Czego nie wiesz o Bałutach?
Bałuty na zawsze pozostaną moim drugim domem. Pomimo tego, że pochodzę ze Śródmieścia, lubię Stare Miasto, wieże kościoła, które widać z podwórek kamienic przy Starym Rynku, „kocie łby”, choć trudno po nich jeździć na rowerze, stare, rozpadające się, drewniane komórki i napisy na murach mówiące o sympatiach i miłościach. Lubię bałuciarzy i bałuciarki (czy jest żeńska odmiana tego słowa?).
Szczególnie miło wspominam czas, kiedy przy ul. Ciesielskiej mieszkałam z moją przyjaciółką i jej psem. My, na I piętrze, sąsiedzi, z którymi rozmawiałam o gazecie, edukacji seksualnej, feminizmie, budżecie obywatelskim, getcie, klubach sportowych, historii miasta i o tym, gdzie chodzimy tańczyć – w tej samej klatce i w blokach obok.
Kiedy wyprowadzałyśmy się z mieszkania, najbardziej było mi żal rozmów z chłopakami, prowadzonych na parterze przy pomazanych drzwiach do komórki.
Byłam ostatnio na Biglu przy Żytniej, organizowanym przez Centrum Dialogu, i znów poczułam się jak w domu. Pomyślałam wtedy: obchodzimy 100-lecie przyłączenia Bałut do Łodzi, ale co tak naprawdę wiemy o tym miejscu? Co mogą o nim powiedzieć ludzie związani z Bałutami? Zapytałam kilkoro z nich. Zależało mi na wspomnieniach, osobistych historiach, zabawnych ciekawostkach, a nie na suchych faktach, które można znaleźć w książkach. Poniżej przeczytacie historie, które usłyszałam.

Uczestnicy warsztatów fotograficznych organizowanych przez Centrum Dialogu im Marka Edelmana w ramach projektu Miasto Bałuty w 100 lecie przyłączenia Bałut do Łodzi.
Fot. Tomasz Stanczak / Agencja Gazeta
1.
Pamiętam Bałuty, które były zaniedbane, ale też tolerancyjne. Chłopak w koszuli w kratę, punkowiec, metalowiec, dres, git, wiesz? Pojawiali się nawet raperzy, którzy w tamtych czasach byli „new generation” (tłum. nowa generacja). Ale jak umiałaś żyć z ludźmi, to mogłaś być „inna”. Ludzie umieli żyć razem, bo chcieli żyć razem. Zatargi były zawsze, ale nie czułem, żeby ktoś był wykluczany. Chyba że był z charakteru mięczakiem lub donosił na innych, bo inaczej nie umiał załatwić swoich spraw.
To były inne czasy, inne zasady, inne relacje.
Łukasz z Bałut
2.
Ciekaw jestem, czy ludzie wiedzą o tym, gdzie był najstarszy cmentarz żydowski. Fantastyczne miejsce, na którym pochowano właściwie wszystkich założycieli miasta. Niech to będzie zagadką dla czytelników. Podpowiem, że to było przy ulicy Wesołej, która już nie istnieje, pozostała jedna kamienica. Poszukajcie jej.
Tajemnicą Poliszynela jest, że w okolicy ulicy Rybnej leży kamień nagrobny z tego cmentarza. Ci, którzy o tym wiedzą, chronią ten kamień i pilnują, żeby go nikt nie zepsuł, nie pobrudził, nie osikał. To kolejna zagadka.
Znajdźcie też najstarszą łódzką latarnię, która po kilkudziesięciu latach zaświeciła ponownie. Została wyremontowana dzięki Zakładom Wodociągów i Kanalizacji oraz MPK. Jest piękna. Graliśmy tam z zespołem Rambo Jet piosenki do wierszy Tuwima i wspólnie czekaliśmy, aż zaświeci. Było to o godz. 19.08. Mówimy o niej, że jest światłem Bałut. Przypomina nam, żeby pamiętać o przeszłości i cieszyć się teraźniejszością. A my tutaj lubimy się cieszyć, bo mamy jak na wsi. Mamy sąsiadów, których lubimy, i babcie dają mi cukierki w parku, mimo że już jestem starym dziadem, bo mnie znają i się sobie kłaniamy. Czasami jest menelia i pijaństwo, i krzyki, ale cały czas są sąsiedzi. Tak jak być powinno.
Następna zagadka dotyczy placu Bazarowego, na którym były szubienice, gdzie Niemcy zabijali ludzi. Obok tego placu, przy ulicy Rybnej mieszkał pieśniarz getta, Jankiel Herszkowicz. Pisał niesamowite piosenki, które przetrwały wojnę. On cudem przeżył. Jego wnuczka mieszka w Łodzi. Jankiel był dzielnym człowiekiem, bo śpiewał te piosenki na ulicach getta, żeby podnosić ludzi na duchu, razem ze swoim skrzypkiem, Karolem Rozencwajgiem – wiedeńczykiem i byłym komiwojażerem. Śpiewał przeciwko Rumkowskiemu. Śpiewał przeciwko Niemcom. Śpiewał o wolności i o buncie. Jeśli poszukacie, możecie znaleźć miejsce, w którym mieszkał. To będzie trudne zadanie. Podpowiem, że obok mieściła się dawna policja żydowska.
Sławomir Macias
3.
Mieszkam na Bałutach przy ulicy Kochanowskiego, w wieżowcu, i mam pięć kompletów kluczy do pięciu różnych mieszkań. Ludzie przychodzą i pytają: Pani Halino, podleje nam Pani kwiaty? Ja za trzy tygodnie przyjadę. Jednej Pani nie ma już trzy miesiące. Pytam się: Jak długo te klucze mam trzymać? A ona mi na to odpowiada: A co? Przeszkadzają Ci? Dla odmiany, moja córka mieszka na Retkinii i tam jedno drugiemu nie zostawi kluczy, nie powie nawet, że wyjechało. A w naszym bloku mówią: Zwróć uwagę, czy okna pozamykane, bo mnie nie będzie trzy dni. Ale z jakiego powodu tak mi ufają? Może dlatego, że mówię, żeby pieniądze na stole zostawiali, żebym im nie kopała w szafie (śmiech). Ja i kilkoro innych sąsiadów z klatki żyjemy jak jedna rodzina. Przy czym, ja najkrócej tu mieszkam, bo dopiero 24 lata, choć blok stoi 40.
Pani Halina, ul. Kochanowskiego
4.
Tutaj, w Parku Śledzia widzimy często kobietę znaną po sąsiedzku jako „bird lady” (tłum. „ptasia dama”). Jest to Pani Henia, kobieta po 60-tce, ale na tak zwanym „fleku”, znaczy – bardzo dynamiczna. Zajmuje się opieką nad zwierzętami, które mieszkają w okolicy. Opieka jest bardzo wyspecjalizowana, ponieważ Pani Henia ma szeroką wiedzę na temat tego, jakie gatunki ptaków, jaki rodzaj karmy jedzą. Wie, że niektóre ptaki jedzą żurawinę, a inne specjalne ziarna. Wozi je w wózku, którym jeździ po zakupy na Rynek Bałucki. Ma także wielkiego czarnego psa, który nazywa się Baron. Razem, dwa razy dziennie, rano i wieczorem, robią obchód po mieście. Chodzi z nimi bezdomny biały kot, który czeka na nich przed klatką. Z Baronem są zaprzyjaźnieni. Rano karmią koty, w ciągu dnia ptaki, ale także psy spacerujące z właścicielami mogą liczyć na smakołyki. Żeby zobaczyć Panią Henię, wystarczy zwrócić uwagę na chmarę ptaków, która za nią podąża albo kaczki, które wychodzą ze stawu, kiedy ją widzą. Przy tym, jest to kobieta łamiącą stereotyp „osiedlowej kociary”. Zawsze jest bardzo zadbana, dobrze uczesana i elegancko ubrana.
Ilona, mieszka przy Parku Staromiejskim
5.
W parku Szarych Szeregów stoi pomnik Pękniętego Serca. W pomnik wpisana jest postać Chudego. W obozie hitlerowskim, który znajdował się przy ulicy Przemysłowej, chłopiec miał taką ksywkę wśród kolegów. W szkole staramy się oswoić dzieci z Chudym. Żeby zrozumiały, że Chudy i jego koledzy i koleżanki z obozu, to były takie same dzieci jak one, tyle że żyły w ciężkich czasach i zetknęły się ze złymi ludźmi. I to się udaje. Dzieci zaprzyjaźniają się z Chudym. Dzień patrona szkoły nazywają urodzinami lub imieninami Chudego. Pod pomnikiem kładą własnoręcznie zrobione kwiaty z bibuły, serduszka czy inne gadżety, jak to nazywają. W przeszłości udało nam się okleić sercami cały pomnik. Ta akcja zwróciła uwagę Urzędu Miasta Łodzi i decyzją Pani Prezydent pomnik został wtedy odremontowany. W zeszłym roku dzieci z naszej szkoły i okolicznych placówek całą zimę robiły szalik, żeby ogrzać Chudego, który często był głodny i zmarznięty. Potem owinęli pomnik szalikiem i pruli z niego nitkę, która prowadziła ich wokół terenu obozu. Tak poznali jego obszar, zobaczyli, jaki był duży.
Chodzi o to, żeby pamiętać wydarzenia, które miały tu miejsce podczas II wojny światowej. Żeby pamiętać, a nie rozpamiętywać. Zależy nam na tym, żeby dzieci wiedziały, co się tutaj wydarzyło, i że już nigdy nie może dojść do czegoś podobnego. Chcemy, by rozumiały, że świat może być dobry lub zły, ale to od nich zależy, jaki on będzie.
Bożena Będzińska-Wosik, Dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 81
6.
Chyba rzadko pamięta się, że dziś Bałuty to nie zapadające się drewniane chatki albo odrapane kamienice. Większość mieszkańców Bałut mieszka w PRL-owskich blokach, które stwarzają specyficzną atmosferę.
Odkąd pamiętam, moja klatka była jednym organizmem. Na piątym i siódmym piętrze mieszkali lekarze, więc gdy potrzebna była nagła pomoc, na wizytę jechaliśmy windą w kapciach. Na pierwszym piętrze był zameldowany „pan od komputerów”, który doradzał moim rodzicom przy kupnie pierwszego peceta i nieraz później ratował nas, gdy Windows 3.1 odmówił posłuszeństwa.
Nauczycielka matematyki z szóstego piętra w gimnazjum przygotowała mnie do poprawkowej klasówki z obliczania długości i szerokości geograficznej. Z kolei anglistka z ósmego udzielała mi regularnych lekcji przed egzaminem maturalnym. Za to pan z urzędu skarbowego piętro niżej całkiem niedawno okazał się miłośnikiem historii, więc od czasu do czasu pożyczamy sobie książki.
Jeśli blokowisko, to wiadomo – anonimowość. Na pewno nie na Bałutach. Wiem, że właściciel sklepu w sąsiednim bloku to pan Maciek, a właścicielką tego w bramie obok jest pani Basia. Moja babcia przed wyjściem dzwoni do niej i pyta np., czy ma jeszcze sałatę lodową. Bo po co ma niepotrzebnie chodzić?
Wbrew czarnej legendzie, na Bałutach nikt mnie nigdy nie napadł. Jako nastolatek regularnie chodziłem Limanowskiego do najlepszego kumpla, by posłuchać kaset z punkowymi kawałkami. Mało jest miejsc w Łodzi, gdzie czułbym się tak bezpieczny jak na bałuckich blokowiskach.
Igor, ul. Urzędnicza
Więcej historii już wkrótce.
Zdjęcia zostały zrobione w ramach warsztatów fotograficznych organizowanych przez Centrum Dialogu im Marka Edelmana w ramach projektu Miasto Bałuty w 100 lecie przyłączenia Bałut do Łodzi.
1 Odpowiedź
[…] Tekst „Czego nie wiesz o Bałutach?” pojawił się w gazecie, w październiku 2015 r. Można go przeczytać na http://www.lodzkagazeta.pl/czego-nie-wiesz-o-balutach […]