Bezradne osiedla?
Część ludzi działających w Radach myśli tak: my jesteśmy mieszkańcami i my sobie wystarczymy za wszystkich mieszkańców. I jeśli my nie widzimy problemu, to go nie ma. Natomiast oni są po to, żeby nas reprezentować, a co za tym idzie – słuchać. – mówi Maria Nowakowska koordynatorka Łódzkiego Centrum Obywatelskiego z ramienia Centrum Opus.
Aleksandra Dulas: Czy warto szkolić Rady Osiedli?
Maria Nowakowska: To zdecydowanie dobry pomysł. Dlatego, że większość obywateli ma dość nikłą świadomość istnienia Rad. A o ich kompetencjach to już mało kto cokolwiek wie. A one dużo mogą. Ponieważ jednak obywatele o Radach nie wiedzą, to same Rady są bardzo wsobne, niechętne kontaktom z mieszkańcami i zmianom. Nurt zmian nie płynie, czas się dla Rad zatrzymał. Propozycja wyjścia do obywateli i zrobienia czegoś nowego często odbierana jest jako atak na suwerenność. Po co robić coś nowego, skoro do tej pory było dobrze?
AD: Jakie są główne problemy w pracy z Radami?
MN: W Radach Osiedli jest bardzo mała rotacja członków. To są ciągle ci sami ludzie. Zatem bardzo trudno wprowadzać zmiany. Bywa tak, że jest silny Zarząd, który zasiada w Radzie od lat i karty ma już rozdane, a pozostałych członków traktuje jak pionki. Są takie, gdzie mamy zwalczające się obozy. I kiedy pada propozycja: wpuśćcie mieszkańców na obrady, zapytajcie, co chcieliby zrobić na osiedlu – to pojawia się silny opór. Dlatego szkolenia są bardzo potrzebne, szczególnie z nowoczesnych metod pracy, takich jak pozyskiwanie środków, networking, animacja społeczna.
AD: Jakie są kompetencje Rady Osiedla?
MN: Rada Osiedla dysponuje budżetem, który może przekazać na lokalne inwestycje, oraz mniejszymi pieniędzmi, które może przeznaczyć na dowolny cel: nagrody na konkurs w pobliskiej szkole, książki dla biblioteki itp. Ale przede wszystkim koncepcja jest taka, żeby były pośrednikiem między mieszkańcami a poszczególnymi wydziałami Urzędu Miasta. Ale to nie działa, bo Rady nie lubią, gdy ludzie pojawiają się na ich spotkaniach. Wiadomo, że to niesie ze sobą pracę i problemy. Rady mogłyby być przyczółkiem lokalnej animacji, partycypacji, tworzenia małej ojczyzny. Tylko, że na razie to jest optyka bardzo dla nich egzotyczna.
AD: Co robić, żeby to zmienić?
MN: Edukować. Ale to jest bardzo trudne, bo chodzi tak naprawdę o zmianę postaw. Członkowie muszą sami zauważyć potrzebę kształcenia. Nie wiem, czy ktokolwiek potrafi odpowiedzieć na pytanie: co zrobić, żeby ludzie chcieli się rozwijać, zwłaszcza wtedy, kiedy jest im wygodnie i bezpiecznie. W samych Radach trzeba przełamać poczucie bycia oblężoną twierdzą i zachęcić do pracy wspólnie z mieszkańcami. Oczywiście zdarzają się wspaniale działający ludzie, ale to jeszcze ciągle są wyjątki. Większość odbiera nominację od pani Prezydent i chce mieć przez 4 lata święty spokój.
AD: To dlaczego kandydują, co nimi kieruje?
MN: Pewien rodzaj splendorku.
AD: Malutkiego, skoro nikt tych ludzi nie zna.
MN: Tak. Możesz wejść do Rady mając 49 głosów. Jeśli jeszcze zagłosują na ciebie sąsiedzi z bloku, z którymi pijesz herbatę, to powinno wystarczyć. A później dzielisz pieniądze na osiedlu. Jeśli jest tam szkoła, do której chodzi twój wnuczek, to możesz sobie konkursik z nagrodami zrobić, Mikołajki dla dzieci, możesz dofinansować lokalną drużynę sportową. To wszystko poprawia wizerunek na osiedlu. Świetnie, ale może trzeba zapytać mieszkańców, czy oni tak samo wyobrażają sobie wydatkowanie tych pieniędzy.
AD: A co mieszkaniec, obywatel, obywatelka może zrobić, żeby mieć dobrą Radę Osiedla?
MN: Może uczestniczyć świadomie w wyborach, mądrze głosować. Zastanowić się, czy oddaje głos na swojego sąsiada, bo pożycza szklankę cukru, czy naprawdę uważa go za osobę aktywną, która potrafi zrobić coś konstruktywnego. Można namówić jakiś aktywistów, żeby kandydowali do Rady, jeśli się takich zna. No i można kandydować samemu. A jak Rada już jest, to można przychodzić na jej posiedzenia z pytaniami, problemami, zapraszać do współpracy. Mamy do tego pełne prawo. Błędem jest założenie, że Rada ma pieniądze i tylko po to do niej przychodzimy. Trzeba raczej nastawić się na współpracę, współdecydowanie, oswajać się nawzajem.
AD: Może warto jeszcze podkreślić, że Rady Osiedla są dla mieszkańców, nie same dla siebie czy dla Urzędu Miasta.
MN: Dotknęłaś bardzo ważnego problemu. Część ludzi działających w Radach myśli tak: my jesteśmy mieszkańcami i my sobie wystarczymy za wszystkich mieszkańców. I jeśli my nie widzimy problemu, to go nie ma. Natomiast oni są po to, żeby nas reprezentować, a co za tym idzie – słuchać.
AD: Centrum Opus realizuje projekt, który wspiera Rady Osiedli. Jak to robicie?
MN: Zorganizowaliśmy szkolenia z animacji społecznej, promocji zarządzania itp. Każda Rada dostała od nas materiały promocyjne, czyli tabliczkę na siedzibę, plakaty, ulotki, notesy. Zapewniliśmy też wsparcie animatora i mini grant w wysokości 3000 zł na projekt do zrealizowania na osiedlu.
AD: Jakie projekty były realizowane?
MN: Różne. Decydowali mieszkańcy, bo projekt był poprzedzony konsultacjami. Były działania dla seniorów, młodzieży, piknik dla mieszkańców i mieszkanek, kiermasz, wycinka mirabelek, bo przeszkadzały dzieciom w drodze do szkoły. Ale najdziwniejsze jest to, że niektórym Radom nie chciało się wypełnić wniosku, żeby móc z tych 3000 zł skorzystać. Nam bardziej zależało niż im, żeby te działania się odbyły. W projekcie uczestniczyło 9 Rad, ale tylko 3 projekty zostały zrealizowane bez problemów.
AD: Dlaczego?
MN: Moim zdaniem, mamy obecnie jakiś kryzys wiary w sens angażowania się. Łatwo jest powiedzieć: edukować, zachęcać. Ale przejdźmy do konkretów. Muszę iść do Kowalskich, którzy mieszkają pod piątką i zaproponować im coś lepszego niż to, co robią w wolnym czasie. Bo my nie konkurujemy z ich pracą, tylko ze wszystkimi przyjemnościami i aktywnościami, które oni mają po powrocie do domu. Jak by miała wyglądać taka edukacja, żeby była atrakcyjną alternatywą dla wszystkiego, co oni lubią i chcą robić w czasie wolnym? Myślę też, że dopóki ludzie nie mają zaspokojonych podstawowych potrzeb, nie maja dochodu na przyzwoitym poziomie, nie będą się angażować. Wtedy myślą o zupełnie podstawowych sprawach i nie mają siły na więcej. Gdy się pracuje po 8 godzin w fabryce i zarabia 1200 zł, to naprawdę ma się w nosie aktywność obywatelską. Oby zaczęło się to zmieniać.
Dobre praktyki rozmowy z przedstawicielami Rad Osiedli Stoki i Chojny
Miasto Ł: Dlaczego kandydowałeś do Rady?
Radny Osiedla Stoki: Przeprowadziłem się, polubiłem to miejsce i stwierdziłem, że mogłoby się lepiej rozwijać. Przede wszystkim zauważyłem, że na drogach nie jest bezpiecznie. Dzieciaki jeżdżą na rowerach, bawią się właściwie na ulicy, a nie ma żadnej infrastruktury zapewniającej im bezpieczeństwo. A marzą mi się podwórce, przyjazna okolica dla pieszych, rowerzystów, właścicieli psów. W Radzie nikt się tym nie zajmował, więc postanowiłem kandydować.
MŁ: I jak Ci się pracuje?
ROS: Bardzo dobrze. Zaraziłem innych moimi pomysłami, zaczęliśmy współpracować z organizacjami pozarządowymi, np. z Fundacją Fenomen. Uczymy się i już za chwilę będziemy robić pierwsze inwestycje.
MŁ: Jakie?
ROS: Na Janosika uspokoimy ruch, zrobimy spowalniacze, specjalne przewężenia. To jest projekt, który był zgłaszany do budżetu obywatelskiego, tylko nie dostał wystarczającej liczby głosów. Korzystamy z tych gotowych propozycji i je wdrażamy. To są bardzo dobre pomysły, ale zabrakło im głosów. I jeszcze skrzyżowanie Krokusowa – Pomorska. Tam jest bardzo niebezpiecznie. Zrobimy takie mini rondo. Co prawda ZDIT twierdzi, że się nie da. Ale się da.
MŁ: A masz z kim w Radzie współpracować?
ROS: Tak. Ludziom się podoba. To jest zaraźliwe, kiedy się udaje. Oglądamy rozwiązania z różnych europejskich miast i chcemy je mieć u siebie.
MŁ: Jako Rada Osiedla braliście udział w projekcie szkoleniowym w Centrum Opus. Czego się nauczyliście?
ROS: Projekt uczył badać potrzeby mieszkańców. Do tego trzeba mieć narzędzia i umiejętności. Bo często jest tak, że Rada robi swoje, a ludzie mają zupełnie inne pomysły. Trzeba odwrócić sytuację. My jako Rada jesteśmy tylko wykonawcą.
MŁ: Mieszkańcy przychodzą na zebrania Rady?
ROS: Tak. Stworzyliśmy profil na Facebooku, umieszczamy w Internecie sprawozdania z posiedzeń i jest odzew. Ludzie przychodzą na spotkania, żeby posłuchać, zobaczyć, podyskutować, zaproponować jakieś rozwiązania.
—
MŁ: Rada Osiedla Chojny brała udział w warsztatach prowadzonych przez Centrum Opus. Warto było?
Radny Osiedla Chojny: Warsztaty prowadzone przez OPUS w ramach projektu „Dobre Rady Dla Łodzi” uświadomiły mi, jaką rolę odgrywają jednostki pomocnicze. Są swego rodzaju łącznikiem między obcą, odległą panią z Urzędu a mieszkańcem, który widzi krzywy chodnik, brak kosza na śmieci, chce rozwiązać problem, a nie wie, gdzie się z nim zgłosić.
Podczas warsztatów uczyliśmy się diagnozować środowisko lokalne, badać mocne i słabe strony osiedla, a także wymienialiśmy się metodami mobilizacji mieszkańców, aby aktywniej włączali się w działania na rzecz osiedla.
MŁ: Realizowaliście też własne działanie w ramach mini grantu. Jakie?
ROCh: W czerwcu przeprowadziliśmy ankietę wśród mieszkańców dotyczącą obszarów, w których Rada Osiedla powinna bardziej się zaangażować. Jedną z częściej wymienianych potrzeb była organizacja imprez integrujących mieszkańców. Dlatego zdecydowaliśmy się na zorganizowanie pikniku rodzinnego „Pożegnanie Lata”, na którym przeprowadziliśmy serię konkursów dla młodszych oraz starszych mieszkańców, dzięki którym mogli się poznać, pośmiać, zintegrować. Wykorzystaliśmy ten czas także na zachęcenie mieszkańców do głosowania na projekty z naszego Osiedla zgłoszone do Budżetu Obywatelskiego. Opłacało się, bo dwa z nich będą realizowane w następnym roku.
MŁ: Czy dzięki szkoleniom Rada działa lepiej?
ROCh: Nasza Rada małymi kroczkami idzie w kierunku otwartości i polepszenia komunikacji z mieszkańcami. Pracujemy nad skuteczniejszym wykorzystaniem FB, w następny roku planujemy uruchomić stronę WWW. Zachęcamy mieszkańców do przychodzenia na nasze obrady – ludzie zaczynają rozumieć, że mają prawo przyjść, posiedzieć, posłuchać i poobserwować, jak działają i zachowują się radni, których wybrali.
Jest jeszcze coś, czym pragnę się pochwalić. Podczas dyskusji nad przeznaczeniem ponad 1,5 mln zł z tzw. algorytmu nasza Rada dopuściła do głosowania wszystkie projekty, które nie otrzymały dofinansowania z Budżetu Obywatelskiego w poprzednim roku. Wydaliśmy na te zadania ponad 600 tys. zł.