Nie będzie Placu Włókniarek Łódzkich
Wiecie, czemu już nie pracuję w Urzędzie Miasta? Między innymi dlatego:
Była sobie taka fajna akcja jak Plac Włókniarek Łódzkich. Były sobie też konsultacje społeczne pierwszego obszaru rewitalizacji, tego wokół ulicy Włókienniczej. Pamiętam je doskonale, bo je zaplanowałem i bardzo ciężko przy wsparciu wielu ludzi dobrej woli przy nich pracowałem. Ale przede wszystkim pracowali na nich mieszkańcy tej ulicy – planując wspólnie z nami przestrzeń, w jakiej mieli żyć. Pokazaliśmy im pomysł na zagospodarowanie placu, który oni sami nazywają „Ciechocinkiem” – jednej z dwóch, obok wewnętrznego pasażu za kamienicami, przestrzeni spełniających rolę przestrzeni publicznej. Dziś jest to błotniste pole, na które mieszkańcy wyprowadzają psy, ale przy odrobinie zachęty potrafiło zmienić się w pole miejskiej gry czy plac, na którym zorganizowano majowy festyn. Co najważniejsze, mieszkanki i mieszkańcy okolicy zaakceptowali pomysł powstania tego placu, co więcej, sami zgłosili tę potrzebę.
Urząd Miasta zebrał w tej sprawie kilkaset głosów.
Ale z placem jest jeden feler. Jego połowa należy do miasta, a druga – jest współwłasnością miasta z osobą prywatną. Do tej nieruchomości przynależy też waląca się kamienica przy Jaracza 20 i stojąca za nią oficyna. Architekt miasta Marek Janiak zaplanował tam, wbrew woli mieszkańców, sklep o powierzchni mniej więcej Lidla, pozostawiając im z łaski wąski przechodniak wzdłuż granicy działki, na której stoi szkoła. Protestowaliśmy, wiedząc, że po drodze jest konkurs architektoniczno-urbanistyczny, który ma rozstrzygnąć, co tam powinno się znaleźć. Konkurs, którego wyniki będą pewnie znane wiosną. Ale już jest za późno, bo miasto zadziałało metodą faktów dokonanych – poniżej macie ogłoszenie o „sprzedaży udziału Miasta we współwłasności nieruchomości położonej w Łodzi przy ulicy Jaracza 20”, czyli właśnie tej połowy niedoszłego Placu Włókniarek, zamieszczone w serwisie BIP 1 lutego br. Więc po co ta szopka? Po co dalej robić konkurs? Nie wiem.
Głosy mieszkanek i mieszkańców Włokienniczej nic nie znaczyły. Zresztą, ich przecież już tam nie ma – większość ludzi już wyprowadzono i z powodów ekonomicznych mało kto na tę ulicę wróci. Nowi mieszkańcy dostaną nowiutki woonerf z kolorową posadzką, którą zapewni pan malujący kiedyś murale na ścianach, a swoje samochody zaparkują na parkingu wielopoziomowym, który może kiedyś powstanie tam, gdzie miał być Plac Włókniarek. Po drodze ulica zmieni nazwę z powrotem na Kamienną, bo tak jest bardziej hipstersko i modnie, bo przecież Osiecka. Już teraz więcej mówi się o „kwartale Kamienna” niż Włókiennicza…
Wstyd mi, że dałem mieszkankom i mieszkańcom Włókienniczej nadzieję. Wstyd mi, że wziąłem w tym udział. Miasto i tak zrobiło swoje.
1 Odpowiedź
[…] jest reakcją na notkę Jarosława Ogrodowskiego „Nie będzie Placu Włókniarek Łódzkich„. Wczoraj o złożeniu apelacji w sprawie placu Włókniarek i sprzedaży udziałów […]