Koryto a sprawa polska
Tyle lat czekałem! Warto było jeść marchewkę i szpinak (jakież to świństwo!). Doczekałem. Każdego roku, po balu, gdy już głowa przestała boleć i połączyłem się z tożsamością, rozglądałem się gorączkowo po rzeczywistości: co nowego? Co się zmieniło? Może chociaż ja jestem lepszy, przystojniejszy może? Nic! Nic! Nic! Wory pod oczami nawet większe, mieszkanie dalej nie moje. Konto bez zmian. Dobrze – nikt mnie nie okradł. W wannie sąsiad. W kranie ciepła woda. W polityce stop-klatka. Stabilna, betonowa równowaga – PiS-PO, PO-PiS. Jak nie oni, to oni; jak nie urok, to rozwolnienie. Reszta w d… Nuda. Aż do teraz. Zaczął się wspaniały, przełomowy, rewolucyjny Rok Pod Znakiem Koryta. Właśnie teraz, w 2016 roku, gdy niebawem podziękuję wszystkiemu za współpracę, zrozumiałem Absolut! Pojąłem, co jest istotą wszystkiego!
Koryto! Święty Graal Prezesa. Istota istotności, oczywistość oczywistości – droga i sedno. Pojąłem i oniemiałem. Moim wątłym, zmanipulowanym przez wroga umysłem błądziłem przez lata po manowcach. Szukałem odpowiedzi u filozofów, socjologów i psychologów. Archeologów, kynologów i filatelistów. Ale nie u Prezesa.
Nie doceniałem gościa. A on mnie oświecił. Dlaczego albo My, albo Oni? Dlaczego nie razem? Prezes wie: Koryto głupcze! Oni nam zabrali, teraz my im zabierzemy. Żeby znowu nie zabrali, my to koryto zabezpieczymy. Bo to jest teraz nasze polskie koryto.
Przyznam się: wróg mnie ogłupił. Byłem na demonstracji, broniłem koryta. Trochę mi wstyd, ale jakież tam było towarzystwo! I chociaż „Żydzi” jeszcze nie wypłacili mi należności za usługę, pójdę jeszcze raz, dla towarzystwa właśnie. My, kundle, musimy trzymać się razem.
Dzięki Prezesowi wiem, jak i gdzie budować narodową zgodę – przy korycie naturalnie. Trzeba zbudować nowe, wielkie, polskie, patriotyczne koryto. Na miarę naszych marzeń i możliwości. Przy nim każdy znajdzie swoje miejsce i swoje papu. Oparte na planie krzyża będzie miało lewą i prawą stronę. Niezdecydowanym zaoferuje strefę neutralną. Wśród radosnego mlaskania i chrumkania nie sposób się awanturować. Rozwiążemy wszystkie nasze trudne sprawy. Zapanuje zgoda, a nawet miłość bliźniego. Pawłowicz nie będzie już udawała prymitywa i pokaże swoje piękne, subtelne oblicze. Petru przestanie na nią krzyczeć, a Prezes być może pocałuje go w Nowoczesną. Prezydent to podpisze. Układ rozpadnie się z wrażenia. Hosanna!
Trochę sobie podworowałem. To niezły sposób na przetrwanie. Teraz poważnie.
Nie nadaremno wzywałem imię Prezesa. To wielki mąż stanu. Odważny, przebiegły, dla dobra kraju gotów poświęcić siebie i współpracowników. Jego diaboliczny plan naprawienia nienaprawialnego jest wart Nobla. On wie: póki nie znikną PO i PiS, nie odblokuje się polskiej areny politycznej (scena brzmi zbyt dumnie). Nie zmieni się polaków w Polaków. On zrozumiał i działa. Przez chwilę wydawało się, że PO pokrzyżuje mu plany – gnuśnością wiedzeni odeszli na własną prośbę.
Nie ze mną te numery – powiedział Prezes i wdrożył plan awaryjny: wykończyć PiS bez pomocy PO. Od środka.
Co czynić, gdy sytuacja beznadziejna? Gdy znikąd pomocy?
Koń trojański jest rozwiązaniem. Skutecznym i sprawdzonym. Koń da radę, chociaż sytuacja jest trudna, a elektorat pokrętnie zróżnicowany:
- Żelazny – nie do ruszenia (prawda jest jedna, nasza i nikomu nie oddamy);
- Kamikadze – na złość wam niech nam uszy odmarzną;
- Śpiochy – mnie wszystko wisi, jeszcze jedno piwko;
- Gorszy sort – ukłony dla Państwa.
Plan Prezesa – przewrotny i genialny w swej prostocie – działa. I to jak!
Najpierw wypuścił z szafy swoich harcowników i posłał w ministry. To by może wystarczyło, ale na wszelki wypadek rozpoczął rekonstrukcję państwa systemem talibskim: jak najszybciej rozpirzyć w pył wszystko, co się da. Najlepszy efekt w nocy. Prezydentowi polecił doskonalić podpis. Dostarczył odpowiednie dokumenty do prób. Kempie pozwolił mówić, co chce. Wreszcie zwymyślał i obraził kogo mógł. Na koniec wkurzył Ojca Dyrektora. Veni, vidi, vici!
Gimnazjaliści z pasją dyskutują o Konstytucji i Trybunale. Śpiochy się budzą z oczami w słup. Co raz to ktoś tam bąknie, że pięćset to zbyt niska łapówka za nicniewidzenie. Prawnicy ekspresowo biorą korepetycje. Rozkwit kabaretów murowany. Po prostu świetnie!
Oby nam się tylko Prezes za bardzo nie rozpędził. Ten bałagan trzeba będzie przecież niedługo posprzątać.