Na emeryturę się nie wybieram
MARIOLA ANDRZEJCZAK

Czy Studenckie Radio Żak Politechniki Łódzkiej było pierwszym radiem studenckim w Polsce – nie wiemy. Czy było pierwszym nadającym program własny – dowodów materialnych brak. Dziś jest najstarszym, istniejącym, radiem studenckim w Polsce i jednym z niewielu (a może jedynym) posiadającym swoją częstotliwość radiową. Czy powstało 18 maja 1959 r., jak chce tradycja? Wątpliwe.
Na początku były radiowęzły w akademikach Politechniki. Udokumentowano, że radiowęzeł mieszczący się w III DS PŁ (do dziś siedziba Żaka) istniał już w 1958 r. i podobnie jak inne retransmitował programy PR i nadawał komunikaty dla mieszkańców. Kto i kiedy pomyślał o tym, by z radiowęzła zrobić radio, nie wiemy. Pierwsze studio radiowe mieściło się w jednym pokoju, a w zasadzie części pokoju – w mikroskopijnym aneksie, gdzie zwykle mieściła się umywalka. Od reżyserki oddzielała je zasłonka. Na poważnie zaczęło się, gdy w 1961 r. do studia radiowego Żak trafił Stanisław Żak. „Staszek dał duszę radiowęzłowi, zaczęliśmy coś tworzyć. Poświęcał mu cały wolny czas, dzięki temu radiowęzeł przestał być tylko przekaźnikiem – wspominają koledzy. Po pierwszych audycjach zaczęły powstawać kolejne, poszerzała się ich tematyka i forma. Studio radiowe miało własny program nadawany regularnie. Ewolucja trwała nadal – do radiowęzła w III DS-ie przyłączano kolejne z innych akademików, scalając je w końcu w jedno Studio. Stan na 1965 rok: dwa pokoje akademika, w których mieściło się spore, ale nadal siermiężne studio, własny sygnał radiowy (fragment Little Reed Rooster przegrany z „czwórki” Rolling Stonesów użyczonej przez synów Arkadego Fiedlera), a nawet legitymacje członków Studia Radiowego Żak. Porównując ofertę programową Żaka z tamtych lat ze spisami wyposażenia technicznego, trudno dziś uwierzyć, że w ogóle możliwe było przygotowanie własnego programu. A to, że radio dysponowało jakimkolwiek wyposażeniem, było zasługą samych studentów – wszak to Politechnika.
To oni zbudowali studio, pierwszy stół mikserski, oni naprawiali wiecznie psujące się amatorskie magnetofony itd. Jaki był wtedy program? Było w nim wszystko: audycje muzyczne, sportowe, kulturalne i literackie, koncerty życzeń, słuchowiska. Jeszcze w latach 60. powstała, kontynuowana przez prawie 20 lat, audycja „Muzyki i aktualności nie będzie”. Z biegiem lat przybywało profesjonalnego sprzętu, nikt nie montował już audycji na cieniutkich taśmach amatorskich, pojawiły się magnetofony studyjne i reporterskie, gruba taśma, montażowki. Przybywało pomieszczeń. Zmieniały się możliwości techniczne, nie zmieniał się tylko „duch radia”. Niezależnie od czasów zawiązywały się przyjaźnie, miłości. Przez te wszystkie lata Żak uczył kreatywności, zaradności, aktywności społecznej. Pokazywał, jak się bawić, jak pracować, jak ze sobą być. Uczył tolerancji, odpowiedzialności i lojalności. Różniły nas czasy, w których przyszło nam funkcjonować, różniły poszczególne audycje, ramówka. Były lata, kiedy zdobywaliśmy więcej nagród na konkursach, kiedy ściślej współpracowaliśmy z innymi rozgłośniami studenckimi. Były ekipy w Żaku, które wolały pływać na łódkach lub chodzić po górach, lub/i pływać i chodzić. Zawsze jednak chcieliśmy to wszystko robić razem.
Tak było nim pojawiłam się w Żaku, kiedy w nim byłam i tak jest dziś.
Kiedy trafiłam do radia, w jego 23 wiośnie, dowiedziałam się, że jako kandydat mam obowiązki, praw za to zdecydowanie nie. Mam się rozejrzeć i zacząć coś robić, poza herbatą dla pracowników, gdy o nią poproszą. I tyle. Aaa, i jeszcze, jak coś wymyślę, to mam to nagrać i dać do przesłuchania szefowi programowemu. Rozglądałam się więc i uporczywie myślałam, co mam wymyślić, nagrać i pokazać. W odróżnieniu od 99,9% kandydatów przekraczających progi Żaka wiedziałam, że nie chcę robić audycji muzycznych. W końcu zdesperowana złapałam kartkę i pióro. Wyszła proza poetycka. Zaniosłam, pokazałam, kazali znaleźć realizatora i nagrać. Nagrałam. Poszło do emisji. Uff. Tak zaczęłam się uczyć być żakowcem. Już było z górki. Prawie. Nie wiem kiedy – zaczęłam prowadzić programy dnia, zostałam szefową jednego z nich. Bywałam aktorką, spikerem, felietonistką, publicystką, nagrywałam sondy, reportaże, audycje poetyckie, muzyczne, słuchowiska, ba nawet śpiewałam w chórkach, ale też sprzątałam, malowałam ściany, meble, realizowałam audycje, robiłam plakaty, organizowałam koncerty, Juwenalia, YAPY, jubileusze radia, Sylwestry, wyjazdy do „chatki”, happeningi (o najgłośniejszych pisała łódzka prasa: „uwolnić Isaurę”, „oddajcie nam MIG-a”), lepiłam bałwany, grałam w siatkówkę, piłkę nożną. Nie byłam tylko sprawozdawcą sportowym i technikiem. Niezauważalnie, coraz więcej było mnie w Żaku, coraz mniej w pokoju akademika. W redakcyjnej „18” i w studiach nieustannie coś się działo, żal było przegapić. Działy się rzeczy wielkie i małe. Od pogaduszek i żartów, przechodziliśmy do nagrywania audycji, bo ktoś wpadł właśnie na pomysł. Często siedzieliśmy do rana, rozmawiając o radiu lub słuchając piosenek Kaczmarskiego. Czasami ktoś o drugiej w nocy postanowił zrobić program spontaniczny. Wchodził z realizatorem do studia – sygnał Żaka i zaczynamy. Szybko okazało się, że te dzikie programy pokochali mieszkańcy osiedla. Ktoś kiedyś zaproponował, by każdy telefon na antenę przedłużał program o 15 minut. Trwał do rana, telefon dzwonił nadal. W jednej z rozmów słuchacz rzucił, by pobić rekord świata w kategorii „najdłużej prowadzona audycja studencka na żywo”, należący do Akademickiego Radia Wrocław (108 godz. i 40 sekund). Z oporami, ale zgodziliśmy się. Audycja trwała125 godzin. Stała się nieustającą zabawą dla nas, dla słuchaczy i wielu innych studentów (nazwijmy ich waletami czasu bicia rekordu). Nakręcaliśmy słuchaczy, słuchacze nakręcali nas. To oni wymyślili, że pokażą, czym dla nich jest studenckie radio, tworząc w nocy, na ulicy, ponad tysięczny (policzyliśmy) łańcuszek Ludzi Dobrej Woli, łączący wszystkie akademiki Osiedla. Udało się. Studenci IV DS-u, wygasili na ten czas część świateł w pokojach tworząc na akademiku olbrzymi napis Żak. Trudno było zakończyć happening, bo uczestnicy łańcuszka stanęli pod Żakiem i chcieli bawić się dalej. Po Alejach Politechniki kursowały, obserwując rozwój sytuacji, milicyjne patrole. A był grudzień 1983 roku. Wystawiliśmy więc za okna głośniki i jakimś cudem przekonaliśmy wszystkich, by wrócili do akademików. Uniknęliśmy interwencji służb, a program trwał dalej. Toczyły się międzyakademikowe turnieje, słuchacze karmili nas, zapraszali na spotkania wigilijne, ubrali naszą choinkę. W 120. godzinie programu rozpoczęliśmy żakowską wigilię – na antenie i w pokoju redakcyjnym. Niezwykłą, niepowtarzalną. A 125 godzin minęło o 3:10, 23 grudnia. Mieliśmy rekord.
Byliśmy razem nie tylko, gdy bawiliśmy się radiem, ale i wtedy, kiedy trzeba było go bronić. Nawet zamykając je. Tak, zupełnie serio, w 1986 roku. Równo z końcem 50. godziny pożegnalnego programu, ze ściśniętym gardłem, powiedziałam „na antenie”, że historia Studenckiego Radia Żak PŁ dobiegła końca. Potem były łzy i wyjście do hallu III DS-u szczelnie wypełnionego słuchaczami. Były brawa, kwiaty. Bardzo długo rozmawialiśmy, oni zapewniali, że pozostaną z nami, swoim radiem, my, że będziemy spotykać się z nimi w klubach studenckich. Zrobimy, ot takie radio, bez radia. Tak rozpoczęliśmy strajk. Strajk w obronie, tak jak to rozumieliśmy, tradycji Studenckiego Radia Żak, wypracowanych i powierzonych nam przez poprzedników. Było to bowiem jedyne studenckie radio w Polsce, w którym Redaktora Naczelnego i Kolegium Redakcyjne wyłaniały demokratyczne wybory, nikt nie był zatrudniony na etacie, pracownicy sami decydowali o programie, audycjach i ich treści. Byliśmy odpowiedzialni za wszystko. Wiązało się to z masą dodatkowych obowiązków, ale dawało pełną swobodę twórczą w granicach, które wyznaczaliśmy sobie sami. Zrzucaliśmy się na herbatę, sklejkę do taśm i inne materiały, potrzebne, by działo się radio. Nowe rozporządzenie Ministra Szkolnictwa wprowadzające pełną kontrolę władz uczelni nad studenckimi rozgłośniami miało wszystko zmienić. Żadne ustępstwa ze strony Rektora Politechniki nie były możliwe. Ustaliliśmy więc, że wszyscy rezygnujemy z pracy w Żaku i kończymy działalność radia. Ci, co po nas je przejmą rozpoczną pisanie swojej, nie naszej, historii tego miejsca. Po spotkaniu ze słuchaczami, zamknęliśmy drzwi studia i oddaliśmy klucze. Kilka następnych tygodni okazało się najbardziej pracowitym i najbardziej „razem” okresem w dziejach radia. Pisaliśmy i wysyłaliśmy tony pism z prośbą o pomoc, pertraktowaliśmy z władzami uczelni, ustalaliśmy strategię na kolejne dni, i jakby to dziś powiedzieć: „przekaz dnia” obowiązujący wszystkich bez wyjątku. Mieliśmy nawet stemple strajkowe. Razem chodziliśmy na obiady, do kina, wszędzie. Prawie mieszkaliśmy w pokoju kolegów, który stał się naszą nową siedzibą. Najrzadziej bywaliśmy w szkole. Powoli widoczne były efekty. Rektora zasypały protesty, m. in. byłych żakowców, organizacji studenckich, innych rozgłośni. Bez pracowników technicznych nie można było uruchomić radia, zagrożona była YAPA (kto i za ile zrobi nagłośnienie?), a i minister złagodził zapisy zarządzenia. Kompromis stał się możliwy. Z naszej strony: zmiana Redaktora Naczelnego oraz udział w kolegiach redakcyjnych Opiekuna Żaka (jeden z członków POP PZPR PŁ), ze strony władz uczelni: dotychczasowe zasady funkcjonowania radia pozostaną bez zmian. Można było wziąć klucze i ruszyć z programem. Przez jakiś czas Kolegia Redakcyjne kończyły się przed przyjściem Opiekuna, potem było kolegium „na niby”. Z wolna Opiekun przestał pojawiać się, jakoś nie umiał nawiązać z nami kontaktu. Wszystko wróciło do normy. SR Żak straciło za to szansę, by stać się telewizją Żak – takie wizje miał Tomek Plich, który musiał ustąpić z funkcji Naczelnego. Swoje marzenia zrealizował już po studiach tworząc prywatną telewizję kablową. Byliśmy razem także i wtedy, gdy brakowało pieniędzy. Gdy tradycyjnie zamiast na pochód pierwszomajowy, pojechaliśmy odwiedzić Naczelnych, czyli do ZOO. Rektor cofnął przyznane nam dotacje na obchody 25-lecia, zagrożony był organizowany przez nas wielki koncert, Bal Radiowca, spotkania ze sławnymi radiowcami. Zbliżał się termin największej płatności. Ktoś zaproponował, by każdy z nas przyniósł posiadane pieniądze, pożyczył ile się da i gdzie się da, a potem pomyślimy, co dalej. W kilka godzin zebraliśmy bodajże 90 tys. złotych. Do dziś nie wierzę. Napisaliśmy listy do byłych Żaków, zmieniliśmy menu Balu – z bigosu usunęliśmy wkładkę mięsną, zamiast ciasta zamówiliśmy po pół pączka, były jeszcze kanapki. Wszystko inne pozostało bez zmian, bo wymagało tylko naszej własnej pracy (plakaty, olbrzymie blejtramy, znaczki, stemple, dekoracje na bal) i dobrej woli zespołów występujących w koncercie. Naszych gości, byłych pracowników radia, przywitał blejtram z prośbą o pomoc. Pod olbrzymim świńskim zadkiem napis: „Drodzy Żakowcy, pomóżcie, bo wypięli się na nas…”, i tu wyliczanka z Rektorem na czele. Obok stał kryształowy puchar, który szybko zapełniał się pieniędzmi. To był fantastyczny jubileusz, bawiliśmy się świetnie. Nie tylko zwróciliśmy wszystkie pieniądze, ale nawet zarobiliśmy. A nasi starsi koledzy pokazali, że można świetnie dogadywać się, czy ma się 50 czy 20 lat, gdy łączy nas ŻAK.
Przez sześćdziesiąt lat było mnóstwo podobnych przykładów tłumaczących fenomen Studenckiego Radia Żak – miejsca, które tak naprawdę jest nie tylko radiem, ale i szkołą życia, dziennikarskiego fachu, solidarności i jedyną w swoim rodzaju rodziną. Może, opowiadając te historie, pobiłoby się rekord Szeherezady? I jeszcze na koniec – Studenckie Radio Żak od sześćdziesięciu lat jest takim samym, choć nie tym samym radiem. Zmienia się program, rzeczywistość za oknami, wyzwania. „Muzyki i aktualności nie będzie” nie ma już od ponad 30 lat i nie będzie, ale będą inne, tworzone przez innych, nie tych samych, ale takich samych pasjonatów radia. Mocą Żaka jest i będzie jednoczenie różniących się poglądami, zainteresowaniami, umiejętnościami ludzi, którzy chcą „dla nauki i zabawy wciąż w mikrofon Żaka prawić” – jak przekonuje napisany kilkadziesiąt lat temu przez Helenkę Jurkiewicz hymn radia.
***
Mariola Andrzejczak – absolwentka Politechniki Łódzkiej, dziennikarka, animatorka kultury, propagatorka muzyki z kręgu Krainy Łagodności. Od 1982 roku pracownik SR Żak PŁ. W latach 1990-1998 dziennikarka Radia Łódź S.A, w latach 2007-2012 współpracownik Radia Łódź. Autorka projektów „Fabryka snów w mieście Łódź” oraz „Poetycka Brama Łódź Bratysława”, muzycznych happeningów tramwajowych, kolejowych i ulicznych, organizatorka koncertów m.in. w Oberży Folkowej Zapiecek (członek Rady Programowej, Redaktor Naczelna miesięcznika Zapiecka), ŁPA Przechowalnia. Juror festiwali piosenki turystycznej i poetyckiej m.in. Yapy i Nocnika. Autorka tekstu monografii SR Żak PŁ „50 lat minęło”. Pracownik Honorowy Studenckiego Radia Żak Politechniki Łódzkiej. Otrzymała odznaki „Zasłużony dla Politechniki Łódzkiej” oraz „Zasłużony dla Kultury Polskiej”.
Podoba Ci się ten artykuł? Tutaj możesz wesprzeć kolejny: https://zrzutka.pl/4n584m
Łódzka Gazeta Społeczna – Miasto Ł jest gazetą bezpłatną, opartą na obywatelskim zaangażowaniu. Pomóż nam zebrać środki na dalsze działanie.
Jeżeli chcesz nas wspierać regularnie, zleć w swoim banku przelew stały:
Fundacja Spunk
Nr konta: 83 1750 0012 0000 0000 3823 8337 Raiffeisen Polbank
W tytule: „Darowizna na Miasto Ł”.
Dziękujemy!
You must be logged in to post a comment.