Feniks sam się nie odrodzi
„Przemysły kreatywne” oraz entuzjazm mieszkańców i mieszkanek to za mało, by Łódź odrodziła się jak Feniks z popiołów. Jak pokazują przykłady innych europejskich miast potrzeba do tego znacznych zewnętrznych środków. Czy nasze miasto ma na nie szansę?
Łódź jest spośród wszystkich polskich miast najmocniej dotknięta zmianami spowodowanymi upadkiem przemysłu. Wynikało to z szeregu czynników – rozpadu Związku Radzieckiego, skutkującego utraceniem wschodnich rynków zbytu, rosnącym importem towarów z Azji. Dziś można tylko rozważać, czy większa mobilizacja społeczna, skutkująca wystąpieniami, jakie obserwowaliśmy ze strony stoczniowców czy górników, dałaby lepsze osłony socjalne masowo tracącym pracę łodzianom i łodziankom. Dane dotyczące rynku pracy, liczebności populacji, jej stanu zdrowia i długości życia czy zarobków, lokują nasze miasto zdecydowanie niżej niż Warszawę, Poznań, Wrocław, Trójmiasto, czy Kraków. Oprócz struktury łódzkiej gospodarki, względna bliskość stolicy, okazała się jednym z najważniejszych czynników ograniczających szanse rozwojowe.
Trudna sytuacja Łodzi jest wyjątkowa na tle innych polskich miast, nie jest zaś niezwykła w porównaniu z innymi miastami poprzemysłowymi Europy. W opublikowanym w 2010 roku studium transformacji zatytułowanym „O miastach-feniksach. Upadek i odrodzenie wielkich miast przemysłowych”, badacze z Wielkiej Brytanii i Niemiec (Power, A., Plöger, J., & Winkler A., (2010). Phoenix cities. The fall and rise of great industrial cities. Bristol, Portland: Policy Press) szczegółowo i wszechstronnie przeanalizowali przypadki miast, które popadły w poważne społeczne i gospodarcze tarapaty. Kłopoty Lipska, Bremy, Sheffield, Belfastu, Bilbao, Turynu, czy Saint-Etienne, miały analogiczne źródła do tych łódzkich, chociaż nie były tak drastyczne.
Badacze analizujący źródła ich upadku i odrodzenia, wskazują, że w żadnym z omawianych przypadków wewnętrzny potencjał miasta, energia mieszkańców i działania lokalnych elit politycznych nie wystarczyły, by przynieść odmianę. Sukces nie byłby możliwy bez wsparcia z zewnątrz, bez wytworzenia strukturalnych warunków, które pozwoliły odbudować się lokalnej tkance. Co z następnie umożliwiło rozwój gospodarczy w nowych realiach. Mógł to być impuls inwestycyjny dzięki środkom unijnym, jakie na wspieranie wschodnich landów uzyskał niemiecki rząd federalny (przypadek Lipska). Powstał klaster firm działających w obszarze nowych technologii komunikacyjnych, co dało zatrudnienie ponad 30 tysiącom wykształconych osób. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby cała niemiecka gospodarka nie była pod tym względem jedną z najlepiej rozwiniętych w Europie. A dzięki temu że BMW jest firmą niemiecką, która także z pozaekonomicznych przyczyn zdecydowała się na inwestycję we własnym państwie, lipscy politycy, by przyciągać tę inwestycję musieli konkurować wyłącznie z innymi niemieckimi miastami.
To wpisanie lokalnych inwestycji w nowe technologie, w szerszą ogólnokrajową strategię zwrotu ku gospodarce opartej na wiedzy (Brema, Bilbao, Turyn), inwestycje centralne związane z turystyką i kulturą oraz infrastrukturą transportową (Bilbao, Turyn), czy potężne rządowe nakłady na rewitalizację całych sektorów (Belfast, Sheffield, Saint-Etienne), pozwoliły na odrodzenie wymienionych miast. Nie bez znaczenia był też polityczny kontekst związany z zakończeniem lub załagodzeniem sporów etniczno-religijnych (Belfast, Bilbao, Saint-Etienne). Ze szczegółowych studiów wynika, że bez zasadniczych publicznych nakładów, pochodzących ze środków zewnętrznych, czy to z budżetu centralnego, czy środków unijnych, nie byłaby możliwa regeneracja i rewitalizacja tkanki miejskiej oraz poprawa gospodarczej i społecznej sytuacji wymienionych miast. Przede wszystkim dotyczy to rynku pracy. Badacze wskazują również, że to nowoczesny przemysł i wysoko specjalistyczne usługi zmieniają oblicze lokalnych rynków pracy i – w konsekwencji sytuacji społecznej, a nie spektakularne inwestycje w dziedzinie kultury mające przyciągać turystów i zmieniać wizerunek miast. „Efekt Guggenheima” związany z pojawieniem się w Bilbao słynnego na cały świat muzeum, przełożył się w dłuższej perspektywie na powstanie mniej niż tysiąca miejsc pracy w sektorze turystycznym.
Do listy opisanych przez badaczy „Miast Feniksów” można dodać fińskie Tampere, partnerskie miasto Łodzi i przedmiot moich własnych badań, które na początku lat 90. doświadczyło załamania gospodarczego porównywalnego z Łodzią. W latach 1993-1994 bezrobocie w nazywanym kiedyś „Manchesterem północy” centrum przemysłu tekstylnego oraz papierniczego sięgnęło 23 procent. Szczęśliwym dla mieszkańców Tampere trafem, cała fińska gospodarka była już jednak na torach prowadzących w stronę modernizacji, specjalizacji w dziedzinie najnowszych technologii komputerowych i telekomunikacyjnych. Proces ten rząd fiński szczegółowo zaplanował i realizował z niezwykłą, nawet w czasie kryzysu, konsekwencją. Aktywnie uczestniczyli w nim naukowcy, w tym badacze z tampereńskich uczelni, ściśle przez lata współpracujący z centrum badawczo-wdrożeniowym Nokii, znajdującym się na kampusie Technicznego Uniwersytetu w Tampere. Przemysłowe dziedzictwo Tampere powoduje, że bezrobocie wciąż jest tu dwucyfrowe, wyższe niż w innych fińskich miastach. Jednak rynek pracy wygląda zupełnie inaczej niż dwie dekady temu, dzięki pojawieniu się znacznej liczby miejsc pracy właśnie w sektorze zaawansowanych technologii, przynoszących wyższe dochody i pracownikom i miastu. Gdy przeżywająca poważne kłopoty Nokia ogłosiła plan zredukowania zatrudnienia w swych laboratoriach w Tampere o połowę, zgodnie z tradycjami państwa opiekuńczego, miasto wraz z Uniwersytetem opracowało program osłon i szkoleń dla 2000 zwalnianych pracowników. Okazało się jednak, że tym razem nie był on potrzebny. Lokalny i regionalny rynek pracy wchłonął wysoko wykwalifikowanych inżynierów niemal natychmiast. W Tampere można wskazać cenne inspiracje dotyczące społecznych programów rewitalizacji „z ludzką twarzą”, dbającej w pierwszej kolejności o mieszkańców miasta. Dawne tereny przemysłowe stają się przestrzeniami publicznymi, pełniącymi funkcje raczej kulturalne i edukacyjne niż stricte komercyjne. Jednak znów, nie wynika to wyłącznie z pomysłów lokalnych władz, lecz raczej z dominującej w Finlandii socjaldemokratycznej kultury politycznej stawiającej dbałość o dobro wspólne i jakość życia obywateli wśród realnie realizowanych priorytetów.
W kontekście sytuacji lokalnej Łodzi oraz relacji między jej obecną pozycją, a działaniami polskich władz centralnych, tego typu konkluzje nie brzmią niestety optymistycznie. Wydaje się, że aby przełamać impas, w którym miasto się znajduje, powinno być ono objęte wsparciem z pułapu rządu centralnego. Być może podobnym priorytetowym programem jak ten skierowany na polską ścianę wschodnią, zasilany strumieniem finansowym z pieniędzy unijnych. Korzystne z punktu widzenia wizerunku miasta działania na rzecz przemysłów kreatywnych, sektora kultury (festiwale, design, moda) są zbyt niszowe, by przynieść korzyść większości mieszkańców dotkniętego strukturalnym kryzysem miasta. Zasadnicze inwestycje w budowę infrastruktury związanej z nowymi technologiami, które mogłyby przynieść wzrost liczby wartościowych miejsc pracy, są jednak mało realne bez wsparcia z zewnątrz – impulsu finansowego, który uruchomi lokalny potencjał. W gospodarce będącej systemem naczyń połączonych, miasto dotknięte poważnym kryzysem, nie jest w stanie podjąć tego typu działań samodzielnie.
Na zdjęciu: Miasto-Feniks – Tampere, przykład miasta, które stanęło na nogi dzięki dominującej w Finlandii socjaldemokratycznej kulturze politycznej.
Fot. Wojciech Woźniak. Fot. Riku Kettunen. Na licencji CC BY-NC-ND 2.0.
You must be logged in to post a comment.