Mieszkanie minus, Deweloper plus
Wstajesz wcześnie rano. Ostatnio musisz nastawiać budzik na 5.15. Wcale nie dlatego, że wcześnie zaczynasz pracę – po prostu pół godziny później w Twoim kranie nie ma już ciepłej wody, a czasem również zimnej. Za oknem jeszcze ciemno, choć słońce już dawno wstało. Kiedyś zaglądało Ci w od rana do pokoju, teraz całkowicie zasłania je sześciopiętrowy blok, który ktoś właśnie zbudował na kawałku ziemi przed Twoimi oknami. Kiedyś był tam plac zabaw. Właściwie mógłbyś teraz pooglądać, co robią nowi sąsiedzi, ich okna znajdują się tak blisko Twoich. Niestety, akurat próbujesz włączyć światło w łazience, bo żarówka dziwnie migocze. Wiesz, że ścigasz się z czasem. Jeśli przegrasz, czeka Cię jeszcze godzina w gigantycznym korku, który tworzy się na wyjeździe z Twojego osiedla, odkąd blokami zabudowano park i okoliczne skwery.
Czy to scena z jakiejś nieznanej komedii Stanisława Barei? Nie, to możliwy efekt działania tak zwanej specustawy mieszkaniowej, którą właśnie, w ekspresowym tempie, próbuje forsować rząd. Szybko zyskała ona miano Lex Deweloper, bo w sposób dotąd niespotykany faworyzuje interesy jednego z najbardziej wpływowych lobby w Polsce. Dzięki niej deweloperzy uzyskają prawo do budowania niemal czegokolwiek gdziekolwiek – bez poszanowania planów miejscowych, woli rady gminy, bez zawracania sobie głowy ochroną terenów zielonych czy zabytków. Specustawa w niebezpieczny sposób luzuje również normy ograniczające zabudowę, dzięki którym większość z nas cieszy się takimi zdobyczami cywilizacji, jak stały dostęp do prądu, ciepła czy wody. Warto pamiętać, że nie każdy deweloper liczy się z tym, co leży za płotem jego inwestycji. Świadomi swojej roli w kształtowaniu miasta są w zdecydowanej mniejszości, choć w Łodzi mamy ich kilku, np. OPG czy Virako. Dla większości jednak ważne jest tylko jedno – zysk.

Infografika z materiałów Kongresu Ruchów Miejskich
Specustawa to taka ustawa, która w teorii upraszcza prawo, żeby coś można zrobić szybciej. Kilka specustaw już wprowadzono: bodaj najbardziej znaną – drogową, ale też kolejową, atomową, powodziową i przeciwpowodziową oraz tę przed Euro 2012 czy Światowymi Dniami Młodzieży. Tylko – jak mówią – co nagle, to po diable. Prawo to skomplikowany system, czasem faktycznie niewydajny, ale specustawa to próba naprawy na skróty, dla doraźnego celu politycznego. Przypomina włączanie telewizora rzuconym młotkiem, ponieważ bateria w pilocie jest za słaba. Owszem, pewnie komuś wprawnemu to się uda, ale co z resztą?
Po co zatem rządowi następny młotek? Na horyzoncie koniec kadencji, a realizacja programu Mieszkanie+, czyli jednej z najważniejszych obietnic wyborczych nie przebiega wystarczająco szybko. Przyczyn jest wiele, niektóre zupełnie obiektywne, inne wynikają z wojen wewnątrz rządzącego obozu. W końcu wyszło na to, że w Polsce tanio budować się nie da, choć są niezbite dowody, że się da. W magiczny sposób znowu okazało się, że zamiast myśleć o tworzeniu tanich mieszkań na wynajem, trzeba jeszcze raz dosypać kasy bankom i deweloperom. A przecież przez całe lata robiły to poprzednie rządy: programy Rodzina Na Swoim czy Mieszkanie Dla Młodych. Zamiast zapewniać powszechny dostęp do mieszkań, sponsorowały ludzi najbogatszych, którzy mogli wykazać zdolność kredytową. Ten rząd miał robić zupełnie odwrotnie, a wyszło jak zwykle – zamiast tanich mieszkań na wynajem mamy drogie inwestycje prywatne, do których przez całe lata będziemy dokładać jako podatnicy niebagatelne sumy sięgające 2 miliardów złotych rocznie. Mają one przez kieszenie najemców Mieszkania+ trafić tam, gdzie trafiały zawsze do tej pory – na konta banków, funduszy inwestycyjnych i deweloperów. A ponieważ prawo, podobnie jak plan miejscowy, krępuje niewidzialną rękę rynku, trzeba problem rozwiązać specustawą.
Autorzy projektu zajadle go bronią. Tłumaczą, że budowa będzie wymagała pozytywnej opinii prezydenta (przy braku planu) lub rady gminy (jeśli plan jest). Nie mówią natomiast, że opór władz miasta będzie mógł natychmiast uchylić wojewoda, jeśli powoła się na enigmatyczne „potrzeby mieszkaniowe”. Warto wspomnieć, że zmieniona ostatnio ordynacja wyborcza pozwala osobie prywatnej lub firmie zrobić komuś kampanię, nie utrudniając tego limitami wydatków czy jawnością wpłat na konto komitetu. Po ludzku mówiąc deweloper, chcąc postawić urągające normom mieszkania w jakimś polu buraków, może zaproponować radnemu lub burmistrzowi taką „fanowską” kampanię i łatwo uzyskać zgodę. Zatem Lex Deweloper to również potężny mechanizm korupcyjny, pozbawiający wyborców możliwości kontroli. Udział społeczny ograniczony jest w tym projekcie do minimum – nawet posiadacze działek sąsiadujących z terenem budowy nie mogą składać uwag. Jeśli zaś przez Twoją nieruchomość ma przebiegać droga, podziemne kable czy inne media zasilające tę budowlaną kurę znoszącą inwestorom złote jajka – to… ups, nie masz nic do gadania. Będzie można przejechać przez Twoją działkę bez pytania Cię o zgodę, a wysokość odszkodowania narzuci wojewoda. Zgadnij Czytelniku, jakie ono będzie?

Fotomontaż Damian Graczyk. Zdjęcie Parku Helenowskiego z zasobów Wikicommons,
Dobrze, dobrze – powiecie. A może będzie się to opłacać choć lokatorom, którym w ramach Mieszkania+ rząd dorzuci do czynszu? Owszem dorzuci, ale z każdym rokiem mniej i tylko przez 9 lat. A jeśli w tym czasie lub później zabraknie im na czynsz (podwyższony o ratę za budowę i marżę dewelopera), można ich w majestacie prawa usunąć prosto na bruk. To możliwe jest już od roku, ponieważ prawa lokatorów „za bardzo krępowały prywatny biznes”. Kto zapłaci za koszt bezdomności takich rodzin i dostarczenie im lokali socjalnych? Za to odpowiada gmina, więc zapłacimy my, podatnicy. W Polsce dość łatwo wpaść w biedę, przykładem są mieszkańcy TBS-ów, z których 1-2% ma kłopoty ze spłatą zobowiązań. Można więc się spodziewać, że do każdej inwestycji dołożymy się z miejskiego budżetu w postaci kosztów opieki nad co najmniej jedną taką rodziną na 100 mieszkań. Dodatkowo specustawa pozwala sytuować całe osiedla w przysłowiowym szczerym polu – przystanek powinien znajdować się nie dalej niż 1 km, a najbliższa szkoła trzy kilometry. W linii prostej oczywiście. Żeby uzmysłowić sobie, co to oznacza, wbij cyrkiel w mapę przy łódzkim magistracie. W odległości 3 km znajdują się np. ul. Czechosłowacka, ZOO, Park Dąbrowskiego. Nie wiadomo też, kto miałby ponieść koszt budowy infrastruktury czy dróg do takiego osiedla. Obowiązek ten spadnie zapewne na gminę.
Co Lex Deweloper będzie oznaczać dla Łodzi? Przede wszystkim z góry przegrane walki lokalnych społeczności o ratowanie skwerów czy terenów rekreacji. Siła, jaką da deweloperom specustawa, zmiecie protesty na Brusie, w Parku Promienistych, przy Ogrodzie Botanicznym czy na osiedlu Montwiłła-Mireckiego, gdzie mieszkańcy ostatnio obronili zielony skwer. Pozwoli też lekceważyć świeżo uchwalone łódzkie Studium, które wyraźnie mówi, że miasto powinno budować na terenach już uzbrojonych, co trzykrotnie obniży przyszłe koszty. Można będzie stawiać osiedla w lokalizacjach bardzo tanich, ale odciętych od wszystkiego, na przykład na polach za torami przy ul. Jędrzejowskiej. Wywoła konflikty przestrzenne, ponieważ w osiedlu jednorodzinnym będzie mógł powstać trzypiętrowy blok. Zakończy proces powrotu do centrum, bo nie będzie się opłacało inwestować w remonty kamienic. I na pewno nie przyniesie rozwiązania problemów mieszkaniowych w Łodzi.
Tymczasem Ostrów Wielkopolski, Mikołajki czy Stalowa Wola same potrafią budować tanie mieszkania na wynajem i wcale nie czekają na Mieszkanie+. W Gdyni kooperatywa mieszkaniowa postawiła budynek, w którym metr kwadratowy kosztuje 3500 zł, podczas gdy deweloper na działce obok sprzedawał za 6500 zł. Od lat mówi się, że marże deweloperskie należą u nas do najwyższych w Europie. Od lat czekamy na dobry rządowy lub miejski program mieszkaniowy. I od lat nic się w tej sprawie nie daje zrobić. Czemu tak jest? Niech każdy odpowie sobie sam.
***
Podpisz apel do Premiera Wyrzućmy Lex Deweloper do kosza!: https://naszademokracja.pl/petitions/wyrzucmy-lexdeweloper-do-kosza
****
Hanna Gill-Piątek – ekspertka w zakresie rewitalizacji, artystka, działaczka społeczna związana z Kongresem Ruchów Miejskich i Krytyką Polityczną, której Świetlicę przy Piotrkowskiej 101 prowadziła przez 3 lata. Wspólnie z Henryką Krzywonos napisała książkę Bieda. Przewodnik dla dzieci (2010). W latach 2014-16 pracowała w Urzędzie Miasta Łodzi, prowadząc projekt pilotażowy przygotowujący do rewitalizacji, którego efektem jest pierwsze w Polsce Centrum Wiedzy o tej tematyce. Obecnie pracuje z samorządami w ramach programów Ministerstwa Rozwoju. Mieszka w Łodzi, choć ostatnio na trzy dni wyprowadziła się do kontenera w centrum Szczecina w sprzeciwie wobec słów tamtejszej radnej o konieczności wysiedlenia „patologii” z centrum miasta. Felietonistka m.in. Przekroju, Dużego Formatu GW, Dziennika Łódzkiego i Dziennika Opinii Krytyki Politycznej.
Podoba Ci się ten artykuł? Tutaj możesz wesprzeć kolejny: https://zrzutka.pl/4n584m
Łódzka Gazeta Społeczna – Miasto Ł jest gazetą bezpłatną, opartą na obywatelskim zaangażowaniu. Pomóż nam zebrać środki na dalsze działanie.
Jeżeli chcesz nas wspierać regularnie, zleć w swoim banku przelew stały:
Fundacja Spunk
Nr konta: 83 1750 0012 0000 0000 3823 8337 Raiffeisen Polbank
W tytule: „Darowizna na Miasto Ł”.
Dziękujemy!
You must be logged in to post a comment.