Co czytał w dzieciństwie Tomasz Trela?
„Kto czyta książki, żyje podwójnie.” Umberto Eco
W czerwcu opublikowaliśmy wywiad z Beatą Cyperling z księgarni „Litera” pt. „Dorastanie z książką”. Na stronie internetowej Miasta Ł i na profilu na Facebook’u będziemy zamieszczać krótkie wywiady m.in. z politykami, dziennikarzami, ludźmi kultury, adwokatami. Zapytamy, jakie książki czytali w dzieciństwie i dlaczego warto czytać. Tomasz Trela, wiceprezydent Łodzi opowiedział nam o swoich pierwszych lekturach.
—
– Motywy Indian i kowbojów bardzo rozbudzał moją wyobraźnię. Sam nie miałem konia, bo trudno mi było namówić na to rodziców. Ale mieliśmy kanapę z wysokim oparciem, na którym kładłem dwa ręczniki, które były siodłem i udawałem, że jadę na koniu, oczywiście, trzymając pistolet w ręku – o swoich książkach z dzieciństwa opowiada Tomasz Trela, Wiceprezydent Miasta Łodzi.

Tomasz Trela podczas Dnia Głośnego Czytania w jednej z łódzkich szkół podstawowych. Fot. Archiwum Urzędu Miasta Łodzi
Anna Jurek: Jakie książki Pan czytał będąc dzieckiem?
Tomasz Trela: Zacznę do tego, co mi czytano, ponieważ te same tytuły czytam teraz córce. Uważam, że ponadczasowymi utworami są wiersze Juliana Tuwima i Jana Brzechwy, mimo tego że jesteśmy pokoleniem smartfonów i tabletów. Pamiętam, że czytali mi je tata i mama. „Lokomotywa” czy „Rzepka” są klasykami. Kiedy byłem starszy, czytałem np. „Winnetou” Karola May’a. Duże wrażenie zrobiła także na mnie powieść „W pustyni i w puszczy” Henryka Sienkiewicza, choć może to dziś niemodne. Widziałem także film, zarówno ten starszy, jak i późniejszy. Ja w ogóle lubiłem porównywać książki z ich ekranizacjami. I mogę z całym przekonaniem powiedzieć, że warto czytać książki, bo film oddaje tylko część historii, a książka daje szerszą perspektywę, ma więcej wątków.
Czy zdarzyło się Panu tak mocno wciągnąć się w książkę, że niemal utożsamił się Pan z jej bohaterem?
TT: Nie przypominam sobie. Ale pamiętam, że jeśli chodzi o Winnetou, to każdy, kto go czytał, chciał mieć swojego konia. Motywy Indian i kowbojów bardzo rozbudzały moją wyobraźnię. Nie miałem konia, bo trudno mi było namówić na to rodziców. Ale mieliśmy kanapę z wysokim oparciem, na którym kładłem dwa ręczniki, które były siodłem i udawałem, że jadę na koniu. Oczywiście, trzymając pistolet w ręku.
Bardzo lubiłem także słynne „Przygody Pana Kleksa”. To była pozycja unikatowa, bo przenosiła w inny świat, była w niej magia i przygoda. Kiedy nie było się kowbojem lub Indianinem, to można było być Adasiem Niezgódką.
Chciał się Pan kąpać w lemoniadzie?
TT: Nie chciałem. Za to, bardzo podobało mi się, że chłopcy przenosili się w czasie.
Do innych bajek, przez furtki w ogrodzie?
TT: To też. Ale pamiętam, że byli w świecie, w którym cały czas jedli czekoladę. Akademia Pana Kleksa była inna od wszystkich znanych mi szkół. To bardzo mocno działało na wyobraźnię chłopca, który miał 8 lat. Zastanawiałem się wtedy, dlaczego ja nie mogę chodzić do takiej szkoły?
A co Pan czyta z córką?
TT: Tuwima i Brzechwę. Kiedy Zosia była mała, łatwiej było wybierać jej lektury. Teraz, czasem mówi: Tato, daj tablet.
Może te wiersze są już przestarzałe?
TT: Nie, nie są. One się jej podobają. Szczególnie, kiedy interpretuję je po swojemu, bo idealnie się do tego nadają. Gdy czytamy „Lokomotywę”, córka bardzo się śmieje. Czasem zdarza się książce przegrać z tabletem, bo na nim można zagrać w bardzo ciekawe gry edukacyjne, choć my z Anią, moją żoną, staramy się razem czytać bajki. Za chwilę Zosia będzie starsza, więc przejdziemy do bardziej rozbudowanych opowiadań.
Czy jakaś książka zmieniła Pana życie?
TT: Nie. Doceniałem ciekawą historię, wartką akcję, przygody głównych bohaterów, ale potrafiłem oddzielić świat wymyślony od realnego.
Jak już Pana córka podrośnie i zapyta: „Tato, a po co czytać książki?” To co Pan jej odpowie?
TT: Warto czytać, bo to rozwija wyobraźnię, uczy ładniejszego wysławiania się, utrwala poprawną gramatykę. Uważam, że nawyk czytania książek, ale też gazet, jest zdecydowanie bardziej wartościowy, niż czytanie tekstów w Internecie lub oglądanie telewizji. Nie przekonałem się na przykład do e-book’ów. Książka ma swój zapach, kartki, zakładkę informującą mnie, do której strony doczytałem, i że jeszcze spora część przede mną.
Jest Pan tradycjonalistą w tym względzie?
TT: Zdecydowanie tak.
—