Bunt. Mądry wybór
Z Justyną Chrapowicz, przewodniczącą założonego w Łodzi i pierwszego w Polsce związku zawodowego w Lidlu, niedawno zwolnioną za działalność na rzecz praw pracowniczych, rozmawiają Michał Gauza, Ewa Kamińska-Bużałek i Ewa Linek.
Kto pracuje w Lidlu? Przy kasach częściej widzimy kobiety, ale może mężczyźni wykonują w tym czasie zadania wymagające większej siły fizycznej?
Wyraźnie dominują kobiety. Podobnie jak w każdym markecie dowolnej sieci handlowej. Podejrzewam, że nie jest to celowa strategia pracodawców – po prostu kobiety częściej zgłaszają się do tej pracy. Efekt jest taki, że kobiety same dźwigają ciężkie towary, np. zgrzewki wody mineralnej.
Ale przecież obowiązują przepisy prawa pracy i zasady BHP, w tym te dotyczące norm dźwigania.
Ale nie są one przestrzegane. Podam taki przykład. W Lidlu używa się ręcznych wózków paletowych, tzw. paleciaków. Zgodnie z przepisami dopuszczalna masa ładunku przemieszczanego przy użyciu takiego wózka wynosi – wraz z masą wózka – 450kg. W praktyce oznacza to, że takim wózkiem można przewozić jedynie pustą paletę. Wystarczy jednak wejść do pierwszego lepszego sklepu, a najprawdopodobniej ujrzymy w nim kobiety przewożące ręcznymi wózkami widłowymi całe palety towarów, także tych najcięższych.
Wózki elektryczne byłyby o wiele bardziej efektywne i nie narażałyby pracowników na uszkodzenia kręgosłupa, jednak nie każdy może nimi jeździć. Trzeba ukończyć szkolenie. Wypadków związanych z nieumiejętną obsługą takich wózków było już dużo i nie trzeba nikomu tłumaczyć, dlaczego te szkolenia są tak ważne.
Niestety, otrzymujemy regularne sygnały zarówno od pracowników, jak i od Państwowej Inspekcji Pracy, że osoby zatrudniane w Lidlu nie mają ukończonych szkoleń w zakresie obsługi elektrycznych wózków widłowych.
Czy kobiety zatrudnione w Lidlu mają możliwość zajść w ciążę bez ryzyka utraty zatrudnienia? Czy pracownica ma możliwość skorzystania ze zwolnienia lekarskiego lub urlopu w związku z opieką nad dzieckiem?
To kolejny wielki problem. Nie tylko w Lidlu, ale także w innych sieciach. Pracownice notorycznie zgłaszają nam trudności, jakie napotykają, chcąc skorzystać ze zwolnienia lekarskiego, w tym ze względu na ciążę. Mieliśmy sygnały od kobiet, które zaraz po powrocie z takiego zwolnienia straciły pracę.
Z urlopami też bywa różnie. Przykład z mojego doświadczenia: po tym, jak zdarzyło mi się wziąć dzień wolnego na żądanie, zadzwonił do mnie przełożony z informacją, że po następnym takim „wybryku” zostanę zwolniona. Państwowa Inspekcja Pracy wykryła w Lidlu liczne nieprawidłowości dotyczące przyznawania urlopów.
Skąd te problemy? Jest coraz mniej pracowników, a normy wykonywanej pracy są coraz bardziej wyśrubowane. W Lidlu ten sam pracownik obsługuje kasę, wykłada towar, sprząta sklep oraz wypieka pieczywo.
Jednak nie wszyscy się buntują. Wielu pracowników i wiele pracownic nie zna swoich praw albo godzą się na ich zawieszenie, byle nie stracić zatrudnienia. Mówią: „Tak musi być” i spełniają każde polecenie szefa. Co musi się stać, żeby powiedzieli „dość” i zdecydowali się walczyć o swoje prawa? Jak to było w Pani przypadku?
To prawda, że obawa przed reakcją pracodawcy jest główną przyczyną bierności. To podstawowy problem wszystkich pracowników w Polsce, nie tylko tych zatrudnionych w handlu. Pracodawcy zaś często uważają, że Polska jest krajem łamistrajków i ludzi niezorganizowanych, którzy zgodzą się na pracę w warunkach, jakich nigdy nie zaakceptowaliby np. Niemcy.
Myślę, że u nas ludzie dopiero uczą się korzystania ze swoich praw. W krajach Zachodu związki zawodowe istnieją od ponad 150 lat, a tutaj mają dopiero około 30-letnią tradycję.
Dlaczego powiedziałam „dość”? Chyba dlatego, że warunki pracy w Lidlu były już tak złe, że przestało mi na czymkolwiek zależeć. Był taki okres, że stawiałam firmę na pierwszym miejscu – nie miałam życia prywatnego, siedziałam w pracy po 12 godzin, nie mogłam iść na urlop, bo zawsze była na to „zła pora”. A kiedy w końcu mi się udało, to i tak ciągle musiałam odbierać telefony, ponieważ w Lidlu kierownik odpowiada za sklep przez cały czas – nawet gdy przebywa na urlopie.
Mimo że tak mocno poświęcałam się pracy, wciąż naciskano na mnie, bym pracowała jeszcze wydajniej. Aż w końcu powiedziałam: dość! Uznałam, że albo uda mi się coś poprawić, albo znajdę inną pracę. Zdecydowałam się na to pierwsze – i niczego nie żałuję, mimo że muszę teraz walczyć w sądzie, ponieważ zostałam bezprawnie zwolniona.
Wyrzucono Panią z pracy w odwecie za działalność w związku zawodowym i nadal uważa Pani, że takie zaangażowanie ma sens?
Nie mam co do tego wątpliwości. Jeżeli robiąc to wszystko, choć trochę poprawię warunki pracy w Lidlu, to będę szczęśliwa. Cieszy mnie fakt, że po tym, jak mnie zwolniono, coraz więcej ludzi zaczęło się zapisywać do związku. Udało nam się wzmocnić naszą siłę.
Dopiero dzięki zaangażowaniu w działalność „Solidarności” dowiedziałam się, jak naprawdę funkcjonuje Lidl. Nie wiedziałam, że w tak dużym zakładzie możliwe są tak liczne nieprawidłowości – a mówię tylko o tych, które do tej pory wykryła Państwowa Inspekcja Pracy. Wciąż spływają do nas raporty pokontrolne, w których opisane są nowe naruszenia.
Wszystko to wynika oczywiście z przyzwolenia pracowników, którzy nie znają własnych praw, a także z wysokiego poziomu bezrobocia w naszym kraju. Kilka lat temu, kiedy bezrobocie wynosiło ok. 6% a pracodawcy sami poszukiwali pracowników, warunki pracy były znacznie lepsze.
W powszechnym wyobrażeniu działacz związkowy to mężczyzna…
Kobiet jest w związkach mniej, choć zależy to też od specyfiki zawodu. Uważam jednak, że kobiety są bardziej zorganizowane. Nasi koledzy żartują sobie, że faceci są indywidualistami i nawet jeżeli jeden z nich przyłączy się do działań, to jego najlepszy kolega już niekoniecznie. W przypadku kobiet jedna przyciąga drugą. Czuć tę naszą kobiecą solidarność.