Dokąd zmierzasz budżecie obywatelski?
Kolejne, ograniczające zasady budżetu udowadniają jedynie, że Urząd Miasta Łodzi nie ufa wcale mieszkańcom i mieszkankom – cała idea budżetu chwieje się i sypie w posadach. Nadal próbując dostosować budżet obywatelski do nikłej liczby prawdziwych „obywateli”, możemy dojść do skrajnego i absurdalnego wniosku: największą bolączką całej procedury jest współdecydowanie mieszkańców i mieszkanek, bo to oni wszyscy stwarzają problemy.
Zakończyła się właśnie kolejna, czwarta już edycja budżetu obywatelskiego w Łodzi. Budżet co roku się zmienia, w każdej kolejnej edycji pojawiają się nowe zasady, które mają mieć pozytywny wpływ na jego wyniki i które powinny rozwiązywać pojawiające się problemy. Dlaczego zatem ciągle mówimy o zbyt dużej liczbie instytucji i placówek miejskich wygrywających w głosowaniu, dlaczego znowu problemem jest „szczelność” głosowania i sięgająca 10% liczba nieważnych głosów? Oczywiście, możemy wypominać nieuczciwość szkołom, przychodniom i im podobnym placówkom. Możemy zarzucać wykorzystywanie cudzych danych osobowych i głosowanie za kogoś, powodujące nieważność głosów, tym złym ludziom, którzy egoistycznie chcą pieniędzy na swoje projekty. Trzeba nadal rozmawiać o kolejnych zmianach w procedurze: o lepszym zabezpieczeniu głosowania przez wyeliminowanie jego papierowej wersji, o wyłączeniu jednostek edukacyjnych z budżetu obywatelskiego (najlepiej w ogóle), o wprowadzeniu dodatkowo głosowania negatywnego. Najgorsze jest to, że dyskutujemy o tym już po raz czwarty. Znów pojawiają się pomysły, by procedurę budżetu obywatelskiego zmieniać, uczynić ją jeszcze bardziej restrykcyjną. Jak dotąd nic z tego nie wynikło. Mieszkańcy i mieszkanki miasta zawsze znajdują sposób, by ominąć reguły i „grać na siebie”. Budżet obywatelski trzeba zmieniać – bez wątpienia. Nie jest to procedura, którą można opracować raz i korzystać z niej po wsze czasy. Czemu? Ponieważ zmieniają się realia społeczne, oczekiwania, potrzeby mieszkańców, poziom ich obywatelskiej świadomości, możliwości finansowe samego miasta. Zgłaszane są inne projekty i inne miejsca potrzebują dofinansowania. Naturalnie, zmiany w budżecie powinny także naprawiać błędy i minimalizować nadużycia. Pytanie brzmi: czy rzeczywiście kłopoty łódzkiego budżetu są wynikiem złej procedury? Wydaje się, że niekoniecznie.
Partycypować, czyli co?
Wrócę na chwilę do początku idei budżetu obywatelskiego. To proces, w którym mieszkańcy i mieszkanki mogą współdecydować o wykorzystaniu pewnej puli środków z budżetu miasta. Taki demokratyczny proces wyboru najważniejszych dla danej wspólnoty projektów powinien opierać się na dyskusji i zaangażowaniu mieszkańców. Znaczenie budżetu obywatelskiego dla danej społeczności można postrzegać w dwójnasób: może być dodatkowym narzędziem rozwijającym demokrację w mieście czy w regionie, może także być narzędziem nauki demokracji dla społeczności, które dopiero ją odkrywają. W pierwszym przypadku, budżety partycypacyjne pozwalają na dodatkowe wzmocnienie głosu mieszkańców i mieszkanek – pod warunkiem, że pozwala im na to wypracowana świadomość obywatelska i zaangażowanie w życie miasta. W drugim przypadku natomiast, budżet obywatelski doskonale wręcz uczy, że warto się angażować i współdecydować, że głos pojedynczych osób ma przełożenie na jakość życia w mieście, i wreszcie, że świadome działanie na rzecz swojej wspólnoty pozwala na poprawienie komfortu życia, budowanie więzi i wzmocnienie lokalnego poczucia przynależności. To wymaga jednak wielu działań edukacyjnych i informacyjnych toczących się równocześnie z procedurami budżetu obywatelskiego. Tylko tak można naprawdę wyjaśnić, o co chodzi i jak to powinno działać. Gdy przyjrzeć się, jak budżet obywatelski został wprowadzony w Łodzi i jakie zmiany są w nim dokonywane, można by pomyśleć, że społeczeństwo naszego miasta ma najwyższe wskaźniki postaw obywatelskich na świecie. Jeszcze trzy lata temu socjologiczne badania wskazywały, że Łódź jest pod tym względem na szarym końcu listy miast w Polsce, o krajach Europy Zachodniej nie wspominając. Czwarta edycja, po raz kolejny pokazuje efekty tego przeszacowania – ilość projektów instytucjonalnych jest przytłaczająca, ilość nadużyć przy głosowaniu jest olbrzymia. Natomiast, jeżeli spojrzeć na statystyki projektów stricte obywatelskich, to jest ich właściwie garstka. Żadna z tych kwestii nie jest jednak tak naprawdę problemem. Jest skutkiem. Efektem braku działań edukacyjnych, informacyjnych, szeroko zakrojonych kampanii wspierających rozwój demokracji uczestniczącej odwołujących się do samego budżetu. Krótko mówiąc, budżet obywatelski w tej chwili jest dla jego organizatorów celem samym w sobie. Miasto zmienia procedurę z każdym rokiem tak, by eliminować doraźne kłopoty i zwiększać frekwencję, zarówno na poziomie składania wniosków, jak i głosowania. A to w końcu pęknie, rozsypie się – w ten sposób problemów nie da się rozwiązać. Frekwencja nie będzie wzrastać w nieskończoność, zwłaszcza przy coraz liczniejszych głosach krytyki. Albo zaczniemy uczyć mieszkańców i mieszkanki Łodzi, w jaki sposób wykorzystywać budżet obywatelski i jak działać na rzecz wspólnoty, albo przyznajmy otwarcie: budżet obywatelski to zwykłe narzędzie PR-owe miasta zorientowane na ładny wygląd wykresów i słupków związanych z zaangażowaniem łodzian i łodzianek w życie miasta.
Ilość – nowa jakość?
Na infografikach i w materiałach promocyjnych budżet obywatelski w Łodzi wygląda imponująco – ponad 1600 zgłoszonych propozycji zadań, około 170 tysięcy głosujących w ostatnim etapie. Takie statystyki rzeczywiście dają miastu czołową pozycję w Polsce. Spróbujmy jednak zastanowić się, skąd te budzące podziw liczby. W tym roku formularz zgłoszeniowy został uproszczony. Oficjalnie po to, by zainteresowanym jeszcze bardziej ułatwić składanie propozycji – opis pomysłu ograniczono do sześćdziesięciu słów, znikła z formularza informacja o możliwości dodania załączników dodatkowo opisujących projekt. Faktycznie było zdecydowanie łatwiej – propozycja zadania nie wymagała praktycznie żadnego zaangażowania ze strony autora bądź autorki. Dla tych, którzy chcieli przygotować swój projekt rzetelnie, formularz stał się powodem frustracji. Zmiany w nim były zdecydowanie dobrym posunięciem, jeżeli ocenimy budżet obywatelski na podstawie słupków i wykresów i uznamy go za narzędzie PR-owe miasta. A jaki to miało wpływ na wspomnianą wcześniej dyskusję obywatelską i zaangażowanie mieszkańców i mieszkanek w życie Łodzi? Napisanie 60 słów to żaden problem, żaden wysiłek – projekt można było przygotować w 15 minut. I natychmiast o nim zapomnieć. To przykre, bo budżet obywatelski powinien rozwijać i stymulować obywatelskie zaangażowanie – więcej pracy nad pomysłem, pełniejsze opracowanie i przemyślenie, poprawiłoby jego jakość, co więcej, budowałoby odpowiedzialność za zgłoszoną inicjatywę i przywiązanie do niej. We wcześniejszych latach projektów było mniej, były jednak lepsze jakościowo – zawierały wizualizacje, plany, opinie i zdjęcia. Autorom, którzy włożyli wysiłek w ich przygotowanie, naprawdę na nich zależało. W tym roku zadania stały się bardziej bezosobowe. Dodatkowym powodem zwiększenia frekwencji i jednocześnie obniżenia jakości projektów był maraton pisania zadań do budżetu obywatelskiego w łódzkim Planetarium. Napisz wniosek – dostaniesz bilet na pokaz to świetny pomysł, tylko nie do końca chodziło o to, by na szybko napisać cokolwiek i popatrzeć na gwiazdy. Skrócony formularz oraz nagroda za jego wypełnienie, to działania obliczone na zwiększenie ilości propozycji zadań. W pierwszym etapie kampania informacyjna została ograniczona do minimum, a jej promocja właściwie nie zaistniała. Nie było to zresztą potrzebne – urzędnicy znaleźli sposób, by poradzić sobie także z najtrudniejszą dla wnioskodawcy częścią projektu – kosztorysem. Napisz swój pomysł – urzędnicy pomogą Ci przygotować formularz – tak brzmiała informacja na stronach facebookowych związanych z budżetem. Zgłoszono około stu pomysłów. Po powierzchownej weryfikacji ich wykonalności prowadzonej przez Biuro ds. Partycypacji Społecznej, organizacja pozarządowa odpowiedzialna za kampanię edukacyjną miała za zadanie opracowanie praktycznie całego formularza. Mieszkańcy i mieszkanki otrzymywali wypełnione kosztorysy i opisy merytoryczne. Oczywiście, mogli spersonalizować swoje projekty. Jedyne co tak naprawdę musieli zrobić, to dołączyć listę piętnastu podpisów.
Edukacja? A po co to komu?
Podobnie jak w poprzednich latach Urząd Miasta Łodzi ogłosił konkurs dla organizacji pozarządowych na przygotowanie kampanii informacyjnej i edukacyjną. Wysokość środków przeznaczonych na te działania wyniosła „aż” 36 tysięcy złotych. Dla porównania, kampania pierwszej edycji budżetu obywatelskiego kosztowała 200 tysięcy. Wszystko odbyło się tak jak w poprzednich latach – organizacja zapewniła punkt konsultacyjny, „mobilne godziny doradcze” (spotkania informacyjne i usługi doradcze „na życzenie”) oraz spotkania w formie maratonów pisania zadań. Przez dwa tygodnie funkcjonowania usług doradczych, na telefon konsultacyjny zadzwoniło mniej więcej pięć osób. Tyle samo odwiedziło punkt konsultacyjny osobiście. Dlaczego? Za promocję kampanii odpowiedzialne było miasto – w żadnym materiale informacyjnym i promocyjnym nie pojawił się numer telefonu konsultantów. Numer, który był umieszczany na plakatach, łączył natomiast z centralą telefoniczną Urzędu Miasta Łodzi dzięki czemu oczywiście można było dotrzeć do właściwej komórki merytorycznej, wymagało to jednak sporo cierpliwości i zaangażowania. Podobnie było w przypadku maratonów pisania wniosków – informacja na ich temat właściwie nie pojawiła się w oficjalnych komunikatach miasta. Poza jednym – maratonem pisania zadań w Planetarium, o którym informowano kilkakrotnie na konferencjach prasowych oraz za pośrednictwem mediów społecznościowych. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jakakolwiek kampania informacyjna i edukacyjna, dotycząca budżetu obywatelskiego i jego pierwszego etapu, nie była miastu potrzebna. Działania zostały zrealizowane zgodnie z przedstawioną ofertą, mało kto jednak je zauważył i wziął w nich udział. Ponownie odniosę się do idei budżetu obywatelskiego oraz aktualnych dyskusji o nim: w jaki sposób mieszkańcy i mieszkanki Łodzi mogą rozwijać swoje zainteresowanie budżetem obywatelskim, a pośrednio uczyć się współdecydowania o mieście i aktywnych postaw obywatelskich, skoro żadna informacja na ten temat do nich nie dociera? Przekaz, który towarzyszy budżetowi obywatelskiemu na poziomie materiałów promocyjnych, jest prosty: złóż propozycję, popraw swoje miasto. Budżet niestety tak nie działa. Taki sposób komunikacji, zamiast współdecydowania, sugeruje relację na poziomie urzędnik-petent: powiedz nam, czego potrzebujesz, my zobaczymy, co da się zrobić. Gdzie przestrzeń na wspólne i wspólnotowe działanie? Co więcej, ten mechanizm stawia autorów i autorki zadań w roli swoich konkurentów w grze o pieniądze, nie w roli aktywistów zaangażowanych we wspólne działanie na rzecz swojego otoczenia. To nie wszystko. Brak edukacji widoczny jest także w jeszcze jednym miejscu: jakim sposobem szkoły są w stanie składać kolejne projekty do budżetu obywatelskiego, gdy projektów uczniowskich, poza kilkoma wyjątkami, praktycznie nie ma? Rozwinięta edukacja obywatelska na poziomie szkół pozwoliłaby wziąć udział uczniom i uczennicom w tym przedsięwzięciu bardziej świadomie. Przecież budżet jest także kierowany do nich. Tymczasem coś poszło nie tak – nauczyciele, którzy przychodzą na spotkania informacyjne, nie przekazują wiedzy dalej. Uczniowie nie składają swoich wniosków, bo w wielu przypadkach nie są nawet świadomi, że mogą to zrobić. Wiedzą natomiast, że otrzymają dobrą ocenę, jeśli zdobędą głosy na swoją szkołę. To poważna sprawa wynikająca z braku edukacji. Uczeń, który zbiera podpisy i dane osobowe pod projektem zgłoszonym przez szkołę, działa de facto niezgodnie z prawem – pesel, imię i nazwisko, adres zamieszkania, to przecież dane wrażliwe. Z drugiej strony, osoby, które zgadzają się podpisać kartę do głosowania na ulicy, nieświadomie udzielają tych danych osobom trzecim, co także nie powinno mieć miejsca. Dlaczego to robią? Po pierwsze, nie wiedzą, że danych wrażliwych nie należy podawać, po drugie, nie znając idei budżetu obywatelskiego, chcą pomóc dzieciakom. To taka pozorna obywatelska postawa – pomagam szkole, więc robię przecież dobrze. Edukacja jest w tym przypadku kluczem, by robić lepiej.
Nie tędy droga – wracajmy
Żadna zmiana w procedurze budżetu obywatelskiego nie jest w stanie wyeliminować projektów szkolnych, nieważnych głosów i wszelkich innych działań, mających negatywny wpływ na ocenę inicjatywy. To całkiem proste – budżet opiera się na zaufaniu, bazuje na zaangażowaniu mieszkańców i mieszkanek, i założeniu, że Ci korzystają z niego w dobrej wierze i na rzecz wspólnoty. Kolejne, ograniczające zasady budżetu udowadniają jedynie, że Urząd Miasta Łodzi nie ufa wcale mieszkańcom i mieszkankom – cała idea budżetu chwieje się i sypie w posadach. Nadal próbując dostosować budżet obywatelski do nikłej liczby prawdziwych „obywateli”, możemy dojść do skrajnego i absurdalnego wniosku: największą bolączką całej procedury jest współdecydowanie mieszkańców i mieszkanek, bo to oni wszyscy stwarzają problemy. Co zrobić? Jeżeli uczniowie będą mieli świadomość, że sami mogą złożyć swoją propozycję i nie dadzą się wykorzystywać nauczycielom, sami być może zabiorą się do pracy, zaczną ze sobą rozmawiać i tworzyć zadania. Jeżeli wyjaśnimy mieszkańcom i mieszkankom, czym jest budżet i dlaczego swoich danych osobowych nie należy lekkomyślnie przekazywać komukolwiek, każdy zastanowi się dwukrotnie, nim podpisze otrzymaną na ulicy kartę. Chcąc zagłosować świadomie, najpierw zapozna się z projektami. Dopiero potem osobiście zagłosuje. Jeżeli budżet przestanie stawiać mieszkańców i mieszkanki w roli swoich konkurentów, a oni sami zrozumieją, że partycypacja jest działaniem wspólnym na rzecz całej społeczności, pojawi się więcej grup inicjatywnych, a więc więcej projektów prawdziwie obywatelskich. Być może warto także pomyśleć o dodatkowych spotkaniach w ramach budżetu obywatelskiego – miejscu, w którym lokalne wspólnoty będą mogły wybrać te projekty, które są dla nich najważniejsze i poddać je pod głosowanie. Może należałoby zmienić sposób składania zadań? Czy formularze nie powinny być trudniejsze, a ich ilość na jednego mieszkańca ograniczona? Spowodowałoby to naturalnie spadek frekwencji, ale przy jednoczesnym wzroście jakości projektów i rozwoju dialogu między mieszkańcami. A przecież to rozmowa jest podstawą współdecydowania, przecież właśnie wspólne zadania rozwijają nasze zaangażowanie w życie miasta i przywiązanie do niego. Sprawiają, że razem dbamy o jakość życia w nim. Statystycznie Łódź osiągnęła w budżecie obywatelskim wyżyny. Być może warto zmienić ten ilościowy PR? Wystarczy ogłosić, że teraz łódzki budżet obywatelski będzie pierwszym w Polsce, który rezygnuje z ilości i stawia na jakość.
***
Przemek Górski – Łodzianin, aktywista, copywriter. Socjolog z wykształcenia, celebryta z aspiracji. Od 10 lat związany ze Stowarzyszeniem Topografie. Prowadzi konsultacje społeczne, koordynuje kampanie promocyjne i edukacyjne.
1 Odpowiedź
[…] Niemal samego początku podnosiły się głosy o nadmiernej ilości projektów pochodzących od samych instytucji publicznych – wszelkiej maści szkół, przychodni, bibliotek itp. Już w 2016 Przemek Górski pisał na łamach Miasta Ł: […]