Bariera potencjału
Sądzę, że narobimy dużego kłopotu, jeżeli nie doprowadzimy do upadku naszej cywilizacji. To nie błąd redaktorski. Powtarzam, nasza cywilizacja powinna przestać się rozwijać. Wniosek wyciągam wspominając wykłady nauczycieli, którzy wbijali w głowy studentów Politechniki Łódzkiej wiedzę, wydawałoby się nikomu do niczego niepotrzebną.
Straszenie końcem świata ma długą i bogatą tradycję. Co kilka dni dowiadujemy się, że roztopią się lodowce albo odwrotnie – Ziemia całkowicie zamarznie. Może też być tak, że w dacie kalendarzowej spotka się kilka takich samych cyfr. Takie zestawienie to niechybny koniec Świata. Co prawda ostateczny i absolutny kres naszego jestestwa z przełomu tysiącleci czy dwunastego grudnia 2012 roku nie nastąpił, ale może 12.12.2112 wypali?
Pozwolę sobie postraszyć zupełnie przeciwnym argumentem. Jak tak dalej pójdzie i nasza nauka dalej będzie się rozwijała z dotychczasową progresją, to rozwalimy nie tylko Matkę Ziemię, ale pewnie cały Wszechświat.
Poważnie! Sądzę, że narobimy dużego kłopotu, jeżeli nie doprowadzimy do upadku naszej cywilizacji. To nie błąd redaktorski. Powtarzam, nasza cywilizacja powinna przestać się rozwijać. Wniosek wyciągam wspominając wykłady nauczycieli, którzy wbijali w głowy studentów Politechniki Łódzkiej wiedzę, wydawałoby się nikomu do niczego niepotrzebną.
Przypomnijmy sobie główną zasadę, od której trzeba było zacząć odpowiedź z dowolnego przedmiotu: dlaczego jakieś zjawisko zachodzi? Odpowiedź: dla zmniejszenia energii – już dawało tróję na szynach. I to jest absolutna prawda. Wszystko, co nas otacza, dąży do obniżenia energii. Kubek spadający ze stołu czy dziecko robiące bęc na chodniku obniżają energię potencjalną. Rower bez pedałowania czy nie kopnięta piłka na którymś z łódzkich trzecioligowych stadionów zastygną w bezruchu, czyli pozbędą się energii kinetycznej. Nie ogrzewany czajnik ostygnie, a nie zasilana lampa zgaśnie. Wszystko, co nie jest napędzane energią z zewnątrz, zatrzyma się, uspokoi, uśnie, a może i umrze.
Skąd więc wyjątki potwierdzające tę regułę? Pierwszy każe wodzie płynąć do góry. Dzieje się tak wtedy, kiedy ściągamy wężykiem płyn z balonu. Może to być woda, choć częściej bywa wino, ale chodzi o wytłumaczenie zjawiska. Sumarycznie całość traci energię, ale najpierw ciecz podnosi się aż do granicy wyznaczonej przez szyjkę naczynia, a dopiero potem opada aż do kieliszka czy karafki stojącej poniżej poziomu płynu Bachusa w balonie. Brzeg szyjki naczynia stanowi tytułową barierę potencjału.
Przy okazji, swego czasu ta fenomenalna w swej prostocie zasada pozwoliła naszym naukowcom z Uniwerku przy Pomorskiej [Wydział Fizyki i Informatyki Stosowanej Uniwersytetu Łódzkiego – przyp. red.] zbudować jeden z pierwszych na świecie mikroskopów tunelowych. Jakby ktoś nie wiedział, to taka maszyna, z której są wystrzeliwane elektrony, mimo tego że niby nie mają siły opuścić macierzystego urządzenia. Te elektrony pokonują barierę dlatego, że po jej przekroczeniu osiągają błogi stan odpoczynku w poczuciu bardzo niskiej energii, a my wykorzystując małych leniuszków mamy podgląd w skali nano.
Teraz mogę wrócić do sedna moich przemyśleń.
Jeżeli człowiek jest szczytowym osiągnięciem życia na naszej planecie, a życie jest bardzo energochłonnym zjawiskiem, to biorąc pod uwagę nasze marnotrawstwo energii coś może być na rzeczy.
Może natura stworzyła życie, żeby powstała tak zwana istota inteligentna? Żeby ta istota w toku swoich działań wyprodukowała bomby atomowe, wodorowe, neutronowe itd.? A potem zaczęła bawić się w tworzenie ośrodków badawczych o mocy CERN-u [Europejska Organizacja Badań Jądrowych – przyp. red.] i wyprodukowała małą Czarną Dziurę, albo coś jeszcze ciekawszego?
Pytania takie zadaję sobie od lat, ponieważ doskonale wiem, ile my, to jest ludzkość, wydajemy na zbudowanie czystej elektrowni termojądrowej, a ile przeznaczamy na zbrojenia, łącznie z brudną bombą jądrową. Niestety druga z opisanych sum jest wiele tysięcy razy większa od pierwszej.
Pytam siebie w myślach także o to, czy aby na pewno wielkie wymierania w prehistorii były spowodowane uderzeniami komet w naszą planetę? A może były już takie próby i na przykład 65 milionów lat temu powstała inteligencja gadów, które odkryły bombę lepszą od atomowej? W końcu za 65 milionów lat, po nas też nie będzie najmniejszego śladu. Jeżeli tak jest, to im dłużej się rozwijamy, tym wyższą barierę potencjału będziemy mogli pokonać. Z wszystkich książek do historii wynika, że jeśli będziemy mogli pokonać, to pokonamy, a więc pytanie brzmi: jak bardzo możemy napsocić?
Nieszczęście w Hiroszimie to ledwie kichnięcie w porównaniu z wynalazkiem Rosjan z 1961 roku, kiedy 27-mio tonowa Car-bomba spowodowała wyparowanie kilku wysp z archipelagu Nowej Ziemi, a fala sejsmiczna trzykrotnie obiegła powierzchnię planety. W 39 nanosekund wybuchło 10 razy więcej niż w czasie całej drugiej wojny światowej. Gdyby ktoś chciał wykorzystać tę energię do opalania, to stojąc 100 km od czterokilometrowej kuli ognia doznałby oparzeń 3-ego stopnia. Na szczęście bomba była ruskim niewybuchem i eksplodowała tylko jej część. Gdyby odpaliło wszystko, o czym marzył Nikita Chruszczow, mógłbym być na innym kawałku Ziemi niż czytelnicy, i nici z artykułu.
Teraz kombinujemy nie tylko przy cząstkach, z których składają się atomy, ale przy kwarkach, czyli częściach, z których składają się części atomów. Różnica w mocy niszczącej nowych „zabawek” do bomby atomowej jest taka, jak atomówki do maczugi troglodyty.
Wspomniane wcześniej gmeranie przy mikro czarnych dziurach w CERN, to odrobina igrania z…
No właśnie, z czym?
Mądrzy mówią, że policzyli i na pewno tak małe czarne dziury wyparują. A co, jeśli pomylili się w tych obliczeniach?
Na pocieszenie powiem, że jest kilka rozwiązań. Po pierwsze, Mądrzy opanują się i przestaną grzebać, dopóki wszystkiego poważnie nie sprawdzą. Nie wierzę w taki rozwój wypadków, ale jest drugie rozwiązanie. Może czarna dziura połknie naszą planetę, a jeżeli tak, to nawet tego nie zauważymy, bo stanie się to w ułamku sekundy. Po prostu pomiędzy Marsem i Wenus nagle stanie się pusto.
No i trzecia droga, będziemy dalej babrolić i szukać coraz głębiej w atomie, używając coraz bardziej energetycznych metod. Dojdziemy do punktu, w którym nastąpi kolaps czasoprzestrzeni, czym doprowadzimy do odwrotności Wielkiego Wybuchu, a więc stanu najniższej, bo zerowej energii Wszechświata.
Obym się mylił mówiąc, że natura przez ostatnie cztery i pół miliarda lat, na trzeciej skalistej planecie przy średniej wielkości gwieździe zwanej Słońcem, na obrzeżach zupełnie przeciętnej galaktyki zwanej Drogą Mleczną zainwestowała w łańcuch energochłonnych wydarzeń, by móc wreszcie odpocząć w niebycie.
Jeżeli taki koniec Wszechświata na razie nie nastąpi, to w następnym felietonie naukowym spróbuję nie straszyć.
W końcu halloween już za nami, a wiosenne dziady dopiero za pół roku.
Mam potencjał, nie boję się barier, czego i Państwu serdecznie życzę.