Co łączy Łódź z Nowym Orleanem?
Wychodząc od pojedynczego wspomnienia z Łodzi w przededniu Holocaustu, podążając ścieżką biograficzną kobiety, która tutaj wówczas mieszkała docieramy do Nowego Orleanu. Łódź i Nowy Orlean? Co to ma ze sobą wspólnego?
W pierwszym skojarzeniu rzadko coś przychodzi do głowy. Po głębszym zastanowieniu można dojść do wniosku, że miasta leżały niegdyś na dwóch brzegach tego samego przemysłu – zaczynał się bawełną wypływającą z nowoorleańskiego portu, kończył w fabryce włókienniczej Europy. Po dalszej kwerendzie możemy dojść do pewnych podobieństw wynikających z faktu, że oba miasta są w pewien sposób (choć z różnych powodów), upośledzone ekonomicznie i nieraz wykluczane z krajowych planów strategicznych.
„Nazywam się Robin Levy. Jestem artystką żyjącą i tworzącą w Nowym Orleanie, w USA. Piszę, by podzielić się pomysłem na projekt, który chciałabym zrealizować w najbliższych miesiącach w Łodzi, we współpracy z lokalnymi artystami i młodzieżą.”
Wszystko zaczęło się od tej wiadomości, która bardzo krętą ścieżką dotarła do mnie w lutym 2012 roku. Misją „Memory Project” miało być stworzenie kontekstu dla powrotu Anny Skorecky Levy, matki Robin do jej rodzinnego miasta, które opuściła na początku wojny. Niedzielne spacery szeroką aleją, kupowanie lodów i balonów – to ostatnie łódzkie wspomnienia, które zachowały się w pamięci Anny; one właśnie miały posłużyć jako punkt wyjściowy dla projektu. Intuicja kierowała Robin ku próbie uspójnienia życiowej narracji matki – dzieciństwa spędzonego w innym kraju i innym języku; wojny, o której przez wiele lat nie mówiło się w ich domu; budowania nowego życia, wreszcie – pragnienia powrotu do miasta i do wspomnień dzieciństwa.
To, co szczególnie przykuło moją uwagę, to forma zaproponowanej współpracy. Dla osób ocalonych z Holocaustu i ich potomków, powrót do miast urodzenia oznacza odwiedzenie nieistniejących grobów. To, że nieraz całe miasta jawią się jak groby, jest całkowicie zrozumiałe, ale stawia nas – żyjących tu i teraz – w dziwnej sytuacji. Możemy w niej być wyłącznie słuchaczami. Robin zaproponowała dialog. Nie zdawała sobie jeszcze wtedy sprawy, jak bardzo skomplikowanym kontekstem będzie współczesna Łódź, po wszystkim, co wydarzyło się od zakończenia wojny.
Kwiecień 2012
Robin przyjechała do Polski na rekonesans. Na jej prośbę zaaranżowałam spotkania z mieszkającymi i pracującymi w Łodzi twórcami, ale też ludźmi z różnych środowisk, którzy zajmują się pamięcią i lokalnym życiem społecznym. Staraliśmy się wytłumaczyć jej genezę i formę miasta, które odróżniają je od innych miast Polski; historię skutków wojennych dla zniszczonego społecznie, ale nie materialnie ośrodka przemysłu lekkiego; wszystko, co rozegrało się po wyjeździe jej matki łącznie z powikłaniami po transformacji ustrojowej. – This city is drawn into history! („To miasto jest zatopione w historii!”) – stwierdziła pod koniec któregoś ze spotkań. To prawda i każdy, kto ma trochę świadomości to rozumie (nigdy nie pozwólcie wmówić sobie, że to miasto bez historii, tylko dlatego, że nie można go łatwo osadzić w obowiązujących polskich narracjach).
Zdecydowaliśmy się na współpracę, stworzenie społeczno–artystycznego projektu, którego otwarcie miałoby się zbiec z przyjazdem Anny Skorecky Levy, urodzonej w Łodzi w 1935 r. jako Anna Skórecka, w zdrobnieniu – Nusia.
Historia, jakich (nie)wiele
Jak to się stało, że rodzina łódzkiego cieśli trafiła do Nowego Orleanu? Ojciec Anny, Marek Skórecki, był wysoko–wykwalifikowanym rzemieślnikiem, pracował przy remontach m.in. w Domu Pinkusa i Pałacu Poznańskiego. Wojna nie oszczędziła im cierpień (getta łódzkiego i warszawskiego, ucieczek, ukrywania się), ale mieli unikatowe szczęście – przeżyła cała najbliższa rodzina, oboje rodzice i dwie córki. Zaraz po wojnie wyruszyli na Zachód i po kilkuletnim postoju w niemieckim Tirschenreut zaczęli szukać okazji do wyjazdu do Stanów Zjednoczonych.
Ówczesne prawo stanowiło, że każda żydowska rodzina, która chciała wyemigrować do USA, musiała najpierw wykazać posiadanie kogoś w rodzaju „patrona”, kto gwarantowałby pomoc materialną, wsparcie w znalezieniu mieszkania i pracy oraz generalnie zapobiegł zagrożeniu „obciążania” państwa, średnio życzliwie witanymi przybyszami. Dla Skóreckich takim patronem stała się siostra ojca, która wyemigrowała jeszcze przed wojną i zamieszkała w Nowym Jorku. Tam właśnie dotrzeć miał ich statek i stamtąd mieli wyruszyć w dalszą drogę (bo nie planowali zostawać w zatłoczonej metropolii, uzależnieni od rodziny). Traf jednak chciał, że musieli przesunąć wyjazd, a kolejny statek dopływał właśnie do Nowego Orleanu. Tam miejscowy urzędnik postawił sprawę na ostrzu noża – nie mogą osiedlić się gdzie indziej niż patron. Mogą wrócić, ewentualnie zostać tu, gdzie przybyli. Skórecki – kierowany dumą lub uporem – zdecydował, że rodzina nie ruszy się z miejsca. W ten sposób jego wnuki dorastają nie na równinach Polski Centralnej, ani w wietrznym Nowym Jorku, ale nad Mississippi.
Jako Żydzi z Europy Wschodniej po przybyciu nie posiadali zbyt wysokiego statusu i zmagali się z wieloma trudnościami społecznymi i ekonomicznymi. W realiach ścisłej segregacji rasowej lat 50. wciąż jednak pozostawali w lepszej sytuacji od czarnoskórych mieszkańców Nowego Orleanu. Ludzie, którzy nie tak dawno doświadczyli brutalnego rasizmu i gettoizacji z konsternacją weszli w sytuację, w której mieli siadać na „uprzywilejowanych” miejscach komunikacji zbiorowej, tylko dlatego, że byli biali.
Właśnie to doświadczenie połączone z potrzebą przepracowania traumy wojennej stało się podstawą przyszłego aktywizmu politycznego Anny Skorecky Levy, kiedy pod koniec lat 80. sprzeciwiła się rosnącej popularności reprezentującego Republikanów Davida Duka, neonazisty i byłego członka Ku Klux Klanu (razem z historią całej rodziny sprawa ta została opisana w książce „Troubled Memory” L. Powella).
Sierpień 2012
Na zaproszenie do współpracy odpowiedziało czworo łódzkich artystów w różnym wieku: Agnieszka Chojnacka, Tomek Ciesielski, Piotr Szczepański i Adam Klimczak, który zaoferował również przestrzeń prowadzonej przez siebie Galerii Wschodniej (dzięki niemu do wystawy dołączono też prace warszawskiej artystki Justyny Wencel). Otwarcie projektu odbyło się 5 sierpnia 2012 r., dzień po tym, jak rodzina Skoreckich otrzymała swoje drzewko w Parku Ocalałych, a dzięki otwartości pana Henryka Panusza zwiedzała dom Pinkusa na skrzyżowaniu Zielonej i Al. Kościuszki (która niczym już nie przypomina dawnej ul. Spacerowej z dziecięcego wspomnienia Anny).
Łódzcy artyści zostali poproszeni o wykorzystanie wspomnień Anny i łódzkich seniorów, z którymi wywiady przeprowadza od trzech lat Stowarzyszenie Topografie. Wszyscy jednak postanowili pracować z własną pamięcią. Agnieszka Chojnacka w swojej „Jaskini” i Justyna Wencel („Cechy dziedziczne”, „Miejsce zwane domem”) sięgnęły po przedmioty i konstrukcje znane ze swojego dziecięcego otoczenia i przetworzyły je dość przewrotnie. Adam Klimczak stworzył instalację „161 zdjęć z Lodzią” – Lodzia to zdrobnienie imienia jego matki, ale nie bez znaczenia jest słowna gra z nazwą miasta. Równie osobisty był krótki film Piotra Szczepańskiego wychodzący od wiązki wspomnień i współczesnych obrazów związanych ze Szpitalem im. Heleny Wolf przy Łagiewnickiej i Rynkiem Bałuckim. To Piotrek właśnie skłonił nas do przeniesienia projekcji pod mury pustego dziś szpitala, który w czasie wojny leżał przecież w granicach Getta. Dzięki uprzejmości obecnych właścicieli w jego wnętrzu odbył się performans „Sens–akcja” Tomka Ciesielskiego z muzyką Kuby Pałysa, który nawiązywał do zmysłowych wymiarów wspomnień z przedwojennego dzieciństwa – zapachów, dotyku, dźwięków.
Wszystkim etapom projektu towarzyszyły przygotowane przez Robin białe balony ze zdjęciem pięcioletniej Nusi – specyficzna próba powtórzenia gestu z jej dzieciństwa. Paradoksalnie, właśnie dzięki tym balonom usłyszeliśmy najwięcej historii pobliskich mieszkańców – każdy, kto chciał poznać historię dziewczynki ze zdjęcia, opowiadał potem własną.
Nowy Orlean październik – listopad 2013
Drugi etap doszedł do skutku dzięki metodzie „składkowej” – każdy z nas starał się o dofinansowanie na blilety z Instytutu Adama Mickiewicza, rodzina i przyjaciele Robin w Nowym Orleanie zgodzili się gościć nas w swoich domach, pomogli w dodatkowych kosztach projektowych. Wystawę gościła Antenna Gallery prowadzona przez organizację pozarządową Press Street, która – podobnie jak Galeria Wschodnia czy Prexer–UŁ – utrzymywana jest wyłącznie wysiłkiem założycieli. Sala wystawowa mieści się na pierwszym piętrze typowego nowoorleańskiego domu z XIX w., na parterze biuro i przestrzeń społeczna, która służy m.in. do organizowania przez Press Street bezpłatnych zajęć pozaszkolnych dla dzieci z sąsiedztwa.
Nowy Orlean jest biednym miastem z unikatową, bardzo silną tożsamością kulturową. Popękany asfalt, dziury głębokości 10–15 centymetrów, powybijane szyby w opustoszałych po huraganie centrach medycznych, na których ponowne uruchomienie nie ma pieniędzy; słaba informacja turystyczna; obywatele, których nie stać na pochówek spoczywający na cmentarzu przypominającym scenografię z filmu o zombie… Można to widzieć w ten sposób. Można też skupić się na przepięknej architekturze najstarszej dzielnicy French Quater, na karnawałowych tradycjach (to ponoć jedyne w Stanach miasto posiadające specjalny departament policji ds. parad ulicznych), na wszechobecnej muzyce i znakomitym jedzeniu. Prawda jest jednak taka, że jedno nie istniałoby bez drugiego i dużo traci się nie poznając miasta w całości (łącznie z jego mieszkańcami traktującymi rzeczywistość ze specyficznym, ciepłym sarkazmem).
Siła tamtejszej kultury wydaje się opierać na jej stosunkowej ciągłości. Choć miasto regularnie doświadcza powodzi i huraganów (najbardziej pamiętny huragan Katrina z 2006 r., dla wielu był traumą społeczną i ekonomiczną, która najdobitniej ujawniła istniejące nierówności i ludzki „wkład” w tragedie, które postrzegane są jako naturalne) czuć, że nie było tam wojny ani gwałtownych zmian politycznych. Ulice noszą te same nazwy, odkąd zostały nadane i stanowią niezwykły miks kulturowo–historyczny.
Ta ciągłość to również dziedziczenie obciążeń – wystarczy spojrzeć na biedniejsze dzielnice, których mieszkańcy odróżniają się kolorem skóry. W miejsce części czarnoskórej populacji, która nie wróciła do miasta po Katrinie, pojawiają się coraz częściej emigranci ze środkowej i południowej Ameryki. Widziałam to również w grupie młodzieży, dla której dane mi było prowadzić warsztaty w ramach Neighborhood Story Project (NSP to program warsztatów pisarskich dla młodzieży szkół publicznych, dzięki niemu powstają eseje i książki opisujące i przepracowujące historię, kulturę i problemy najbliższego otoczenia młodzieży z jej własnej perspektywy).
Dwie prace nowoorleańskich artystek, które dołączyły do naszej wystawy, były silnie powiązane z tymi lokalnymi kontekstami: Courtney Egan we współpracy z historyczką Anitą Yesho postanowiły rzucić światło na historię samego budynku Antenna Gallery i jego okolicy, której galeria stała się częścią. Śledząc kolejnych mieszkańców i właścicieli posiadłości odkryły fragment charakterystycznej dla Nowego Orleanu historii niewolnictwa i walki o prawa cywilne czarnej ludności. Projekt fotograficzny Deborah’y Luster „Ząb za oko: Choreografia przemocy” (tworzony w latach 2008–2010) to seria zdjęć miejsc, w których zostały popełnione morderstwa – każdemu towarzyszy nota ze sprawozdań policyjnych: czas, przyczyny, ofiary (Nowy Orlean cieszy się w tej kwestii złą sławą). Przez opustoszałe miejsca Deborah przygląda się utraconej populacji, pyta gdzie leży źródło przemocy. Dokumentuje jednocześnie fizyczną degradację miasta, kruszenie się jego unikalnej kultury materialnej…
Memory Projekt – bardzo „łódzki” u swoich początków – zamienił się w szerszą refleksję o mechanizmach pamięci, jej relacjach z miastem i lokalną tożsamością. Było to możliwie dzięki ogromnemu „depozytowi zaufania”, którego udzieliła nam Anna. Wychodząc od jej pojedynczego wspomnienia z Łodzi w przededniu Holocaustu, podążając jej ścieżką biograficzną spotkaliśmy odmienną (nie tak zupełnie) historię Nowego Orleanu.
Zdjęcia i opisy wszystkich prac można obejrzeć na blogu: robinlevymemoryproject.wordpress.com.
Na zdjęciu: Praca Robin Levy pt. „Nusia”, na zdjęciu Anna Skorecky Levy w 1939 r.
Na zdjęciu: Wernisaż wystawy Memory Project w Antenna Gallery w Nowym Orleanie. W tle po lewej stronie praca Adama Klimczaka, po prawej fotografie Deborah’y Luster.