Boję się rewitalizacji
Wymianie podlega wszystko: schody, tynki, rury kanalizacyjne, stropy, wnętrza „naszych” mieszkań… i ludzie. Wszystko będzie jak nowe. A nas wyprowadzi się w nieznane miejsce. Po remoncie zaś do „naszych” odnowionych już mieszkań przyprowadzą się inni. Kryterium jest takie: mają być „młodzi, piękni i bogaci”.
Mieszkamy w strefie objętej rewitalizacją. Sprzeczne informacje na jej temat budzą nasz niepokój, niepewność, nadzieję i obawy, bo tak naprawdę nikt z urzędników miejskich z nami o tym nie rozmawia. Od kilku lat (chyba jakoś tak od dziesięciu) było wiadomo, że nasze osiedle w całości będzie remontowane. Potem, że tylko wybrane kamienice, nasza zaś nie, ponieważ w naszej każde mieszkanie ma łazienkę i WC. Potem krążyły plotki, że i nas wyprowadzą w nieznane. Tak, „wyprowadzą w nieznane” to dobre określenie. Odzwierciedla bowiem prawie całkowity brak naszej sprawczości, wręcz bezbronność wobec urzędniczych decyzji. Możemy jedynie biernie poddać się wyprowadzeniu z remontowanej kamienicy. A to bierne poddanie się kryje w sobie jeszcze wiele odcieni i nie każdy z nich zapowiada świetlaną przyszłość w nowej lokalizacji.
Wprawdzie kilka lat temu zorganizowano spotkania informacyjne na temat rewitalizacji osiedla, ale żadnych konkretów nie podano, a koncepcje zmieniały się w zależności od nieznanych nam czynników. Wzbudzało to złość, brak zaufania do urzędników miejskich i zniechęcenie. Z gazet natomiast wyczytywaliśmy i z sąsiedzkich rozmów wynikało, że zagraniczny deweloper ma ochotę pozbyć się mieszkańców naszego osiedla. Chce je ogrodzić, wyremontować i sprzedać mieszkania po wygórowanych cenach. W tamtym czasie na forach internetowych pod artykułami prasowymi na ten temat trwała nawet spontaniczna nagonka, żeby meneli, czyli również mnie (nauczyciela akademickiego), wywieźć gdzieś za miasto, bo szpecimy zabytkowe osiedle. Bolało mnie to szufladkowanie – doskonale wiedziałem, że z tym menelstwem to przesada. Pamiętam, jak po pożarze w jednej z kamienic reporter łódzkiej stacji telewizyjnej wręcz sugerował swojej rozmówczyni, że „ogień zaprószył pijany mężczyzna”. Mam żal do mediów o to, że podtrzymywały w mieszkańcach miasta mit o menelach z naszej ulicy. Odnoszę wrażenie, że chciano w ten sposób uzasadnić i wesprzeć decyzje ówczesnych władz miasta odnośnie sprzedaży osiedla zagranicznemu deweloperowi. To dla niego urzędnicy mieli zrobić z nami – mieszkańcami „menelami” – porządek w zamian za przypływ gotówki do miejskiej kasy ze sprzedaży nieruchomości.
A tymczasem z mojego doświadczenia wynika, że ludzie są tu cisi, nocami jest spokojnie, a to, że mieszkamy w zaniedbanych kamienicach nie jest naszą winą. Każdy w miarę swoich możliwości na własny koszt remontował i modernizował mieszkania, by można było w nich żyć. A to zmienialiśmy system ogrzewania piecowego na elektryczny, a to wymienialiśmy wypaczone drewniane okna na plastikowe, a to zakładaliśmy modne wtedy boazerie, a to zmienialiśmy piece gazowe do grzania wody czy kuchenki gazowe na nowocześniejsze. Stawialiśmy też ścianki działowe, żeby poprawić sobie komfort życia. Wszystko za własne pieniądze. Bo jeśli chodzi o pieniądze, to administracja zarządza tylko klatkami schodowymi, strychem i elewacją. No i podwórkiem, o które i tak dbają sąsiedzi. Proces rewitalizacji jest natomiast totalny. Wymianie podlega wszystko: schody, tynki, rury kanalizacyjne, stropy, wnętrza „naszych” mieszkań… i ludzie. Wszystko będzie jak nowe. A nas wyprowadzi się w nieznane miejsce. Po remoncie zaś do „naszych” odnowionych już mieszkań przyprowadzą się inni. Kryterium jest takie: mają być „młodzi, piękni i bogaci”. Wysoka stawka za czynsz w kamienicy po remoncie i wizja kolejnej przeprowadzki skutecznie zniechęci byłych mieszkańców naszego osiedla do powrotu na stare (odnowione) śmieci.
Owszem, niektórych naszych sąsiadów perspektywa zmiany mieszkania cieszy. A najbardziej to, że gdy pójdą do bloków, to wreszcie będą mieli centralne ogrzewanie, czyli zimą w mieszkaniach będzie ciepło. Z tym się zgadzam, bo przy ogrzewaniu piecem węglowym temperatura waha się zimą pomiędzy 10 a 23° C w ciągu doby. Z ogrzewania elektrycznego w porywach można „wycisnąć” tylko do 20° C, a często zdarza się, że i to jest niemożliwe. Tak więc warunki bytowe mogą ulec poprawie.
Inny powód do zadowolenia może wynikać choćby i z tego, że trwające od 10 lat oczekiwanie na przeprowadzkę wreszcie się skończy. Przez te 10 lat w mieszkaniach nikt z nas nie robił żadnego remontu, bo przecież wiedzieliśmy, że już tej wiosny, już na tę jesień będą nas wyprowadzać. Tak było co roku. Dziś tapety na ścianach ledwo trzymają się tynku, sufity pożółkły, a my jesteśmy tym wszystkim zmęczeni. Gdy kiedyś dziennikarze przyjdą oglądać opuszczone przez nas wnętrza, mogą dojść do wniosku, że „menele zdewastowali mieszkania”. Pamiętajcie jednak, że 10-letnie życie na walizkach w ciągłej gotowości do przeprowadzki zdewastowało nasze życie, nie tylko wnętrza. I to nie my zgotowaliśmy sobie ten los.
Oprócz korzyści wynikających z możliwej poprawy warunków mieszkaniowych, taka rewitalizacja niesie ze sobą straty. Najbardziej będzie nam żal (i wiem, że naszym sąsiadom też) – naszych dobrosąsiedzkich kontaktów. Nie to, żebyśmy siedzieli sobie na karku i żyli w jakiejś komunie. Cenię sobie niezależność i prywatność, ale także ogromną wartość przedstawia dla mnie wzajemna, dyskretna dbałość o bezpieczeństwo na klatce schodowej. Można było wyjechać nawet na bardzo długo i było do czego wracać, choć wejścia do budynku nie są zamykane na klucz i brak jest domofonów. Wyobrażam sobie, że gdyby nasze podwórko tętniło życiem dzieciaków i młodzieży tak jak kiedyś, to również i oni ponieśliby straty. Zerwane więzi koleżeńskie, zmiana szkoły – to na pewno nic przyjemnego w życiu młodego człowieka.
A przy okazji rewitalizacji najbardziej przeraża mnie konieczność kolejnej, chyba 10 w życiu, przeprowadzki. Nie wiem, jak my to wytrzymamy, jak wytrzymają to nasze meble, jak przystosujemy się do nowych wnętrz, do nowych sąsiadów… Jesteśmy w sile wieku, ale co ma powiedzieć nasza sąsiadka staruszka?
Bardzo chcielibyśmy wrócić z powrotem do naszego mieszkania i do naszych obecnych sąsiadów, ale domyślamy się, że pewno nie będzie to możliwe. Z plotek wiemy, że w naszej kamienicy powstanie hotel. Czyli, prawdopodobnie nie mamy już do czego wracać. I zdaje się, że tym samym urzędnicy miejscy mają z głowy problem z rewitalizacją społeczną tej grupy mieszkańców naszego osiedla. Ale o tym napiszę innym razem.
You must be logged in to post a comment.