Lekcja rachunków

Nie tylko uczniowie i rodzice czekają na rozpoczęcie roku szkolnego. Dla urzędników miejskich wrzesień to moment, gdy trzeba uruchomić całą machinę edukacyjną. W łódzkich szkołach podstawowych uczy się ok. 30 tys. uczniów i uczennic, zaś w przedszkolach ok. 17 tys. osób. W gimnazjach i w szkołach średnich nieco mniej (15 tys. i 20 tys.). Do tego doliczmy uczniów szkół zawodowych, nauczycielki, nauczycieli, rodziców, pedagogów i psycholożki, a także pracowników administracji – okaże się, że prawie jedna trzecia mieszkańców i mieszkanek Łodzi żyje „od września do września”.
Ich praca i nauka zależy od nakładów budżetu miasta. A edukacja to duży koszt – ok. jedna piąta wszystkich wydatków miasta (800 mln spośród 4 mld zł corocznego budżetu). Wszystko w tym budżecie musi się zmieścić – od podlewania kwiatków w świetlicy szkolnej, przez naprawę dachów, zakupy jedzenia do stołówki i ogrzewanie budynków. Muszą zmieścić się w nim prawie dorośli licealiści, przedszkolaki, urwisy i zdolniachy. Chociaż więc sprawozdanie z realizacji budżetu miasta za 2013 rok nie wydaje się niczym fascynującym, to warto na nie spojrzeć, żeby zobaczyć i zrozumieć więcej odnośnie ważnego fragmentu życia każdego i każdej z nas.
Za organizację i finansowanie edukacji odpowiada miasto. To miasto dzieli fundusze z podatków płaconych lokalnie i z tych, które płacimy do kasy całego państwa. Budżet centralny (ten rządowy) przekazał do kasy miasta ok. 540 mln złotych. Łączne wydatki przekroczyły 800 mln złotych. Gdybyśmy na rok zawiesili działalność całej łódzkiej edukacji, pieniędzy wystarczyłoby na dwa duże stadiony Widzewa (po 330 mln każdy) albo na 20 samolotów F-16. Miasto zdecydowało się budować mniejsze stadiony, więc całkiem sporo na edukację zostało. Lecz dotacja z „centrali” wystarcza na jakieś dwie trzecie kosztów. Co dalej?
Od 2014 roku spadną opłaty w przedszkolach, więc miasto uzyska w ten sposób ok. 24 mln zł. Opłaty za jedzenie w stołówkach wyniosą może 7 mln zł. Resztę trzeba będzie dołożyć z kasy miasta, czyli z podatków płaconych przez obywateli, obywatelki i firmy. Ale chyba warto zainwestować, bo nie chcemy żyć w „głupim mieście”?
Najwięcej wydamy na podstawówki (ok. 260 mln zł), trochę mniej na przedszkola (ok. 190 mln zł). W przedszkolach miejskich będzie spotykać się ok. 20 tys. dzieci pod opieką 2900 dorosłych. W przedszkolach niepublicznych – ok. 2100 dzieci. Oprócz codziennej opieki, miasto i kadry przedszkoli przygotowują też drobne niespodzianki (tzw. programy specjalne). Na przykład w 2013 roku był to program „Mali odkrywcy na tropie zjawisk przyrody”, realizowany przez Przedszkole Miejskie nr 49, o łącznej wartości ok. 20 tys. zł. Zwiększone wydatki powiązane są z programem sześciolatków w szkołach i zwiększeniem zasięgu opieki przedszkolnej.
Nauczyciele i uczniowie zauważą też nowy elementarz, ale akurat ten program był finansowany na szczeblu ogólnopolskim. Oprócz tego trzeba pamiętać, że nie każdego stać na zakup podręczników, dlatego miasto odłożyło ok. 1 mln zł na dofinansowanie książek dla osób znajdujących się w trudniejszej sytuacji materialnej.
Im uczniowie starsi, tym mniej funduszy miasto przeznacza na dany poziom edukacji. Gimnazja potrzebują 135 mln zł (dla mniej niż 13 tys. uczniów). Licea i szkoły zawodowe – po 100 mln złotych (odpowiednio 10 tys. i 8 tys. uczniów). Jak to się dzieje, że uczniowie i uczennice szkół zawodowych potrzebują tyle samo funduszy co uczniowie i uczennice ogólniaków? W przypadku tych pierwszych trzeba zapewnić im narzędzia do nauki przyszłego fachu – a przecież narzędzia, prąd i materiały kosztują więcej niż kreda i tablice w szkołach ogólnokształcących. A jeśli np. chcemy, żeby łódzcy specjaliści mieli doświadczenie w nowych technikach budowlanych, to trzeba wtedy znaleźć prawie 300 tys. zł na staż, taki jak w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych nr 15 („Budowlanka” przy ul. Kopcińskiego). W 2013 roku na ten cel udało się zdobyć dofinansowanie ze środków Unii Europejskiej, więc skarbnik miejski odetchnął z ulgą.
Nie dla wszystkich szkoła jest przyjemnością. Czasami trudniejsza sytuacja rodzinna lub problemy zdrowotne utrudniają danej osobie funkcjonowanie w systemie szkolnym. Zgodnie z szacunkami Wydziału Edukacji, w 2012 roku w grupie 100 tys. łódzkich uczniów, szczególnej pomocy potrzebowało ok. 6,5 tys. osób.
To głównie z myślą o nich miasto finansuje poradnie psychologiczno-pedagogiczne (ok. 13 mln zł w 2013 roku). Jeśli sytuacja wymaga bardziej złożonego działania, to uczeń lub uczennica może trafić do ośrodka socjoterapii lub ośrodka wychowawczego (łączny budżet obu form opieki wychowawczej to ok. 15 mln zł). Czasami zaś wystarczy cichy kąt do odrabiania lekcji w świetlicy szkolnej (koszt ich utrzymania wynosi 14 mln zł). Ważną formą pomocy są programy stypendialne i zasiłki szkolne dla osób potrzebujących. W 2013 roku wydaliśmy na nie 5,4 mln zł, rok wcześniej 6,8 mln.
W 2012 roku Łódź wypracowała dokument opisujący plany rozwoju polityki edukacyjnej miasta na najbliższe kilka lat. W 2014 roku wiele z zaznaczonych tam problemów pozostaje ciągle aktualnych.
Uczniowie i uczennice z Łodzi mają statystycznie niższe wyniki egzaminów maturalnych i gimnazjalnych niż ich koledzy i koleżanki z innych dużych miast w Polsce. Nie znaczy to, że Łodzianie są głupsi lub mniej zdolni. Może to wynikać z różnicy we wsparciu edukacji w poszczególnych miastach, np. w formie dodatkowych godzin lekcyjnych finansowanych przez miejski budżet, mniejszych klas lub innych czynników. Władze Łodzi są świadome tych problemów, niestety brakuje pieniędzy, więc programy pomocowe mają ograniczony zasięg. Innymi słowy, może być tak, że nauczycielka z Widzewa znalazła świetny sposób na wyjaśnianie trudnych zagadnień matematycznych, ale jej kolega z Retkinii nic o tej metodzie nie wie, dlatego musi sobie poradzić z problemami uczniów po staremu.
Z drugiej strony, na tle innych dużych miast łódzkie szkolnictwo zawodowe prezentuje się coraz lepiej. Wskaźnik zdawalności egzaminu zawodowego jest w Łodzi nieco wyższy niż w Warszawie. Łódzkie Centrum Doskonalenia Nauczycieli uruchomiło specjalistyczną pracownię z pogranicza mechaniki i elektroniki (tzw. mechatronika), w ramach której uczą się gimnazjaliści, zawodowcy, a nawet studenci politechniki.
Nowy rok szkolny w Łodzi upłynie głównie pod znakiem sześciolatków w szkołach oraz drobnych zmian w egzaminie maturalnym. Sześcioklasiści również przygotowują się na nową formę sprawdzianu ich wiedzy. Zmieni się także sposób deklarowania uczestnictwa w lekcjach religii i etyki (pisemne oświadczenie rodziców odnośnie uczęszczania dziecka na każdy z tych przedmiotów; można je wycofać w każdej chwili).
Jedną z niewielu rzeczy, która pozostanie bez zmian, to brak podwyżek dla nauczycieli finansowanych przez MEN. Biorąc pod uwagę jak wiele innych wydatków edukacyjnych musi sfinansować Urząd Miasta Łódź, trudno spodziewać się zmiany tej sytuacji na szczeblu lokalnym.