Matki wszechogarniaczki
Wszystko, co posiadał jej mąż, czyli mieszkanie, działka i dom w stanie surowym, zostało przepisane na teściową. Iwona obawia się zatem, że nie uda się niczego ściągnąć. Zatem musi pracować za dwoje. Tyle że w zeszłym roku przeszła poważną operację (tętniak aorty) i nie ma już tak dużo siły co wcześniej. Wie, że powinna szukać jak najlżejszej pracy, a rozgląda się za drugim etatem.
Iwona
W lutym 2013 roku sąd orzekł alimenty na rzecz jej syna. Wspomina swojego byłego partnera jako patologicznego kłamcę, który nigdy nie miał nawet konta w banku, bo wiecznie był ścigany za jakieś długi. Nigdy nie zapłacił nawet złotówki na ich wspólne dziecko. Po rozstaniu pomagała jej teściowa. Zostawała z synem, kiedy chorował, zajmowała się nim, kiedy Iwona musiała zostać dłużej w pracy. Z tego powodu Iwona zwlekała ze złożeniem sprawy u komornika. Bała się, że straci jedyne wsparcie. W końcu sytuacja stała się na tyle trudna, że pękła i zdecydowała się działać. W tym czasie dług alimentacyjny urósł do 25 tys. złotych. Wszystko, co posiadał jej mąż, czyli mieszkanie, działka i dom w stanie surowym, zostało przepisane na teściową. Iwona obawia się, że nie uda się niczego ściągnąć. Zatem musi pracować za dwoje. Tyle że w zeszłym roku przeszła poważną operację (tętniak aorty) i nie ma już tak dużo siły co wcześniej. Wie, że powinna szukać jak najlżejszej pracy, a rozgląda się za drugim etatem. W tym czasie ojciec dziecka zdrowy, silny uchyla się od płacenia alimentów. Iwona myśli o tym, żeby pozwać dziadków o płacenie na rzecz wnuka, ale wtedy będzie musiała wykazać niedostatek swego dziecka. A ona przecież staje na głowie, żeby o żadnym niedostatku nie było mowy. Mieszka w centrum, mieszkanie ogrzewa prądem. Żeby zapłacić rachunki musi zarabiać więcej niż kwota przewidziana w Funduszu Alimentacyjnym. Stałe opłaty przewyższają przewidziany próg dochodowy. Powtarza, że sobie radzi, jest zadowolona, przyzwyczaiła się do rytmu dnia, pogodziła pracę i opiekę nad dzieckiem. Martwi się, czy będzie w stanie zapewnić synowi zajęcia dodatkowe i edukację, która pozwoli mu dobrze wystartować w przyszłość. Angielskiego uczy syna sama, bo na dodatkowe lekcje już jej nie stać. Ale ma sukcesy, nauczycielki są pod wrażeniem. Żeby odsapnąć, czyta książki i ogląda głupie filmy.
Katarzyna
Dziecko miało rok, jej mąż już od jakiegoś czasu nie pracował i nie mieszkał z nimi. Ona pracowała i zajmowała się synem. Opowiada, że liczyła wtedy każdą złotówkę, miała zaplanowane wszystkie wydatki. Wiedziała, ile może wydać na posiłek, że nie ma mowy o przekroczeniu tej kwoty. Wspomina zdarzenie, kiedy przygotowała sobie i dziecku obiad na trzy dni, żeby nie gotować po powrocie z pracy. Poprosiła ojca dziecka, żeby zajął się synem i kiedy wróciła, zobaczyła pustą lodówkę. Zjadł nasz obiad na trzy dni. Jeśli ktoś nie był w takiej sytuacji, to nie zrozumie uczucia bezsilności i przerażenia jakie człowieka ogarnia – wspomina. To ostatecznie przekreśliło ich relacje. Poczuła, że jest sama i musi dać sobie radę. Nie godziła się, żeby potrzeby partnera zawsze były ważniejsze od potrzeb jej i dziecka. A miało być tak pięknie. Wielka miłość, ślub, snucie fantastycznych planów. Aż urodziło się dziecko i okazało się, że ktoś, kto jest ważniejszy w domu i wymaga więcej opieki i uwagi, fatalnie działa na psychikę mężczyzny jej życia. Kiedy jeszcze stracił pracę, wszystko zaczęło się sypać. Ona po półrocznym urlopie macierzyńskim wróciła do pracy, żeby spłacać kredyt mieszkaniowy i utrzymać rodzinę. Po trzech miesiącach postawiała ultimatum: on musi podjąć jakieś decyzje odnośnie swojego życia, bo ona nie daje rady ogarniać wszystkiego. Wyprowadził się. Od czasu do czasu się pojawiał. Nie można było na niego liczyć, nie interesował się, czy dziecko ma co jeść, czy ma pieluchy, to nie była jego sprawa. Wpadał okazjonalnie. Rozwiedli się po jakimś czasie. Ojcu zostały odebrane prawa rodzicielskie, ponieważ w żadnym stopniu nie uczestniczył w życiu syna. Ona ogarniała wszystko. Było ciężko. Nie dostawała grosza, mimo wyroku sądu. Przeszła depresję, leczyła się, żeby stanąć na nogi. Mężczyzna natomiast nigdzie nie zameldowany okazał się nieuchwytny. Komornik był bezradny. Po dwóch latach były mąż się odnalazł. Wpłaca jakieś niewielkie kwoty. Boi się nie płacić nic, bo ciąży na nim wyrok z artykułu 209, więc może trafić do więzienia. Dziś syn ma 16 lat, a zadłużenie wynosi 89 tys. złotych. Katarzyna jest coraz bardziej sfrustrowana. Ponieważ pracuje i zarabia nie najgorzej, nie należą jej się pieniądze ani z Funduszu Alimentacyjnego, ani 500 +. Czasami myśli, że lepiej by było pracować na czarno i przynajmniej mieć jakieś wsparcie. Jest uśmiechnięta, zadbana, uwielbia swojego syna. Martwi się tylko, że jej dziecko zbyt szybko musiało dorosnąć, żeby pomagać w codziennym życiu.
Agata
Rozwód trwał krótko, ponieważ mąż Agaty nie pojawił się na żadnej rozprawie. Mieszka w Wielkiej Brytanii, pracuje w szarej strefie. Nie płaci na dziecko od czasu rozwodu. Jest ciężko, Agata oszczędza na wszystkim, odmawia sobie najmniejszych przyjemności, żeby jej syn mógł rozwijać się tak samo jak rówieśnicy. Trudno jest też logistycznie, chociaż im syn starszy, tym łatwiej. Kiedyś wstawała o 5.00, żeby zrobić wszystkie niezbędne prace w domu, naszykować syna do przedszkola, odwieźć go i pojechać do pracy. Dzisiaj wsadza go w tramwaj, on jedzie do szkoły, a ona do swoich zajęć. Zyskała na tym ponad godzinę. Pracy ma dość od samego rana do wieczora. Kiedy wraca, odwozi syna na dodatkowe zajęcia, odrabia z nim lekcje, sprząta, gotuje. Mówi, że czuje się jak mama i tata w jednym. Jeździ z synem na piłkę nożną, odrabia lekcje, rozmawia, pociesza, organizuje czas wolny. Bywają takie dni, kiedy myśli, że już nie da rady, że jeszcze jedna rzecz do zrobienia ją przytłoczy, ale później zapomina o tym i robi swoje. Cały czas poświęca synowi, nie prowadzi życia towarzyskiego, rzadko spotyka się z przyjaciółkami. Nie ma już na to siły. Bardzo by chciała, żeby syn miał kontakt z ojcem, ale on nie odpisuje na maile, nie dzwoni. Założył nową rodzinę w Wielkiej Brytanii. Sąd zasądził na rzecz jej syna alimenty w wysokości 1000 zł. Usłyszała od byłego męża, że jest materialistką. Powinna zrobić prawo jazdy, ale ciągle brak pieniędzy i czasu. Wciąż pojawiają się ważniejsze rzeczy. Chciałaby czasem iść do kina lub do teatru na coś dla dorosłych. Ale skoro musi wybierać, na co wydać pieniądze, zabiera syna na film dla dzieci. Myśli trzy razy, zanim coś kupi, a i tak ma wyrzuty sumienia, jeśli zainwestuje w siebie.