Apel o 8-godzinny dzień pracy
To trudne zadanie pisać o Święcie Pracy, bo wiem, jakie budzi skojarzenia i jakimi mitami obrosło. Było jednak na tyle ważne w przedwojennej historii, że błędem byłoby je całkowicie wykreślić z naszej pamięci – szczególnie, że jego prawdziwe znaczenie jest dziś praktycznie nieznane.

„Trybun uliczny” ze zbioru „Duch-Rewolucjonista: szkice z lat minionych 1905-1907”, Antoni Kamieński. Źródło: Cyfrowa Biblioteka Narodowa Polona.
Wbrew obiegowym opiniom, Święto Pracy nie jest wytworem PRL, choć stało się w tym systemie uroczystością państwową. Swój początek zawdzięcza masowemu ruchowi pracowniczemu ze Stanów Zjednoczonych, który postulował skrócenie dniówki do 8 godzin, z zachowaniem wysokości pensji, oraz ograniczenie tygodnia roboczego do 40 godzin – co było żądaniem radykalnym, bo wtedy normą pracy było 6 dni po 10 godzin dziennie. Apogeum protestu przypadło na kryzysowe lata 80. XIX wieku – strajki mnożyły się, a demonstracje przyciągały tysiące pracowników. Niezdolna do kompromisu władza, działając pod presją biznesu, rozbijała wiece za pomocą policji i wojska, co niejednokrotnie przynosiło ofiary śmiertelne. Na wezwanie federacji związków zawodowych, 1 maja 1886 r. w wielu miastach Stanów Zjednoczonych wybuchł strajk generalny, którego celem było wywalczenie 8-godzinnego dnia pracy. W demonstracji w Chicago wzięła udział rekordowa liczba pracowników, ponad 30 tysięcy; stanęły fabryki i transport publiczny. 3 maja część demonstrantów przyszła do fabryki McCormicka oprotestować łamistrajków, czyli ludzi, którzy sprzeniewierzyli się solidarności pracowniczej, bo podjęli pracę po tym, jak przedsiębiorca zwolnił w lutym 1400 strajkujących osób, ogłaszając tzw. lokaut. W sukurs łamistrajkom przyszło kilkuset policjantów, którzy oddali strzały do zrewoltowanych pracowników – czterech z nich zginęło, a wielu odniosło obrażenia. W związku z tym wydarzeniem 4 maja odbył się wiec na placu Haymarket. Pod koniec demonstracji zjawiło się ok. 180 policjantów, próbujących zmusić robotników do szybszego rozejścia się i wtedy w stronę funkcjonariuszy rzucono bombę, która zabiła siedem osób. Policja w odwecie strzelała na oślep, zabijając kilku robotników, a raniąc ok. 70. Faktycznych sprawców zamachu nie ujęto, natomiast władze chcąc zdławić ruch pracowniczy, skazały w procesie pokazowym ośmiu działaczy, w tym siedmiu na śmierć – jeden z nich przed egzekucją popełnił samobójstwo, dwóm kolejnym zmieniono wyrok na dożywocie, czterech powieszono. Żadnemu nie udowodniono udziału w zamachu. Proces wywołał oburzenie na całym świecie i nabrał charakteru symbolicznego, bo w 1889 r. na paryskim kongresie Międzynarodówki Socjalistycznej uchwalono, że 1 maja „będzie urządzona wielka manifestacja międzynarodowa w tym celu, ażeby we wszystkich krajach i miastach jednocześnie robotnicy wezwali władze publiczne do wprowadzenia prawa ograniczającego liczbę godzin pracy do 8 godzin […]”. Od tej pory w wielu krajach regularnie organizowano demonstracje pierwszomajowe.
W Polsce po raz pierwszy stało się to w 1890 r. w Warszawie. Na wezwanie aktywistów nielegalnej organizacji robotniczej, tzw. II Proletariatu, stanęło kilka dużych fabryk i wiele warsztatów – na ulice wyszło ok. 8000 pracowników. Obchody zakończyły się aresztowaniem organizatorów i skazaniem ich na kary od 3 miesięcy do 4 lat pozbawienia wolności. W tym czasie na proteście w Polskiej Ostrawie wojsko otworzyło ogień do robotników. Rok 1892 r. okazał się dla ruchu pracowniczego przełomowy, a szczególnego znaczenia nabrała demonstracja pierwszomajowa w Łodzi. W naszym mieście – po raz pierwszy na ziemiach polskich – wybuchł strajk generalny, tzw. „bunt łódzki”, trwający około tygodnia. Warto tu przytoczyć fragment odezwy nawołującej do demonstracji, z której wyczytać można ciężkie położenie ówczesnych pracowników: „Chcemy pracować tylko osiem godzin na dzień, byśmy nie marnieli od nadmiernej pracy, byśmy mieli czas na kształcenie się, rozrywkę i odpoczynek i by więcej ludzi mogło mieć zajęcie. Żądamy też, by zarobki były większe, byśmy posiadali dostateczne dla nas i rodzin naszych utrzymanie, które by zabezpieczyło nas od nędzy, dzieci nasze od wycieńczenia swych sił młodocianych dla zysku fabrykantów, córki nasze od strasznej konieczności sprzedawania ciała swego, by uratować się od śmierci głodowej”. Podczas kilkudniowych zamieszek i walki z wojskiem zginęło od 40 do nawet 200 osób, ok. 300 osób było rannych, ok. 350 aresztowano. W czasie Rewolucji 1905 roku Łódź była widownią kilku strajków generalnych, w tym 1 maja 1906 r., kiedy przerwano pracę w 500 fabrykach i na ulicę wyszło ok. 65 tysięcy pracowników. Mimo że w 1918 r. jeden z pierwszych rządów II RP – rząd socjalisty Jędrzeja Moraczewskiego – ustanowił 8-godzinny dzień pracy wraz z zalegalizowaniem związków zawodowych i prawa do strajków, pracownicy w wolnej Polsce nie mieli łatwego życia. Wciąż żyło się źle, a standardy pracy były nie najlepsze, dlatego 1 maja nie stracił na znaczeniu – szczególnie w Łodzi, zwłaszcza w latach 30., w dobie światowego kryzysu. Wtedy to Święto Pracy przyciągało nawet dziesiątki tysięcy pracowników. Pochody zwykle zaczynały się na Wodnym Rynku, a kończyły na Polesiu Konstantynowskim, w miejscu straceń rewolucjonistów roku 1905. Przemarsz trwał nawet do dwóch godzin, co wraz z licznym uczestnictwem robotników, musiało robić imponujące wrażenie. Ciekawostką pierwszomajową w 1928 r. było wywieszenie na budynkach Ratusza i Magistratu czerwonych sztandarów – od 1927 r. w Radzie Miasta dominowali działacze Polskiej Partii Socjalistycznej, a prezydentem Łodzi był socjalista Bronisław Ziemięcki. Gest ten, obok oczywistego związku z solidarnością pracowniczą, był sprzeciwem wobec antydemokratycznej polityki sanacji. W 1930 r. władze wojewódzkie zakazały wieszania czerwonych flag na budynkach samorządowych. Po II wojnie światowej Święto Pracy zmieniło oblicze – z symbolu oporu i solidarności słabszych, stało się wymuszonym hołdem składanym władzy przez obywateli. Aranżowane przez PRL pochody pierwszomajowe, w których musiało uczestniczyć możliwie dużo obywateli, pozostawały często w rażącym kontraście do marnych standardów pracy i warunków życia. Oderwane od realiów pompatyczne widowiska stopniowo wyprały święto z jego pierwotnego sensu. W ćwierć wieku po transformacji ustrojowej warto jednak wrócić do podstawowego znaczenia 1 maja i przypomnieć sobie starania tych, dzięki którym żyje nam się lepiej, i dokonać namysłu nad tym, które z dawnych postulatów pracowniczych weszło w życie, a które z wywalczonych praw są dziś są nam odbierane.