, co chcą zrobić z tą historią. Czy ją zachować, czy do niej nie wracać? Wskazać na konkretne drzewa i trawniki jako punkty odniesienia, czy raczej przenieść ją do muzeum?

Zdjęcie z planu filmowego „Nie wolno się brzydko bawić”, Fot. Wacław Pyzioł, Archiwum: Stowarzyszenie U Siebie – At Home
Nie wystarczy pomnik?
US: Jestem przeciwniczką oficjalnych sposobów upamiętniania, które w moim odczuciu zabijają pamięć, zamiast ją ożywiać. W pewnym momencie pojawia się sztampa. Uczestnicy uroczystości już nawet nie słyszą tego, co się mówi, recytuje, śpiewa. Ktoś kiedyś powiedział, że „jeśli chcemy o kimś zapomnieć, to postawmy mu pomnik”. Nie dziwię się, że ludzie nie chcą pamiętać, bo to jest trudne, to szereg pytań i wątpliwości: dlaczego się wydarzyło, czy można było temu zapobiec? Ale też nie ma we mnie zgody na to, żeby tę historię zapomnieć. Bo jak mnie coś boli, to staram się to wyjąć, obejrzeć z różnych stron, podmuchać, pochuchać, zastanowić się, jak to zreperować. Ale są ludzie, którzy nie są na to gotowi i ja ich rozumiem.
Mówiłaś, że Szkoła Podstawowa nr 81 stara się oswajać swoich uczniów i uczennice z historią dzieci z Przemysłowej. Piętnastoletnia córka mojej koleżanki mówiła mi ostatnio, że ciężko jest jej słuchać o II wojnie światowej, że epatują tym tematem w szkole, że opowiada się o niej w sposób patetyczny i nudny. Pomyślałam, że warto tworzyć nowe narracje dla takich historii, żeby chciało się je poznawać, a nie wypierać, bo są zbyt okrutne lub „odkładać na półkę”, bo są zbyt suche, aby poruszyć. Jak oswajać mądrze?
US: Nie mam na to jednego, dobrego sposobu. Sama szukam i uczę się, jak to robić, bardzo często od samych dzieci. Kluczowa jest obserwacja, jak reagują na historię obozu. Tak pojawił się pomysł, żeby pokazać Chudego jako kogoś, kto mógłby być im bliski jak kolega, kogo można by było wziąć do kina lub na pizzę. Trzy lata temu uczniowie zrobili na drutach szalik dla Chudego. Wyciągając z niego nitkę, wytyczyli teren obozu, żeby symbolicznie go ogrzać, czyli dać mu uwagę, dobro, miłość. Rysowano także portrety Chudego, bo przecież dziecko z pomnika stoi do nas tyłem, nie widzimy jego twarzy. Dzieci zdecydowały też, że dzień patrona szkoły to będą imieniny Chudego. Robią dla niego laurki i kwiaty z bibuły. Każdy rodzic wie, że laurki wiszące na tablicach korkowych w domach i na lodówkach są wyrazem zaangażowania i uczucia. Także własnoręczne robienie kwiatów jest działaniem bardzo osobistym, a nie pójściem na łatwiznę i kupieniem kwiatów w kwiaciarni. W ten sposób dzieci wchodzą w relację z Chudym, oswajają trudną historię. Czy to są właściwe metody? Intuicyjnie wydaje nam się, że tak. Nam, czyli mnie, Bożenie Będzińskiej-Wosik (dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 81 w Łodzi) i nauczycielom. Ale spotkaliśmy się też z krytyką. Mówiono nam, że nie wypada tak podchodzić do tematu, że to niegodne, nie wolno.

Zdjęcie z planu filmowego „Nie wolno się brzydko bawić”, Fot. Wacław Pyzioł, Archiwum: Stowarzyszenie U Siebie – At Home
Czy w historii obozu dla dzieci znajdziemy przyjaźnie, akty odwagi?
US: Wiemy, że w obozach, w których byli dorośli, ludzie sobie pomagali. Jeśli byli ze swoimi dziećmi, starali się je chronić. Jeśli chodzi o Przemysłową, to nie powiem Ci, że było trzech dzielnych, którzy poświęcili się dla reszty. Tam nie było solidarności, to była walka o przetrwanie. Byli więźniowie, z którymi rozmawiałam mówili: „Dziecko wydawało dziecko za wodę, za skibkę chleba”. Ale nie ma co na siłę szukać wątków pozytywnych. Ważne jest „tu i teraz”. Ucząc się Chudego i jego historii, dzieci uczą się empatii dla swojego kolegi, który jest rudy, gruby, chudy, inny. Transformują złą energię w naukę zrozumienia, umiejętność wyrażania emocji, bycia czułym i opiekuńczym. Szkoła nr 81 stoi na granicy obozu. W miejscu, w którym dzieci nie miały żadnych praw, były traktowane nieludzko. A teraz SP 81 to jedna z czołowych „budzących się szkół” w Polsce, w której przykłada się ogromną wagę do podmiotowego traktowania dziecka, szacunku dla jego lub jej uczuć, opinii, postaw, pomysłów. Słyszałam, że nie byłoby „budzącej się” szkoły, gdyby nie było Chudego. To jest niesamowicie pozytywny wątek z perspektywy historii tego miejsca.
Czy byli więźniowie obozu, z którymi rozmawiałaś w trakcie kręcenia filmu, wiedzieli o działaniach dzieci?
US: Pani Genowefa Kowalczuk, którą miałam przyjemność poznać i która uwielbiała dzieci – a sama była połączeniem mędrca i dziecka – spojrzała kiedyś na mnie tymi mądrymi i jednocześnie figlarnymi oczami i powiedziała: „Czuję się, jakbym wygrała milion dolarów”. Ale co się stało? – pytam. A ona powiedziała: „Oni będą to robić” – mając na myśli serca, szaliki, laurki, kwiaty z bibuły itd. Także Pan Tadeusz Wlazło, który co roku 1 czerwca pełnił straż honorową pod pomnikiem, cieszył się na dziecięce akcje. Przypomniałam to sobie, gdy nas krytykowano. Poczułam, że Chudy dał nam zgodę, bo przecież on jest Panią Genowefą, on jest Panem Tadeuszem. Oni liczyli na dzieci i na młodych.
Mówiłaś, że wszystko zaczęło się od taty. Jakie były Wasze relacje?
US: To nie była prosta, dobra relacja. Obciążona była niespełnioną miłością rodzicielsko-dziecięcą. Pobyt w obozie odcisnął na ojcu okrutne piętno i to przełożyło się na nasze życie rodzinne. Podczas pracy nad filmem miałam poczucie, że może to jest sposób na nadrobienie straconego czasu, ale i przyszła wściekłość, zwątpienie, bo momentami okazywało się to zadaniem ponad moje siły. Aż wreszcie poczułam, że to jest nie tylko historia mojego taty lub innych więźniów, ale moja i wszystkich dzieci tych, którzy w tym obozie byli. Bo doświadczenie rodziców mocno oddziaływało także na nich samych – czy mieli tego świadomość, czy nie.
Jak ta historia Cię zmieniła?
US: Wiesz, to jest proces, a więc cały czas mnie zmienia. Czy bardziej zrozumiałam tatę? Tak. Czy lepiej zrozumiałam siebie? Tak. Najważniejszy był moment, w którym zatęskniłam za nim. Poczułam, że nie chciał mi nic złego zrobić, tylko nie potrafił dać mi miłości, bo sam jej nie dostał. Co nie zmienia faktu, że co się stało, to się nie odstanie. Ze zrozumieniem nie przychodzi zatarcie trudnych, przykrych emocji, których się doświadczyło. Ludzie mi mówią: „Zamknij ten temat, wyjdź w końcu ze strefy śmierci”. Ale ja wiem, że to nie tylko śmierć. W czasie gdy zajmowałam się tym tematem, wydarzyło się ogromnie dużo dobrych rzeczy, poznałam wspaniałych ludzi, razem robimy projekt „Przyjaciele Chudego”. Wiesz, to luksus robić zawodowo rzeczy, które mają sens.
—–
Jeśli mają Państwo pomysł na to, w jaki sposób oznaczyć lub upamiętnić miejsce, w którym kiedyś był obóz, zachęcamy do wypełnienia ankiety: http://goo.gl/forms/cw3xN8zOQJ
Projekt PRZYJACIELE CHUDEGO jest realizowany w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Aktywność obywatelska” – animacja kultury.
1 Odpowiedź
[…] Wywiad z Urszulą Sochacką ze Stowarzyszenia U siebie-At home z Krakowa: Nie wolno się brzydko bawić […]