Foodtruck = Jedzeniobus
Skoro o pasjonatach mowa… Poznajcie Laurę. Właścicielkę Papuvege. Historia powstania foodtrucka z wegańskimi burgerami jest równie ciekawa jak zabawna. Laura prowadziła kiedyś sklep internetowy z odzieżą. Gdyby nie klient, który zadzwonił o piątej nad ranem z pytaniem, czy może wymienić spodenki na inny rozmiar, Papuvege prawdopodobnie nigdy by nie postało.
Foodtracki w Łodzi mają długą historię. Jedzenie sprzedawane z przyczep „Niewiadów” czy niewielkich ciężarówek, takich jak „Żuk” i „Nysa”, pojawiło się na pewno już w latach 70. ubiegłego wieku. Najpierw były to skromne gofry z cukrem czy rurki ze śmietaną. Potem przyszła kolej na frytki i kiełbaski. Początek lat 90. to słynne zapiekanki z serem i pieczarkami. Wcześniej pyszne i chrupiące, niestety z biegiem lat przeistoczyły się w niezjadliwe seropodobne gnioty. Poza jedzeniem, w przyczepach można było kupić oranżadę w torebkach i andruty (cienkie słodkie wafle). Menu nie zadziwiało różnorodnością, ale „za komuny”, gdy na półkach stał tylko ocet, porcja frytek była prawdziwym luksusem.
Obecnie Foodtrucki przeżywają w Polsce swoją drugą młodość. Polacy pokochali jedzenie z samochodu. Oczywiście dzisiejsze restauracje na kółkach w niczym nie przypominają „koszmarków” sprzed lat. Teraz to samowystarczalne nowoczesne pojazdy, zdolne dojechać w każde miejsce w Polsce. Wyposażone w najnowsze grille czy ekspresy do kawy. Są kolorowe, pomysłowe i w większości prowadzone przez prawdziwych pasjonatów.
Skoro o pasjonatach mowa… Poznajcie Laurę. Właścicielkę Papuvege. Historia powstania foodtrucka z wegańskimi burgerami jest równie ciekawa jak zabawna. Laura prowadziła kiedyś sklep internetowy z odzieżą. Gdyby nie klient, który zadzwonił o piątej nad ranem z pytaniem, czy może wymienić spodenki na inny rozmiar, Papuvege prawdopodobnie nigdy by nie postało. Od tamtego pamiętnego telefonu, który przelał czarę goryczy, Laura myślała już tylko o otworzeniu swojego własnego jedzeniobusa.
Zaczęła od opracowania oryginalnych receptur burgerów i sosów, a swoje pomysły testowała na sobie i znajomych. Najlepsze „wynalazki” na stałe trafiły do menu. Wszystko jest przygotowane ze świeżych i naturalnych produktów. Dlatego w burgerze znajdziemy zawsze chrupiącą rukolę czy pachnącą świeżością sałatę.
Następnie Laura zajęła się foodtruckiem. Tutaj z pomocą przyszedł inny pasjonat – Bartek z Coffee Runnera, który wsparł ją swoim doświadczeniem w prowadzeniu mobilnej kawiarni i pomógł w organizacji zaplecza kuchennego. Wreszcie, po wielu miesiącach wytężonej pracy, mała ciężarówka pełna zdrowych burgerów ruszyła w miasto. Dziś stoi przy Piotrkowskiej 190 tuż pod starym Domusem.
Dość historii – złóżmy zamówienie. Każdego dnia do wyboru są trzy rodzaje burgerów. Ja trafiłem na dzień, gdy podawano je z batatem, ciecierzycą i szpinakiem oraz nowość – z kotletem z zielonego groszku. Do każdego trafia mnóstwo smacznych dodatków: suszone pomidory, oliwki, rucola czy rzodkiewka. Oczywiście jak przystało na rasowego burgera całość jest okraszona wyśmienitym sosem i zamknięta w podgrzanej chrupiącej bułce.
Burgery są naprawdę duże. Można śmiało potraktować je jako pełny, sycący obiad. Jeżeli dodamy jeszcze plaster sera wegan, stają się naprawdę kaloryczne. Oczywiście są to tylko zdrowe kalorie, ponieważ w Papuvege nie znajdziemy mięsa ani innych produktów pochodzenia zwierzęcego.
Podczas mojej wizyty zjadłem tylko jednego. Był to prawdziwy włoski przysmak z kotletem z ciecierzycy i szpinaku z dodatkiem suszonych pomidorów, oliwek i rucoli.
Mimo pokaźnych rozmiarów burgera, zjada się go dość łatwo, jednak warto wyposażyć się w garść chusteczek, ponieważ sos czasem wymyka się spod kontroli.
Choć posiłek jest całkiem obfity, po zjedzeniu człowiek czuje lekkość na żołądku, a od stołu odchodzi w poczuciu, że zrobił dla swojego organizmu coś naprawdę pożytecznego.
Laura przygotowuje także pożywne lemoniady z nasionami hiszpańskiej szałwii i liśćmi mięty. Odbywa się to naturalnie na miejscu ze świeżo wyciskanych cytryn.
Niestety dwa razy zdarzyło się, że jadąc na lunch, nie zastałem Papuvege na Piotrkowskiej. Cóż, taki jest właśnie urok mobilnych kuchni, że często odwiedzają imprezy plenerowe w Polsce. Dlatego warto śledzić ich profil na Facebooku, gdzie Laura informuje klientów o aktualnej lokalizacji foodtrucka. Mimo tych drobnych utrudnień Papuvege nie narzeka na brak klientów, a grono tych wiernych i stałych stale się powiększa… Ja od dziś także się do nich zaliczam.