Dorastanie z książką
Anna Jurek: Od kilku lat prowadzisz księgarnię i kawiarnię „Litera”. Przychodzą do Ciebie rodzice, żeby wybrać książkę dla dziecka, które ma określoną wrażliwość, zainteresowania, a czasem bardzo już sprecyzowane upodobania czytelnicze. Jakie pozycje polecasz?
Beata Cyperling: Zawsze zwracam uwagę na to, czego klient potrzebuje. Jeśli ktoś chce kupić książkę Brzechwy, to nie będę przekonywać do Tuwima. Jeśli szuka wierszy, szukam pozycji odpowiedniej dla wieku dziecka i sposobu myślenia rodzica. Bardzo staram się dopilnować, żeby książka była atrakcyjnie wydana, miała ciekawe ilustracje, żeby treść była właściwa dla dziecka i rozwijała językowo. Lubię klasyków, ale polecam też nowe tytuły. Najbardziej cenię książki, które są interesujące zarówno dla 2-latków jak i 10-latków, oraz – co bardzo ważne – polubią je rodzice. Także im czytanie powinno sprawiać przyjemność.
Rola książki w życiu dziecka może być ogromna – od pobudzania wyobraźni, przez rozwijanie wrażliwości emocjonalnej i estetycznej, do kształtowania myślenia o sobie, relacji z innymi i ze światem. Zapytam Cię o pozycje, które poleciłabyś rodzicom dzieci w trzech grupach wiekowych. Zacznijmy od tych w wieku 2-4 lata.
BC: Znakomita jest seria „Panama” Janoscha. Są to historie z życia Misia i Tygryska, które opowiadają o relacjach między zwierzętami. Książki są bardzo ładnie zilustrowane, napisane prostym, nieinfantylnym językiem i bardzo dobrze przyjmowane przez dzieci.
Lubię także cykl książek o Albercie, np. „Nieźle to sobie wymyśliłeś, Albercie” albo „Pospiesz się, Albercie” autorstwa Gunilli Bergström. Głównym bohaterem opowiadań jest trochę dziwny chłopiec w wieku przedszkolnym, który na co dzień mierzy się z problemami typowymi dla swojego wieku: wstyd, robienie bałaganu, problemy z zasypianiem. Dzieci czytające te historyjki widzą, że podobnie jak Albert, także one doświadczają wielu trudnych emocji: smutku, złości, strachu. Ale też dowiadują się, że te uczucia są ważne, mówią wiele o nas i naszych relacjach z innymi. A co szczególnie ważne, poznają sposoby na ich oswojenie.
Z dużą przyjemnością wracam także do historii o Pomelo, różowym słoniu wymyślonym przez Ramona Bădescu i Benjamina Chauda. To jest zupełnie wyjątkowa pozycja. W serii pojawiało się kilka tytułów, w tym: „Pomelo śni”, „Pomelo i przeciwieństwa”, „Pomelo jest zakochany” czy „Pomelo ma się dobrze pod swoim dmuchawcem”. Kontakt z niezwykłym klimatem opowiadań pozwala dziecku wyciszyć się i skoncentrować. Pobudza wyobraźnię, wzbogaca słownik dziecka, uczy zauważać i nazywać piękno w małych rzeczach. Refleksje Pomela zawierają się w krótkich, zaskakujących stwierdzeniach: „Pomelo śni sny niemożliwe” albo „Pomelo śni sny, w których pod jest nad”. Gdy zawładnęło nim wielkie uczucie, dowiadujemy się, że Pomelo zakochał się w siódmej rzodkiewce w 12 rzędzie. Każda z książeczek zaskakuje i dzieci i dorosłych swoim specyficznie abstrakcyjnym poczuciem humoru.
Warto też zwrócić uwagę na serię przygód o Nusi napisanych przez Piję Lindenbaum, np. „Nusia i wilki”, „Nusia i baranie łby”. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy z rodzicami na plaży, nudzimy się i musimy się zorganizować. Jak się tego nauczyć? Nusia to potrafi. Ma też wspaniałą umiejętność organizowania zwierząt i siebie wśród nich. Przykład? Stojąc na skraju lasu Nusia ustawia wilki w szeregu i organizuje im zabawę. Bardzo twórczą, zaznaczmy. Jeden tata powiedział mi, że po przeczytaniu Nusi, ich córka z radością wkładała swoją głowę psom do pysków, co oznacza, że…
Trzeba ją czytać z komentarzem rodzicielskim.
BC: Właśnie tak (śmiech). Dzieci bardzo lubią Nusię, bo ona pokazuje im, że można się bawić samemu, że dobrze jest umieć organizować sobie czas we własnym zakresie.
Przejdźmy do czytelników i czytelniczek trochę starszych w wieku od 5-7 lat. Jakie masz dla nich propozycje?
BC: Na przykład świetnie zrobiony reprint książek Marii Terlikowskiej: „Przygody kropli wody” i „Chodzi mucha po globusie”. Obie napisane językiem lekko rymującym się, więc bardzo atrakcyjnym dla tych, którzy zaczynają czytać. Te teksty właściwie się śpiewa. Z pierwszej książki dowiadujemy się, co dzieje się z kroplą wody wychlapaną z wiaderka, która w różnych formach: pary wodnej, chmury itd. podróżuje po świecie. W drugiej, podróżujemy z muchą po globusie i uczestniczymy w bardzo zabawnej lekcji geografii. Obie książki ilustrował Bohdan Butenko, co oznacza, że ilustracje są na najwyższym poziomie.
Ciekawą pozycją są także „Mapy. Obrazkowa podróż po lądach, morzach i kulturach świata” Aleksandry i Daniela Mizielińskich. Dzięki tej książce dzieci uczą się czytania map i zdobywają wiedzę na temat innych kultur. Uważam ją za szczególnie ważną, ponieważ w związku z rozwojem technologii zatracamy umiejętność korzystania z map. Podążając za GPS-em widzimy tylko fragment drogi, wyrwany z szerszego kontekstu. Tracimy obraz całości. Z twórczości Mizielińskich polecam też „Miasteczko Mamoko” – graficzną opowieść o jednym dniu w miasteczku, w którym dzieje się równolegle wiele historii. Oglądając piękne plastycznie i bogate w szczegóły ilustracje możemy sami układać opowieści o życiu mieszkańców Mamoko, wzmacniając naszą spostrzegawczość i wzbogacając wyobraźnię.
Ważną postacią z klasyki literatury polskiej dla dzieci jest Dorotę Gellner, która pisze krótkie, celnie spuentowane, lekko rymowane historie. Zanim zdążą się znudzić, już się kończą (śmiech), ale otwierają furtkę dla dopowiedzenia dalszego ciągu, z czego dzieci chętnie korzystają. Nie zawiodą się też, czytając np. „Czekoladki dla sąsiadki”, „Wścibskich” czy „Zaklętą uliczkę”.
Jestem fanką książek Toon’a Tellegen’a, a przede wszystkim tych dwóch: „Nie każdy umiał się przewrócić” i „Urodziny prawie wszystkich”. Są to krótkie, lekko filozofujące opowiadania. Co ważne, Tellegen uczy abstrakcyjnego myślenia, tworząc wielowarstwowe opowiastki, które są ciekawe dla osób w różnym wieku, od dzieci po dorosłych. Jedna z historii opowiada o mrówce, która pisze list do wiewiórki – prosi, żeby przyszła, bo ma jej coś ważnego do powiedzenia. Kiedy wiewiórka przychodzi, mrówka mówi: „Jednak nie mogę Ci tego powiedzieć, mogę to tylko napisać”. Wiewiórka wraca więc do domu, a mrówka, pisząc list, uświadamia sobie, że nie może tej ważnej rzeczy także napisać. Wszyscy tego czasem doświadczamy: trudności z wyartykułowaniem emocji czy myśli ważnych, ale trudnych. Jednocześnie Tellegen pisze bardzo zabawnie i zaskakująco nawet dla dorosłego czytelnika.
Trzecią grupą wiekową są młode osoby w wieku 7-12 lat. Bardziej świadome swoich upodobań czytelniczych, często samodzielnie wybierający lektury, ale też kierujący się modą, czyli tym, co czytają ich rówieśnicy i rówieśniczki. Na jakie tytuły zwróciłabyś ich uwagę?
BC: Wszystkie dzieci powinny przeczytać „Niekończącą się historię” i „Momo” Michaela Ende. Bez względu na to, czy są dziewczynkami, czy chłopcami. Pierwsza opowiada o chłopcu z naszego świata, który czytając książkę, właśnie „Niekończącą się historię”, trafia do krainy fantazji pożeranej przez Nicość. Aby ją uratować, musi stać się bohaterem opowieści. Książka jest bardzo baśniowa, rozwija wyobraźnię, pobudza do filozoficznego myślenia. Druga opowiada o małej dziewczynce Momo, która jako jedyna może uratować ludzi przed złodziejami czasu. Pomimo tego, że została opublikowana na początku lat 70. XX wieku, nadal pozostaje bardzo aktualna. Współcześnie jesteśmy okradani z czasu, przede wszystkim przez nowe technologie. Widzę to po sobie, jak często zaglądam do komórki, sprawdzam, czy nie dostałam jakiejś wiadomości, czy ktoś nie dzwonił. Dlatego polecając książki dla dzieci, unikam tych, w których oswaja się nowe technologie, takie jak komputer czy tablet. Pozwólmy dzieciom, przynajmniej do 7. roku życia, odpłynąć w czas bez technologii: telefonów, ipodów, gadżetów. Pokażmy im, że da się bez tego żyć.
Dziewczynki zachęcam do przeczytania „Malutkiej czarownicy” Otfried’a Preussler’a. Jest to jedna z moich ulubionych książek. Opowiada o małej czarownicy, której nie udają się złe czary, co jest powodem wykluczenia jej z grona „prawdziwych”, dorosłych czarownic. Próbując odnaleźć się w tej sytuacji, malutka czarownica uczy się cieszyć z tego, co ma, zamiast martwić się tym, czego nie ma. Zresztą, właśnie dzięki temu nawiązuje wartościowe relacje. Ta historia uczy widzieć szklankę do połowy pełną – wykorzystywać to, co się potrafi i cieszyć się tym. Ale też, bardzo kreatywnie radzić sobie z wykluczeniem.
Mówisz, że ta książka jest dla dziewczynek. Czy polecając lekturę, pytasz o płeć odbiorcy?
BC: Najczęściej kupujący sami mówią o tym, dla kogo ma być książka. Jeśli szukamy czegoś dla dzieci w wieku 1-3, to w zasadzie nie pytam. Na tym poziomie to nie ma znaczenia, szczególnie jeśli bohaterami są zwierzęta. Potem dzieci siłą rzeczy utożsamiają się z postacią. Chłopcom łatwiej się utożsamić z chłopcem – bohaterem, dziewczynkom z bohaterką. Choć, jak pokazuje doświadczenie, rodzice częściej kupią dziewczynce książkę, w której główną postacią jest chłopiec, niż na odwrót.
Czy znasz książkę, którą równie chętnie czytają dziewczynki i chłopcy?
Tak, to „Biuro detektywistyczne Lassego i Mai” autorstwa Karl Martin Widmark i Helena Willis. Chłopiec i dziewczynka przeżywają przygody detektywistyczne. Oboje muszą wykazać się inteligencją, sprytem, odwagą. Przy czym ta relacja jest bardzo przyjacielska i – wbrew naszym przyzwyczajeniom kształtowanym przez popularną kulturę – to nie jest relacja miłosna. Po prostu partnerska. Dzieci śledzą uważnie pojawienie się kolejnych tomów tej serii, bo bardzo ją lubią. I jeśli ktoś kupuje tę książkę np. dla swojego dziecka i dziecka znajomych, to zachęcam do kupienia dwóch różnych części, bo dzieci wymieniają się nimi.
Polecisz jeszcze jakąś polską pozycję?
BC: Bardzo spodobała mi się „Pestka, drops, cukierek. Liczby kultury” Grzegorza Kasdepke, która wyjaśnia podstawowe pojęcia ekonomiczne i zależności między nimi. Czym jest bon, weksel, konto, bank? Dlaczego ktoś ma nadwyżkę lub deficyt? Dlaczego jedni są biedni, a inni bogaci? O tym wszystkim można się dowiedzieć, poznając historię Julki, Łezki i Uśmieszka.
Czy są lektury, przed którymi przestrzegasz?
BC: Właściwie uważam, że każdy kontakt z książką jest wartościowy. Dobrze, jeśli dziecko wie, że książka ma okładkę, kartki, tytuł, ilustracje, opowiada historię, ma bohatera. Nie lubię zdrobnień, infantylizmów i narracji, w której małego czytelnika traktuje się z góry. Z dystansem podchodzę do typowych disnejowskich obrazków i brokatu na okładce, ale rozumiem, że są takie fazy rozwojowe dziecka, kiedy będzie to wymarzona lektura. Ważne, że czyta.
W czasie naszego kolejnego spotkania chciałabym porozmawiać o książkach, które dotyczą trudnych tematów, takich jak: niepełnosprawność, choroba, śmierć, które potrafią je oswajać w mądry sposób. Co o tym sądzisz?
BC: W porządku, zmierzmy się z tym.
Informacje o księgarni można znaleźć tutaj: www.facebook.com/litera.cafe
—
Przez cały czerwiec będziemy publikować krótkie wywiady z osobami publicznymi, które opowiedzą o tym, jakie książki czytali i czytały w dzieciństwie. Jako pierwsza o swoich czytelniczych wyborach opowie Hanna Zdanowska, Prezydent Miasta Łódź.
2 komentarze
[…] Dorastanie z książką […]
[…] Dorastanie z książką […]