Drifting po łódzku

Bokiem przez Łódź
W tym mieście już nie musisz być za Widzewem albo za ŁKS-em. Nie musimy walczyć na murawie, bo osiągamy sukcesy na asfalcie. Łódź jest bowiem w czołówce DRIFTINGOWEJ ligi krajowej, a nawet europejskiej. Mamy się czym pochwalić.
Czym jest drifting?
Na pierwszy rzut oka wygląda na „szpanerskie” wyścigi zgrzytających oponami małolatów. Ale tak nie jest, nikt nikogo nawet nie stara się wyprzedzić. Drifting to nowy i bardzo dynamicznie rozwijający się sport motorowy, zdobywający coraz więcej kibiców, ze względu na swą widowiskowość. Istotą dyscypliny jest kontrolowany przejazd auta w poślizgu bokiem. Samochód musi posiadać napęd na tylną oś, piekielną moc i zapas kilku kompletów kół ubranych w opony wysokiej jakości. Prędkość samochodów nie gra tu pierwszoplanowej roli, ale jest również składnikiem techniki i oceny. Generalnie chodzi o to, żeby przejechać krętą trasę bokiem, nie „odprostowując” (to oficjalne określenie w tej dyscyplinie) ani razu. Sędziowie analizują płynność poślizgu, kąty, prędkość wejścia w zakręty i kilka innych kryteriów powodujących, że dyscyplina jest widowiskowa i wywołuje wulkan emocji u kibiców.
Zawodnicy
To sport, w którym na jednych zawodach startują mężczyźni i kobiety, zawodnik znany z Rajdów Dakar, trzynastolatek czy kierowca używający do prowadzenia auta nóg po amputacji obu rąk. I wszyscy mają równe szanse, poziom każdego z wymienionych jest bardzo wysoki, wyrównany i wymaga perfekcyjnego wyczucia samochodu.
Kto raz był i widział, zapamięta na długo. Kto poszedł drugi raz… przepadł.
Łódź ma sukcesy
I tu problem! Wygrywamy z Team’ami z Warszawy czy Torunia, nie posiadając praktycznie żadnego oficjalnego zaplecza. Jest w tym mieście coraz więcej głosów: „zalać stadiony asfaltem”. Róbmy to, co nam się udaje. I jest też inicjatywa „Tor dla Łodzi”. Próbkę takiego działania driftingowi kibice mogli podziwiać w lipcu w Toruniu. Jeden z najnowocześniejszych na świecie żużlowych torów – Unibax – posiadający trybuny dla 15 tysięcy widzów, został na 3 dni pokryty nawierzchnią drogową najwyższej jakości i wypełniony kibicami w dniu finałów niemal po brzegi. Prace drogowe wykonała firma z okolic Łodzi, która jednocześnie sponsoruje uznanego łódzkiego zawodnika Mariusza „Włodana” Włodarczyka. I nikt nie wspomniał o jakichkolwiek dotacjach od miasta!
Łódź, mimo braku w tym sezonie jednolitego Teamu czy mocnego sponsora, posiada zawodników, którzy rywalizują na równi z drużynami wspieranymi przez bardzo uznane ogólnopolskie koncerny. A nawet przyjmują najpojemniejsze puchary na najwyższych stopniach „pudła” w kilku klasyfikacjach.
Tor dla Łodzi
Chwalmy się tym i wspierajmy, chociaż może brzmi to dla wielu z nas kompletnie abstrakcyjnie. Już nie tak bardzo abstrakcyjne jest, gdy spojrzymy obiektywnie, jak popularni są łódzcy drifterzy na tle innych lokalnych sportowych przedsięwzięć. Krótko: Jakub „Musk” Tatara ma na facebooku 25 tysięcy fanów, Widzew ma fanów 85 tysięcy przy nieporównywalnych kompletnie nakładach na swą sportową działalność. Dlatego warto popierać i wspierać inicjatywę „Tor dla Łodzi”, zainicjowaną właśnie przez łódzkie środowisko drifterów. Temat jest poważny i rozwojowy. Trwają poszukiwania gruntu w województwie łódzkim, mile widziane jest zainteresowanie władz miasta, województwa, ale przede wszystkim prywatnych inwestorów. W Łodzi musi wcześniej lub później powstać obiekt, dzięki któremu będzie można szkolić technikę jazdy. Taki autodrom istnieje przy lotnisku na warszawskim Bemowie. Na co dzień można tam trenować z instruktorem szybką jazdę czy sprawdzić zachowanie się auta na płytach poślizgowych. W Łodzi możliwe jest połączenie w takim obiekcie zarówno centrum szkoleniowego dla zwykłego Kowalskiego jak i zaoferowanie alternatywy dla sportowców, którzy do dyspozycji tak naprawdę mają w Polsce wyłącznie jeden prawdziwy tor w Poznaniu.