Jeść jak w banku
Łódzki Bank Żywności to jedna z lepiej funkcjonujących organizacji pozarządowych w Łodzi i w Polsce. Wartość przekazywanej żywności to około 15 mln zł. Ciągle realizują nowe projekty i nowe pomysły.
Z Wojciechem Jarosem – prezesem i dyrektorem Łódzkiego Banku Żywności im. Marka Edelmana – rozmawia Aleksandra Dulas.
A.D.: Skąd pomysł na prowadzenie Banku Żywności?
Wojciech Jaros: Banki Żywności w ogóle to nie jest patent polski ani europejski. Pierwszy powstał w Stanach Zjednoczonych pod koniec lat 60. Zwrócono uwagę, że z jednej strony żywność, która jest na rynku marnuje się, a z drugiej, są osoby głodne i niedożywione. I żeby zwalczyć ten paradoks, zaczęto szukać producentów i sklepikarzy, zbierać żywność i przekazywać ją punktom charytatywnym. I ten pomysł był na tyle uniwersalny, że zaczął być wdrażany na terenie całych Stanów Zjednoczonych, w Kanadzie, następnie trafił do Francji. Obecnie jest w całej Europie. Pierwszy Bank Żywności w Polsce powstał w Warszawie. Inicjatorami byli Jacek Kuroń i doktor Marek Edelman.
A ponieważ doktor Edelman mieszkał w Łodzi, to zaszczepił taki pomysł, żeby tutaj też podobną organizację stworzyć. Na początku organizowaliśmy wsparcie i wyjazdy dla dzieci w ramach akcji „Podaruj Dzieciom Słońce”, później rozwinęliśmy swoją działalność. Marek Edelman nie żyje, a Bank nosi jego imię.
A.D.: W ramach swoich działać prowadzicie bardzo wiele akcji.
W.J.: Realizujemy projekty edukacyjne, które przede wszystkim uwrażliwiają na kwestię marnowania żywności. Wspólnie z Fundacją Nutricia tworzymy projekt pierwszych 1000 dni dla zdrowia. Opracowane zostały zasady odżywiania kobiet w ciąży, karmiących piersią i dzieci zaraz po urodzeniu przez pierwszych 1000 dni. Okazuje się, że to, co jemy w tym czasie, ma ogromny wpływ na zdrowie w przyszłości. Mamy grupę dietetyków z Uniwersytetu Medycznego, którzy w naszym imieniu realizują ten projekt. Porady dietetyczne są niedostępne i zazwyczaj drogie, a my dzięki temu programowi udostępniamy je naszym podopiecznym. Umawiamy spotkania w hostelach, organizacjach, uczymy mądrego odżywiania osoby gorzej sytuowane.
Zależy nam na tym, żeby ludzie nie tylko byli najedzeni, ale żeby byli zdrowo najedzeni. Zastanawiamy się nawet nad tym, czy niektóre produkty, które do nas trafiają, powinny do nas trafiać, np. chipsy, słodkie, gazowane napoje itp.
A.D.: W jaki sposób pozyskujecie żywność?
W.J.: Do tej pory mieliśmy dwa główne tory pozyskiwania żywności. Po pierwsze, od producentów, hurtowników, sklepikarzy; i jeździmy, i piszemy, i informujemy, że jesteśmy. Wtedy gdy pojawia się partia żywności, która z jakiejś przyczyny nie może trafić na rynek, to jest ona przekazywana nam. To są zazwyczaj takie sytuacje, kiedy jest problem z opakowaniem, kiedy coś się źle wydrukuje, jogurt truskawkowy zostanie wlany do kubeczków dla jagodowego itp. Wtedy my odbieramy tę żywność i szybko przekazujemy organizacjom z naszej bazy. Najczęściej trafia do nas żywność o krótkim terminie ważności i wtedy jest kilka dni na to, żeby ją rozparcelować. Dlatego działać należy bardzo szybko. Nowa rzecz, którą postanowiliśmy robić, to jest współpraca z siecią TESCO. Wymieniam z nazwy, bo tu należy się pochwała, gdyż inne sieci mogłyby robić to samo, a nie robią. A TESCO przekazuje regularnie pieczywo, warzywa i owoce. To się odbywa w ten sposób, że co drugi dzień pracownicy TESCO przygotowują produkty, które są do podziału między nasze organizacje. My jesteśmy w tym przypadku tylko koordynatorem. Organizacje już same odbierają paczki.
A.D.: W jaki jeszcze sposób pozyskujecie żywność?
W.J: Drugi model, który realizujemy, to są zbiórki żywności, które regularnie organizujemy. Dzieje się to cztery razy w roku. Świąteczna zbiórka żywności to jest akcja ogólnopolska i to jest nasze sztandarowe działanie, czyli wszystkich Banków Żywności. Ale w ostatnich latach zgłosili się do nas partnerzy i organizujemy również akcje „Podziel się posiłkiem” wspólnie z firmą Danone – to jest program mający na celu ograniczenie niedożywienia wśród dzieci.
W tym roku po raz pierwszy realizowaliśmy wspólnie z TESCO noworoczną zbiórkę żywności. I to była już inicjatywa sieci handlowej, a my realizowaliśmy to zadanie. Oni chcieli pokazać, że włączają się w takie akcje pomocowe i do tego, co zbierzemy, dodawali 20% od siebie. Czyli, do 10 ton dodawali od siebie 2 tony extra produktów wskazanych jako najbardziej potrzebne.
A.D.: Jak łodzianin, który idzie do sklepu, może Was wesprzeć?
W.J.: To jest bardzo proste. Wystarczy kupić jeden produkt więcej z listy rekomendowanej. Jeśli to jest akcja „Podziel się posiłkiem”, to są to głównie produkty dla dzieci, takie jak: mleko, płatki, soki albo produkty, które można przechować jak olej, dżem czy konserwy. Wolontariusze zachęcają, rozdają ulotki. Widać nas, więc łatwo nas wesprzeć.
A.D.: I jak to jest później przekazywane?
W.J.: Zbieranie żywności organizowane jest tak, że pod naszą egida działają różne organizacje. Są to grupy na stałe z nami współpracujące, które za pomocą swoich wolontariuszy włączają się w akcję. W ten sposób zbierają żywność dla swoich podopiecznych. To ułatwia dystrybucję, bo nie wszystko musi przechodzić przez nasz magazyn. Stworzyliśmy specjalną aplikację internetową, w której każdy wolontariusz rozlicza się z tego, co zostało zebrane w danym miejscu. To nam ułatwia sprawozdawczość. Akcje te prowadzone są w całym województwie. My dbamy o logistykę tego przedsięwzięcia. Sklepów, w których zbieramy, jest już 150, wolontariuszy 200, zatem Bank Żywności jest takim centrum koordynacji. Rozdajemy materiały promocyjne i reklamowe, dbamy o pozwolenia, kontaktujemy się ze sklepami. A organizacje już zbierają tę żywność w Kutnie, Sieradzu, Sędziejowicach, Łodzi.
Prowadzimy również akcje w Internecie, zatem mamy również ofertę na stronie: www.charytatywnie.allegro, gdzie można zakupić paczkę żywnościową dla potrzebujących.
A w ostatni weekend listopada organizowana jest świąteczna zbiórka żywności. To najbliższa akcja, w której może uczestniczyć każdy łodzianin.
Podkreślę, że w tych działaniach chodzi o żywność, ale też o wskazanie na problem, czyli z jednej strony niedożywienie, a z drugiej marnowanie żywności.
A.D.: Czy kupujecie również żywność do dystrybucji wśród potrzebujących?
W.J.: Absolutnie nie. Nie przeprowadzamy żadnych tego typu transakcji gotówkowych. Ani nie sprzedajemy, ani nie kupujemy żywności. Mieliśmy kiedyś taki przypadek, że ktoś chciał nam sprzedać produkty po groszu i mieliśmy problem. Wtedy znaleźliśmy sponsora, który kupił je w naszym imieniu i przekazał nam w darowiźnie. Tylko tak to funkcjonuje – chodzi o przekazywanie żywności, jesteśmy pośrednikiem między potrzebującymi a producentami. I tu znowu, nie trafiamy do osób indywidualnych, tylko do instytucji, które przekazują już bezpośrednio swoim podopiecznym. Idea jest taka, że organizacja, która działa w swoim środowisku, zna najlepiej problemy. Jeżeli mamy na przykład alkoholików, to nie każdy alkoholik jest biedny. Ale ta grupa wie, że tej konkretnej osobie się gorzej powodzi. Taki sposób dystrybucji jest najskuteczniejszy, jest największa pewność, że żywność trafi do najbardziej potrzebujących.
A.D.: Czy przekazujecie taką żywność, która z jakiś przyczyn nie trafia na rynek?
W.J.: Tak, ale trzeba podkreślić, że jest to żywność dobrej jakości. Często bywa, że produkty te mają krótki termin ważności, wtedy trzeba się bardzo spieszyć z dystrybucją.
A.D.: Wasze magazyny aktualnie są pełne warzyw i owoców. Skąd pochodzą te produkty?
W.J.: Teraz jesteśmy w zupełnie wyjątkowej sytuacji. Na skutek zawirowań politycznych i embarga rosyjskiego, nasze warzywa i owoce nie idą na rynek rosyjski. Producenci mają problemy. No i szczęśliwie Komisja Europejska zadecydowała, że można wygospodarować środki, które byłyby rekompensatą. Dzięki temu rolnicy przekazują produkty bezpłatnie organizacjom pozarządowym. Dostajemy naprawdę duże ilości jedzenia. Szacujemy, że do 13 października przyjmiemy około 900 ton produktów. Jest to bardzo różnorodna żywność: jabłka, marchew, brokuł, pieczarki, papryka, śliwki. Czyli, to są takie produkty, które na co dzień nie są częstymi gośćmi w magazynie Banku Żywności. Zatem, jest zdrowo i dużo.
A.D.: Macie gdzie przechowywać te produkty?
W.J.: Tak. Nasz magazyn nie jest ogrzewany, więc owoce się przechowują w odpowiedniej temperaturze. Przede wszystkim jednak cechujemy się wysoką rotacyjnością produktów. To znaczy, wjeżdża TIR i on natychmiast jest rozładowywany. Nie przetrzymujemy, mamy duże możliwości przyjęcia i dystrybucji. Przedsiębiorcy chcą nam przywozić żywność, bo przekazując ją na cele pomocowe, dostają maksymalną stawkę dopłaty. Tak skonstruowany jest ten program. I sytuacja jest wyjątkowa, bo do tej pory to my szukaliśmy producentów, a teraz to oni się do nas zwracają. Ważna jest też informacja, że rolnik nie dostanie pieniędzy za sam towar, ale za pakowanie, sortowanie i transport. Dlatego są to dla rolników wymierne korzyści. Towar ten jest odbierany przez fachowców z Wojewódzkiej Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych i sprawdzany pod względem jakościowym. Bo to może być tylko pierwszy i drugi gatunek.
W tym momencie możemy powiedzieć, że Putin spełnił ważną społeczną rolę, bo przyczynił się do tej akcji.
A.D.: A jak budżet obywatelski i fakt, że dostaliście pieniądze na realizację swoich celów, wpłynął na rozwój Banku Żywności w Łodzi?
W.J.: Bardzo mocno współpracujemy z administracją samorządową. W Łodzi jest to Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, a w województwie to Regionalne Centrum Polityki Społecznej. Obie te instytucje organizują konkursy, w których bierzemy udział i w ten sposób mamy pieniądze na utrzymanie organizacji. To są fundusze na pracowników, biura, magazyny, paliwo, utrzymanie sprzętu. Specyfiką naszej organizacji jest to, że musimy działać non stop, nie możemy zamknąć magazynów, bo skończył się projekt. Bo z jednej strony to jest żywność, a z drugiej strony to jest baza kontaktów. Jeśli my nie odbierzemy telefonu od producenta, który chce przekazać żywność, to ona pojedzie w drugi koniec Polski. Znajdą się chętni na jej odebranie. Zatem, musimy być stale dyspozycyjni. W zeszłym roku zdecydowaliśmy się wystartować w budżecie obywatelskim. To był taki sprawdzian, czy w ogóle jesteśmy potrzebni, czy to, co robimy ma sens. I okazało się, że bardzo duża liczba łodzian zagłosowała. Odzew był bardzo pozytywny. Dostaliśmy 200 tysięcy złotych, bo to jest koszt naszego całorocznego funkcjonowania. Ale wartość żywności, którą przekazujemy, to jest między 10 a 15 mln zł. Jeśli więc my kosztujemy 200 tysięcy, to jest to bardzo dobry wskaźnik.
A wracając do budżetu obywatelskiego, oczywiście ucieszyliśmy się z tych pieniędzy bardzo, ale to była duża akcja. Kosztował nas wiele pracy. Mamy oczywiście teraz niesamowity komfort funkcjonowania, ale w tym roku nie startowaliśmy. Wracamy do modelu pozyskiwania pieniędzy w konkursach.
A.D.: A jak ta sprawa powinna być rozwiązana? Jak powinien być finansowany Bank Żywności, żeby funkcjonował najlepiej?
W.J.: Powinna być stała, wieloletnia umowa z określonym minimalnym poziomem dotacji. To dawałoby nam taki oddech, spokój, że będziemy mogli funkcjonować. Byłaby to możliwość zajęcia się głównie pozyskiwaniem żywności i jej dystrybucją, bez martwienia się o absolutnie podstawowe koszty. Umowa wieloletnia dawałaby nam stabilność. Mamy pięciu etatowych pracowników, pozostali współpracownicy to wolontariusze. I jeżeli my zajmujemy się budżetem obywatelskim, promocją, drukowaniem ulotek, to nie odbieramy żywności. Ten czas powinniśmy poświęcić na realizację naszych celów.
A.D.: A jak Wam się współpracuje z miastem, z Urzędem, co się udaje, a co nie?
W.J.: Mieliśmy taki rok eksperymentalny, w którym prowadzenie Banków Żywności zdjęto z działań budżetowych i Rocznego Plany Współpracy. Prowadzenie Banku Żywności realizowane było w ramach projektu unijnego. Zdecydowanie ten model się nie sprawdził. Pieniędzy finalnie dostaliśmy mniej, z opóźnieniem i – jak to w projekcie – musieliśmy prowadzić jeszcze inne, dodatkowe działania.
Natomiast, jeżeli to zadanie wróci do budżetu, to będzie dobrze.
A.D.: Na koniec powiedz jeszcze, jak zostać waszym wolontariuszem czy wolontariuszką, jakich umiejętności potrzebujecie?
W.J.: To może być każdy. Są wolontariusze akcyjni – tu zapraszamy zwłaszcza młodzież. Dużo można się nauczyć, pomagamy, zapraszamy całe grupy. No i oczywiście można pomagać w takiej naszej codziennej pracy. To już jest na zasadzie, co kto umie, to może przyjechać i się tym podzielić. Na przykład potrzebujemy osób do rozładunku, ale też czasem szukamy tłumacza, kogoś do zrobienia plakatu, można poukładać papiery w segregatorze. Pracy jest masa, najróżniejszej. Ktoś może skonsultować naszą księgowość czy inne kwestie prawne. Potrzebujemy rąk do pracy.
Za pomoc w przygotowaniu wywiadu dziękuję wszystkim pracownikom Banku Żywności w Łodzi.
Szczególne podziękowania należą się pani Irenie Jaros oraz Pawłowi Drobnikowi i Mariuszowi Kania.
You must be logged in to post a comment.