Bufet nad miastem
W budynku PGNiG przy ulicy Uniwersyteckiej mieści się bufet, gdzie podawane są domowe obiady. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że lokal znajduje się na ostatnim piętrze przeszklonego wieżowca, z którego rozciąga się zapierająca dech w piersiach panorama Łodzi.
To miejsce nie tylko dla pracowników gazowni. Każdy, kto będąc w okolicy zgłodnieje, może wjechać windą na trzynaste piętro i za 14 złotych zjeść pyszny domowy obiad. A przy tym spoglądać do woli przez sięgające od podłogi do sufitu okna.
Widok jest wspaniały. Wystarczy mały ruch głowy znad talerza, aby objąć wzrokiem skrzyżowanie Narutowicza z Uniwersytecką, gdzie co chwila przemykają maleńkie tramwaje. Patrząc nieco dalej, możemy precyzyjnie ocenić postęp prac budowlanych na Dworcu Fabrycznym – obszar budowy widać jak na dłoni. Jeszcze dalej piętrzy się gęsta zabudowa łódzkiego Manhattanu, wieża katedry…
– Najpiękniej jest, gdy zimą spadnie śnieg albo wieczorem… – mówi pani Bożena – kucharka, ekspedientka i szefowa bufetu w jednej osobie.
– Jak pani tutaj trafiła?
– Wcześniej zajmowałam się czymś zupełnie innym. To było dla mnie duże wyzwanie, ale lubiłam gotować i doszłam do wniosku, że przynajmniej spróbuję. Przyszłam do gazowni zapłacić rachunek i okazało się, że właśnie zwolniło się miejsce. Początkowo myślałam, że chodzi o malutki kiosk na dole, ale po rozmowie z administracją przyprowadzono mnie tutaj. Gdy po raz pierwszy zobaczyłam ten widok, pomyślałam, że to jest moje miejsce na ziemi.
Pani Bożena pracuje na trzynastym piętrze od siedmiu lat.
– Wie pan, wybudowałam sąd… – śmieje się, a ja spoglądam za okno na okazały, owalny gmach. – …Ale czy wybuduję dworzec, nie wiem… – dodaje.
Mało osób z zewnątrz wie o tym miejscu. A po zmianach w strukturze zatrudnienia, z dwunastu zajętych pięter budynku pozostały tylko trzy! Poza tym umowa podpisana przez panią Bożenę nie pozwala na organizację imprez ani otwarcie w godzinach innych niż biuro obsługi. Dlatego od dłuższego czasu bufet pani Bożeny świeci pustkami. Przychodzi tu zaledwie kilku klientów dziennie.
– Właściwie powinnam już dawno zakończyć tę działalność. Moja córka czasami zastanawia się, dlaczego ja tutaj jeszcze siedzę. Nie umiem tego wytłumaczyć. Po prostu coś mnie tu trzyma.
– Co można u pani zjeść?
– Dyżuruje schabowy. – wyjaśnia z uśmiechem pani Bożena. – Poza tym codziennie coś innego. Wszystko, co najlepsze w naszej polskiej domowej kuchni. Pierś z kurczaka przyrządzana na różne sposoby, tradycyjne zawijaki wołowe.
W jadłospisie są też między innymi pierogi z kapustą, serem, owocami i specjalność zakładu: naleśniki ze szpinakiem.
– Takich dobrych jeszcze pan nie jadł.
Na deser pyszne ciasto. Wszystko świeże i przyrządzane przez panią Bożenę na miejscu – żadnego mrożenia czy dowożenia. Można się tu zjawić codziennie od 9:00 do 16:00 (ul. Uniwersytecka 2/4).
– Zobaczymy, czy się uda…
– Co takiego, pani Bożeno?
– Od siedmiu lat obiecuję sobie, że przyjadę tutaj zobaczyć noc sylwestrową. I zawsze się tak układa, że nie mogę. Ale jeśli przetrwam, to w tym roku przyjadę na pewno. Wyobrażam sobie, że jest przepięknie.