Design jest społeczny
Dla mnie to, jak przestrzeń publiczna jest zarządzana, równa się temu, jak bardzo nasze społeczeństwo jest obywatelskie, jak bardzo jest świadome własnych potrzeb – mówi w wywiadzie dla Miasta Ł. Małgorzata Żmijska, dyrektor programowa Łódź Design Festival.
Emilia Szywała: Czy Festiwal Designu mógłby się odbywać w innym mieście niż Łódź?
Małgorzata Żmijska: Odbywa się tutaj, bo my jesteśmy stąd, pomysłodawca Krzysztof Candrowicz i Fundacja Łódź Art Center – organizator Festiwalu. To jest najważniejszy powód. Ale na pewno Łódź nadaje mu specjalny charakter. Od początku organizujemy festiwal w łódzkich przestrzeniach pofabrycznych. Wybieramy i na główne centrum festiwalowe, i na różne lokalizacje w Strefie Miasto takie obiekty, które oddają unikalność Łodzi. Od trzech lat festiwal odbywa się w dawnej tkalni fabryki włókienniczej przy Targowej 35.
Jak zagraniczni goście odbierają tę pofabryczność Łodzi?
Często robię gościom takie małe wycieczki po mieście. Pokazuję różne przestrzenie: Księży Młyn, Gminę Żydowską na Pomorskiej czy secesyjną elektrownię, która niestety nie jest ogólnie dostępna. Opowiadam historię Łodzi. Większość z nich, 80 % czy 90 %, jest zachwycona Łodzią i uważa, że ma ona gigantyczny potencjał. Mamy tu unikalną materię.
ESZ: A łodzianie narzekają, masz takie wrażenie?
Polacy narzekają, łodzianie narzekają. Ale na frustrację łodzian składa się dużo czynników: bieda, starzejące się społeczeństwo, wysokie bezrobocie, niskie zarobki. Łódź jest naprawdę biedna i naprawdę dużo przeżyła. To jest miasto, które jest bardzo pokaleczone.
Jednak zaczynamy wykorzystywać naszą historię, doceniać unikalne przestrzenie pofabryczne.
Tak. Rewitalizacja staje się naszą wizytówką. Łódź chciałaby poprowadzić Małe Expo w 2022 pod hasłem „Rewitalizacja przestrzeni miejskich”. To gigantyczne pieniądze dla Łodzi. Więc z pewnością to dobry kierunek. Dla mnie ciekawe jest obserwowanie, jak różnie te fabryki mogą być wykorzystywane: od wypielęgnowanych centrów handlowych i biurowców poprzez takie miejsca jak Tymienieckiego, gdzie zachowana jest stara struktura i do niej dopasowana nowa, aż po alternatywne miejsca, jak Off Piotrkowska, które bardziej stawiają na charakter niż na zupełne odbudowanie struktur. Myślę, że ludzie zaczynają budzić się do tego, żeby działać w przestrzeni miejskiej. Jest dużo inicjatyw oddolnych, offowych, alternatywnych. Podczas festiwalu odbyło się oficjalne otwarcie nowych pracowni na Przędzalnianej, gdzie będą działać artyści. Pracownie zostały przygotowane przez UMŁ, a potem wystawione na przetargu. Pomieszczenia są piękne, jasne, harmonijne. Mają charakterystyczne zielone okiennice i drzwi, które odróżniają je od mieszkań. W takich miejscach jak to czy Off Piotrkowska jednoczą się jednostki kreatywne i to jest krzepiące.
A czy Festiwal Designu ma ambicję, by wpływać na design przestrzeni publicznej, na wygląd miasta?
Naszym celem nie jest wpływanie bezpośrednio na zmienianie przestrzeni publicznej. Na pewno przykładamy się do tego pośrednio, pokazując łodzianom rzeczy, które mogą być dla nich atrakcyjne albo których w ogóle nie znają, ale naszą główną rolą jest inspirowanie. Wchodziliśmy oczywiście czasowo w przestrzeń miejską, ale stałe budowanie, stała ingerencja, wiąże się z utrzymaniem tego, co zostanie stworzone, z pilnowaniem, z całą masą kwestii formalnych. To jest bardzo odpowiedzialne zadanie. Czasami pokazujemy różne rozwiązania dla przestrzeni publicznej, ale nie z takim celem, żeby je zostawiać, choć jeżeli coś się spodoba Urzędowi Miasta, to oczywiście może z tego skorzystać.
Jeszcze trzy lata temu wstawialiście duże instalacje w przestrzeń miejską. Teraz pokazujecie projekty jedynie w przestrzeniach zamkniętych – budynkach, galeriach, klubokawiarniach. W 2010 roku tłumaczyliście z zaangażowaniem: Położyliśmy nacisk na projekty, które w różnorodny sposób wpisują się w specyfikę Łodzi i stanowią odpowiedź na zapotrzebowania mieszkańców. Brak siedzisk w centrum miasta, szare fasady budynków, zaniedbane podwórka o ciekawej architekturze – to problemy, z którymi boryka się Łódź. Przedstawione projekty m.in. MooMoo Architects, Grupy Massmix zaproponowały rozwiązania czyniące unikalną miejską przestrzeń bardziej atrakcyjną. Czy to, że instalacje zostały wtedy zniszczone, zniechęciło Was do działań w przestrzeni publicznej?
Rzeczywiście tak niefortunnie się stało, że wszystkie instalacje, które zrobiliśmy, napotkały na opór tkanki miejskiej w różny sposób. Już drugiego dnia po zamontowaniu na namiotach sferycznych pojawił się wielki napis ŁKS, drewniane tuleje zostały zniszczone przez pijanych przechodniów, betonowe ławki też. To było tym gorsze, że w Gdyni, skąd pożyczaliśmy te obiekty, stały one trzy miesiące w przestrzeni publicznej i nic się z nimi nie stało. U nas w jeden weekend zostały zniszczone.
Rzeczywiście Łódź jest specyficzna.
Mamy złe doświadczenia, ale nie dlatego przestaliśmy wychodzić w przestrzeń miejską. Po prostu to rzeczywiście nie jest łatwe. Takie poważne działanie w przestrzeni miejskiej i próba wprowadzenia jakichś rozwiązań na stałe to odpowiedzialne zadanie, na którym trzeba się bardzo skupić. Dla mnie to, jak przestrzeń publiczna jest zarządzana, równa się temu, jak bardzo nasze społeczeństwo jest obywatelskie, jak bardzo jest świadome własnych potrzeb i tego, jaką rolę pełni dla niego przestrzeń, w której żyje. Teraz głosowanie nad budżetem obywatelskim pokazało, że łodzianie już zaczynają być gotowi, że czują się odpowiedzialni za przestrzeń publiczną. Ale myślę, że potrzebna jest jeszcze praca z ludźmi, praca nad ich świadomością społeczną.
No właśnie, ale kto powinien nad tym pracować i w jaki sposób?
Ludzie zawsze mają coś do opowiedzenia i ich wiedza jest niesamowicie ważna, ale trzeba umieć ją wydobyć. Praca z nimi to naprawdę odpowiedzialne i raczej długofalowe zadanie. Tu nie wystarczy taka eventowość, jaką proponuje festiwal. Potrzebne są odpowiednie narzędzia. Niejednokrotnie uczestniczyłam w spotkaniach zagranicznych, gdzie prezentowano wyniki pracy oddolnej, partycypacyjnej. To jest ciężki kawałek chleba, bo często ludzie nie zdają sobie sprawy, że mają różny poziom umiejętności komunikacji i werbalizacji, bo nie są chętni, bo narzędzie ich zniechęca. Jeśli ktoś się chce tym zajmować, to musi naprawdę dobrze to przemyśleć, żeby tych ludzi nie zawieść, zrealizować projekt do końca. Nie wiem, jaki to miałby być organ. Nie chcę mówić, że wszystkim powinien się zająć UMŁ, bo to właśnie nie jest społeczeństwo obywatelskie.
Czego brakuje Ci w przestrzeni publicznej w Łodzi?
Ostatnio chciałam zjeść śniadanie przed pracą. Przy Archikatedrze jest bardzo piękny dywan wypielęgnowanej trawy, na której chciałam usiąść, ale po prostu zostałam wyrzucona przez ochronę. W Łodzi brakuje obszarów zieleni w centrum. Takich, żeby się położyć, posiedzieć, dotknąć bosymi stopami trawy. Naprawdę jest wiele przykładów tego, że w samym centrum miasta można zaprojektować taki minipark. W Berlinie na jednym z zaniedbanych placów powstał ogród, a w nim jadłodajnia, w której można zjeść danie z tego, co naturalnie tam wyhodowano.
Jakie zatem funkcje wg Ciebie powinien spełniać design w przestrzeni publicznej?
Design jest raczej tłem. Powinien odpowiadać na potrzebę, którą musi zaspokoić. Oczywiście przy zachowaniu formy estetycznej, ale ona nie powinna stać na pierwszym miejscu. Od trzech lat realizujemy kierunek, który odchodzi od mówienia o designie jako tylko formie i estetyce. Pokazujemy design jako narzędzie do realizowania zaangażowanych projektów bliskich człowiekowi i jego potrzebom. Dobry design pełni rolę służebną i jest tak naprawdę niewidoczny.
fot. J. Tarnowska